Dobro. Podaj dalej!

Justyna Liptak

publikacja 08.03.2017 04:00

– Nie mamy zamiaru nikogo okładać Biblią. To nasze czyny mają pokazać, że chrześcijanie są fajnymi ludźmi – mówi Magdalena Westa, liderka wyprawy.

Od lewej: Monika Naumczyk, Marcin Krusiński, Magdalena Westa i Magdalena Elmanowska. Justyna Liptak Od lewej: Monika Naumczyk, Marcin Krusiński, Magdalena Westa i Magdalena Elmanowska.

To grupa 15 pozytywnych osób. Połączyła je wiara w Boga i chęć niesienia pomocy innym – nie tylko w kraju. Zaledwie kilka miesięcy dzieli ich od wylotu do Kairu, gdzie przez trzy tygodnie angażować się będą w działania na rzecz potrzebujących. Głównie muzułmanów.

Działać „w paszczy lwa”

Zaangażowani w projekt wolontariusze mają bardzo napięty grafik, ale z entuzjazmem opowiadają o przyszłej wyprawie. Wszyscy czynnie udzielają się w DA „Winnica” w Gdańsku-Wrzeszczu. Do wyjazdu przygotowują się już od miesięcy.

– Chcemy poznać kulturę miejsca, do którego jedziemy. Tamtejsze zwyczaje i tradycje – podkreśla M. Westa. Dla dziewczyny to kolejna wyprawa poza granice kraju, którą odbędzie w ramach projektu „Dobro. Podaj dalej!”. Wcześniej była na Syberii, brała też udział w akcjach organizowanych przez grupę kazachską po powrocie z wyjazdu misyjnego. Tak trafiła do DA „Winnica”. – Projekt jest dwuletnim programem, który składa się z trzech części: przygotuj, działaj, podaj dalej. Teraz jesteśmy w fazie przygotowań. Mamy czas na zbieranie pieniędzy, a także na spotkania z osobami, które w Kairze mieszkały i mogą się podzielić cennymi dla nas wskazówkami – tłumaczy. Do tej pory udało się im spotkać z kapłanem, który w Egipcie mieszkał 20 lat, a także z osobami, które wcześniej wyjeżdżały na wolontariat do Jezuickiego Centrum Edukacyjnego w dzielnicy El-Matariya w Kairze.

– Nasze, jako jezuitów, działania na tamtym terenie są cykliczne. Nie jest tak, że raz na ileś lat pojedzie tam grupka Europejczyków, żeby w czymś pomóc. Co roku z naszego kraju do Kairu jadą wolontariusze, którzy angażują się w naukę języka angielskiego wśród dzieci czy też prace remontowe – wyjaśnia o. Paweł Kowalski SJ, opiekun duchowy DA „Winnica”. Przed tymi, którzy zdecydowali się wziąć udział w projekcie, stoi więc kilka zadań. Przede wszystkim – wspomniana nauka angielskiego oraz animacja czasu wolnego w organizowanej przez jezuitów ochronce dla dzieci. – Edukacja jest niezwykle istotna, bo prawie połowa Egipcjan to analfabeci. Natomiast angielski jest językiem międzynarodowym i mamy nadzieję, że jego nauka pozwoli poszerzyć horyzonty – doświadczyć, że chrześcijanin Europejczyk to dobry, pomocny człowiek. Nie ma co się oszukiwać, pewnie część z tych pochodzących z bardzo ubogich rodzin dzieci trafi do szemranego środowiska. Stąd chcemy wierzyć, że nasze zaangażowanie pozwoli chociaż kilku z nich wybrać inną drogę – podkreśla o. Kowalski.

Komentarze internautów na jednym z portali, w którym ukazał się artykuł dotyczący projektu, były bardzo nieprzychylne. Odradzano im wyjazd „do paszczy lwa”. – Ludzie się boją, to zupełnie zrozumiałe, bo dochodzą do nas różne wieści. Jednak czy możemy mieć przekonanie, że w Europie są miejsca 100-procentowo bezpieczne? Nie mamy zamiaru wystawiać Boga na próbę i zapuszczać się w niebezpieczne rejony – wyjaśnia o. Paweł. Dodatkowo zdecydowali, że w każdym tygodniu dwie osoby staną na modlitewnej warcie. – Odmawiamy dziesiątkę Różańca w intencji naszego bezpiecznego pobytu tam, a także za tych ludzi, których spotkamy na swojej drodze – podkreśla M. Westa. – Moim zdaniem, najłatwiej krytykuje się tych, którzy coś robią. Super by było, gdyby hejterzy zeszli z kanapy, zostawili swoje komputery i zaczęli się angażować w pomoc bliźniemu – dodaje Marcin Krusiński.

Na co dzień będą pracować głównie w środowisku muzułmańskim. Jednak nie zamierzają nikogo na siłę przekonywać do swojej wiary. – Celem naszego pobytu tam nie jest wykładanie teologii. Chyba każdy wie, że wtłaczanie komuś czegoś na siłę zawsze przynosi odwrotny skutek – mówi Marcin. – Naszym zamiarem nie jest wznoszenie murów, a budowanie mostów. Chcemy zaoferować swoją codzienność tym, którzy jej potrzebują – niezależnie, czy jest to katolik, czy muzułmanin – dodaje M. Westa. Młodzi będą również odpowiedzialni za odnowienie kuchni w tamtejszej świetlicy – jest to miejsce, w którym podopieczni mają szansę zjeść ciepły posiłek w ciągu dnia. Wolontariusze chcą również pomóc siostrom ze zgromadzenia Matki Teresy w pracy w egipskim szpitalu dla niepełnosprawnych. – Mamy świadomość, że to tylko trzy tygodnie, ale nie jedziemy na wakacje. Nie planujemy pięknych zdjęć z piramidami czy całodziennego zwiedzania. Przyświeca nam konkretny cel: działać – podkreśla o. Kowalski. Podobnie myślą młodzi. – Niektórzy z nas zapisali się na dodatkowy angielski, żeby jak najlepiej się przygotować – dodaje Magda.

Potem rwą się do działania

Marcin do DA należy od niedawna. – Przeprowadziłem się do Gdańska i szukałem wspólnoty, która aktywnie działa. Ktoś polecił mi właśnie tę. Zgłosiłem się i niedługo potem usłyszałem o możliwości wolontariatu – opowiada. Nie zastanawiał się długo. – Bo nie było nad czym. Skoro Bóg chciał, żebym wybrał to duszpasterstwo, a następnie dowiedział się o wyjeździe, to dla mnie oczywiste, że zachęca mnie do podjęcia tego trudu – mówi Marcin. To właśnie na powołaniu opiera się cała inicjatywa. – Naszą rolą jest odczytać wolę Boga, to On prowadzi w życiu. Jasne, zdajemy sobie sprawę z tego, że 15 ludzi nie zmieni panującej w Kairze sytuacji, ale nie zwalania nas to z obowiązku starania się na 100 proc. – podkreśla o. Kowalski.

Monika Naumczyk czynnie zaangażowała się w przygotowania do ŚDM w Gdańsku. Teraz przyszedł czas na nowe wyzwanie. – Medialne przekazy dotyczące tamtego miejsca nie napawają optymizmem. Stąd moje pragnienie, aby móc po powrocie dać świadectwo z faktycznej sytuacji. Oczywiście, mam obawy, choćby dlatego, że ksiądz opowiadający nam o tamtym regionie potwierdził, że chrześcijanie są prześladowani, nie jest im tam łatwo żyć. Mam nadzieję, że nasza obecność, choć krótka, będzie dla nich wsparciem – mówi dziewczyna. Magda Westa na chwilę się zamyśla. – Dla mnie najbardziej nurtującą kwestią tego wyjazdu jest, co bym odpowiedziała, gdyby ktoś zadał mi pytanie, czy jestem w stanie umrzeć za swoją wiarę. Naprawdę nie wiem, bo w Polsce mamy komfort, o którym wielu może zapomniało, otwartej wiary w Boga. Tam chrześcijanie są w mniejszości – podkreśla.

Magdalena Elmanowska jest weteranką wyjazdów wolontariackich, organizowanych przez DA „Winnica”. – W tym roku miałam pewne wątpliwości, czy faktycznie ten nasz wyjazd ma sens. Wtedy dotarła do mnie informacja o śmierci Heleny Kmieć, która do końca się nie poddała, bo wierzyła w to, co robi – wierzyła w Boga. To popchnęło mnie w kierunku Kairu, bo czuję, że tam jestem potrzebna – mówi M. Elmanowska. Sama nieraz przekonała się, że z Bożym konceptem nie ma co walczyć – trzeba zaufać i czasami rzucić się na głęboką wodę. – Studiowałam prywatnie i każde wakacje poświęcałam na pracę, aby zarobić na kolejny rok. W momencie, kiedy dowiedziałam się o wyjeździe do Kazachstanu, pomyślałam” „Świetna sprawa! Szkoda, że nie dla mnie, bo muszę pracować” – wspomina. Ostatecznie jednak postanowiła zaryzykować i, zamiast do sezonowej pracy, pojechała na wolontariat. – To było totalne szaleństwo, ale Bóg działa tak, że jeśli budzi w człowieku pragnienie, to daje również rozwiązanie. Po powrocie z Kazachstanu w domu spędziłam zaledwie 13 godzin, bo dostałam pracę w Anglii, gdzie mogłam zarobić brakującą kwotę na studia – dodaje.

Obie Magdy przyznają, że podczas poprzednich edycji projektu zetknęły się ze skrajną biedą. – Na Syberii dzieci biegały samopas, bo rodzice to w większości alkoholicy. Wódka kosztuje tyle, ile lepsza czekolada, a bezrobocie jest ogromne. Natomiast pracujący rodzice nie mają dla swoich pociech czasu, bo najczęściej ciągną trzy etaty, żeby zapewnić jakiś podstawowy standard życia – mówi M. Westa. – W Kazachstanie panuje ogromna bieda emocjonalna. Rodziny są najczęściej rozbite, a dzieci potrzebują najprostszych gestów – przytulenia czy pogłaskania po głowie. Lgnęły do nas niesamowicie, bo ktoś po raz pierwszy od długiego czasu się nimi zainteresował i chciał spędzić z nimi czas. Najbardziej uderzyło mnie to, że dzieci był strasznie zaniedbane – brudne, ze skołtunionymi włosami. Takie obrazy towarzyszyły nam na co dzień – wspomina M. Elmanowska.

Ojciec Paweł wyjaśnia, że paradoksalnie pierwszymi, którzy skorzystają na tym wyjeździe, są wolontariusze. – Będzie to dla nich czas duchowej formacji liderów, czyli ludzi, którzy powrócą po bardzo mocnym doświadczeniu i którzy będą później aktywnymi chrześcijanami tutaj, na miejscu – mówi. Bo program nie kończy się po powrocie. Potem trwa kolejny rok, by wolontariusze mieli okazję zaangażować się w działania na rzecz potrzebujących w Polsce. – Możliwości jest mnóstwo – można pomóc seniorom w codziennych obowiązkach, skupić się na dzieciach, które potrzebują wsparcia w odrabianiu lekcji, czy zaangażować się w akcje ewangelizacyjne. Jedno jest pewne – każdy, kto wraca z takiego wolontariatu, aż rwie się do działania – mówi M. Elmanowska.

Aby młodzi mieli szansę wyjechać do Kairu, potrzebują pieniędzy. Rozpoczęli już zbiórkę w parafiach archidiecezji gdańskiej. Można ich także wesprzeć poprzez platformę crowdfundingową PolakPomaga.pl oraz Jezuickie Centrum Społeczne „W akcji”.