Nie mogłem zawieść parafian

ks. Tomasz Lis

publikacja 05.03.2017 06:00

Wiedział, że gdy powie prawdę, będzie mu grozić wywózka do Oświęcimia. Nie wydał nikogo i pozostał wierny wartościom, które głosił i którymi żył. Stał się męczennikiem za prawdę.

Duszpasterz z parafianami na dziedzińcu kościoła  pw. św. Józefa Archiwum Zgromadzenia Córek św. Franciszka Serafickiego i parafii św. Józefa w Sandomierzu Duszpasterz z parafianami na dziedzińcu kościoła pw. św. Józefa

Był to niepewny czas okupacji. Hitlerowcy coraz bardziej wyczuwali to, że w pełnym historii i tradycji mieście rozwija się struktura podziemnego ruchu oporu. Niejeden mieszkaniec doświadczył brutalnych przesłuchań, więzienia w kazimierzowskim zamku czy wywózki do obozów. Nikt jednak nie przypuszczał, że na liście podejrzanych i przeznaczonych do aresztowania może znaleźć się jeden z najbardziej znanych i lubianych proboszczów Sandomierza, mający już swoje lata ks. prałat Antoni Rewera.

Czarny poniedziałek

Sandomierzanie mogli się spodziewać takiego dnia. Od wczesnych godzin rannych 16 marca 1942 r. gestapo dokonywało masowych aresztowań. Niemcy brali odwet za wzmagający się ruch wolnościowy. Zasłużonego i leciwego proboszcza aresztowano pod pretekstem współpracy w tworzeniu i czytaniu antynazistowskich tajnych ulotek. Ks. Antoni Rewera, będąc wielkim społecznikiem i autorytetem moralnym dla mieszkańców Sandomierza, nie mógł zyskać sympatii okupanta. W chwili aresztowania przez hitlerowców ks. Antoni był proboszczem parafii św. Józefa. Jak opisuje świadek wydarzenia, K. Gajewski, organista, tego przedpołudnia ks. Rewera, czekając na pogrzeb, modlił się na klęczniku, odmawiając brewiarz. Gdy jedna z kobiet zaalarmowała proboszcza o przybyciu gestapo, pozostał nadal spokojny i modlił się. Wobec decyzji dwóch przybyłych Niemców o aresztowaniu ks. Antoni zapytał, czy może zabrać ze sobą brewiarz.

Wtedy gestapowiec wyrwał mu go z ręki i rzucił na komodę. Podczas przesłuchań ksiądz Rewera na pytanie, czy czytał tajne ulotki, miał odpowiedzieć: „Tak, z woli Bożej każdy ma prawo do wolności i do swobody wypowiadania swoich myśli”. Gdy parafianie i współwięźniowie pytali, dlaczego tak powiedział, odpowiadał: „Nie mogłem przecież kłamać”. Tego dnia aresztowano także mieszkającego z nim młodszego, ale schorowanego brata Kazimierza oraz ponad stu mieszkańców miasta. Wszyscy trafili do więzienia, które znajdowało się na sandomierskim zamku. W ciągu jedenastu dni, jakie tam spędził, był wielokrotnie przesłuchiwany. Na obietnice uwolnienia za wydanie osób, od których otrzymywał ulotki, ks. Rewera miał odpowiedzieć: „Moi parafianie mają do mnie zaufanie, ja ich wydać nie mogę”. W swoich wspomnieniach ks. J. Stępień, współtowarzysz uwięzienia, zapisał: „W nocy, z narażeniem własnego życia, spowiadał w pozycji leżącej aresztowanych towarzyszy z Sandomierza, przebywających we wspólnych salach. Gdy pytano go, jak się czuje, odpowiadał: dziękuję, dziś już czterech wyspowiadałem”. Po kilkunastu dniach pobytu w sandomierskim więzieniu wraz z dużą grupą mieszkańców został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

Sandomierski Maksymilian

Skierowano go do komanda Strassebau, które pracowało przy kopaniu kanału. Potem trafił do kartoflarni, gdzie panowały lżejsze warunki obozowej udręki. – Gdy wydawano jedzenie, wszyscy się pchali, on stał spokojnie na końcu. Kiedyś skradziono mu chleb, nie poskarżył się sztabowemu, dopiero ktoś inny powiedział o tym. Zapytany, dlaczego o tym nie doniósł, odpowiedział: „Żeby nie było hałasu o takie głupstwo”. A przecież w tych warunkach ta kromka chleba decydowała o życiu, nie była głupstwem – wspominał po latach współwięzień o. Józef Natorski, kapucyn. Na początku czerwca wraz z innymi kapłanami ks. Antoni został przewieziony z Oświęcimia do obozu w Dachau. To tam spotkał swojego siostrzeńca ks. Władysława Miegonia, ale ze względu na warunki obozowe mogli tylko czasem i w pośpiechu zamienić kilka słów.

– Obóz w Dachau był nie tylko „żywym piekłem”, ale także skrawkiem nieba, gdzie byli święci. W okresie straszliwego głodu, kiedy była szansa zdobycia wolności za cenę przyjęcia narodowości niemieckiej, nikt z księży nie zdradził. Nawet najbardziej nieżyczliwi wyrażali im uznanie – podkreślał w osobistych wspomnieniach ks. Konrad Szweda. Straszne warunki obozowe dokonywały wielkiego zniszczenia zdrowia 73-letniego kapłana. Powstałe rany w nodze i przebyty tyfus sprawiły, że skierowano go na rewir, czyli do obozowego szpitala. Pewnego jesiennego dnia jeden z izbowych, by powiększyć udręki kapłana, zabrał ks. Rewerę do łaźni i wylał na niego kilka kubłów zimnej wody. To poskutkowało szybkim pogorszeniem zdrowia. Z dnia na dzień słabł i chwytała go śpiączka. Jak wspomina inny ksiądz – więzień, który był wtedy w rewirze, ks. Antoni zmarł 1 października 1942 r., wyniszczony więzienną udręką. Księża, którzy ocaleli z gehenny obozowej, podkreślali, że „ks. Rewerze brakowało korony męczeńskiej i taką osiągnął”. Już w latach powojennych wiele osób, wiedząc o jego męczeńskiej postawie wobec obozowych oprawców, nazywało go „sandomierskim Maksymilianem”.

Rodzinna kuźnia charakteru

We wspomnieniach sobie współczesnych kapłanów, parafian i rodziny ks. Antoni był postrzegany jako dobry i wymagający ksiądz, obecny pośród parafian i odpowiedzialny za Kościół, o głębokiej duchowości i zaangażowany społecznie. Było w nim wiele duchowości franciszkańskiej, która sprawiała, że angażował się w pomoc najuboższym materialnie i duchowo. Wrażliwość na biedę wyniósł z domu. Jego rodzice, pochodzący z Samborca, posiadali niewielkie gospodarstwo i aby utrzymać troje żyjących dzieci, musieli dorabiać, podejmując dodatkowe prace. Szczególnie matka, chcąc pomóc synowi w zdobyciu wykształcenia, podejmowała prace u bogatych mieszczan w Sandomierzu. Młody Antoni podjął naukę w sandomierskim progimnazjum. Przez cały czas nauki mieszkał u woźnego w suterenach szkoły, gdyż rodziny nie było stać na wynajęcie dodatkowej stancji dla syna.

Podczas tych lat dojrzewał także do podjęcia decyzji o wstąpieniu do seminarium. W 1884 r. został przyjęty do grona alumnów. Dzięki pracowitości należał do najzdolniejszych kleryków. Jedynie ze śpiewu nie miał najwyższych ocen. Wyróżniając się zdolnościami i sumiennością, został wyznaczony na dalsze studia w Carskiej Akademii Duchownej w Petersburgu. Podczas ich trwania, przebywając na wakacjach w Sandomierzu, otrzymał święcenia niższe. Kapłańskich udzielił mu bp Antoni Sotkiewicz po zakończonych naukach. Jego kapłańskim mottem były słowa wypisane na obrazku prymicyjnym: „Obrałem być najmniejszym w domu Boga mojego, niźli mieszkać w przybytkach niezbożnych”.

Niezmordowany społecznik

Niemal całe posługiwanie kapłańskie ks. Rewery było związane z Sandomierzem. Najpierw został wikariuszem w katedrze, profesorem i ojcem duchownym w seminarium, następnie był odpowiedzialny za kościół św. Michała i św. Józefa. Z czasem, gdy dochodziły kolejne zadania w diecezji, między innymi probostwo w katedrze, pełnił nadal, cieszącą się dużym uznaniem, rolę spowiednika kleryków w seminarium. Jako proboszcz katedralny, a następnie parafii św. Józefa, był niezwykle aktywnym duszpasterzem i społecznikiem, inicjatorem Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich w Sandomierzu. Znając niełatwe warunki ekonomiczne mieszczan, robił wszystko, aby rozwijała się idea spółdzielczości. Był pomysłodawcą i współorganizatorem Stowarzyszenia „Pomoc Bratnia”.

Dość szybko dzięki zyskom ze wspólnego działania zakupiono Dom Ludowy, który pełnił w mieście ważną funkcję społeczną i kulturalną. Ks. Rewera, sam żyjąc duchem franciszkańskim, wiele sił wkładał w zakładanie bractw trzeciego zakonu. Będąc duchowym opiekunem tych grup, w porozumieniu z przełożonymi franciszkanów zabiegał, aby jego tercjarze uzyskali osobowość prawną, co pozwoliłoby na szerszą działalność dobroczynną. Te działania zaowocowały założeniem ochronki w Mściowie oraz innymi dziełami dobroczynnymi wobec najuboższych mieszkańców. Z szeregów tercjarskich powstało Towarzystwo Domu Ludowego pw. św. Franciszka Serafickiego, które z czasem przekształciło się we wspólnotę Zgromadzenia Córek św. Franciszka Serafickiego.

Obecnie sandomierskie franciszkanki są kontynuatorkami duchowego dziedzictwa sandomierskiego proboszcza męczennika. Niezwykłe życie i męczeńska śmierć w obozie w Dachau sprawiły, że ks. Antoni Rewera został ogłoszony w 1999 r. przez Jana Pawła II błogosławionym wraz ze 109 męczennikami II wojny światowej.