Ryzykuj!

publikacja 07.03.2017 06:00

O Bogu, który przychodzi, gdy pijesz herbatę, mówi o. Mariusz Wójtowicz, karmelita bosy.

Ryzykuj! henryk przondziono /foto gość

Marcin Jakimowicz: Góral podhalański i góralka pienińska. Co wyrośnie z tak wybuchowej mieszanki?

O. Mariusz Wójtowicz: Karmelita – góral z Góry Karmel, ale bez góralskich kierpców, czyli bosy. (śmiech) W pragnieniu Boży szaleniec, który kocha Boga, ludzi i świat.

Kiedy po raz pierwszy pomyślał Ojciec o tym, by zapukać do Karmelu?

Karmelitów znałem od dziecka. Miałem ich „pod nosem” w mojej rodzinnej Krośnicy w Pieninach. Co mnie pociągnęło do zakonu? Nie wiem. Był dla mnie fascynującą tajemnicą. Znałem jedynie zakonników, widziałem, jak żyją. Nie miałem jakichś spektakularnych chwil nawrócenia, trzęsień ziemi. Nie. Coś mnie tam pchało. Zaryzykowałem, poszedłem do Karmelu i zdumiony odkryłem, że znalazłem to, czego szukałem.

„Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twojego serca” (Ps 37,4). To nie jest głęboka metafora?

Nie! Kocham ten fragment. Jest bliski mojemu sercu. Psalmista odwraca nasz sposób myślenia: jak będę miał wszystko, to dopiero wtedy będę szczęśliwy. Biblia podpowiada: raduj się w swej codzienności, ciesz się z tego, co masz, i tam, gdzie jesteś, a Bóg zadba o resztę. Spełni twe pragnienia, oczekiwania, marzenia.

Tyle że my realizujemy zazwyczaj plan minimum, modlimy się, by spełnił „potrzeby”, by do pierwszego starczyło. Traktujemy Boga jak pracownika MOPS-u.

A On działa z rozmachem. Każdy, kto z Nim żyje, tego doświadcza. Jezus powiedział: kto opuści dla mego imienia dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. I Bóg pokazał mi, że to naprawdę działa. Gdzie? W cichości posługi kapłańskiej w Domu Modlitwy pod Kielcami, w prowadzeniu z młodzieżą zespołu Twoje Niebo, w wydawaniu kolejnych płyt z poezjami Karmelu, a przede wszystkim w głoszeniu moim kruchym życiem miłości do końca! Co to jest, jeśli nie spełnienie pragnień serca?

Jak udało się Ojcu zapalić do grania i śpiewania setkę młodych ludzi?

Powiem uczciwie – nie znam się na muzyce. Otaczam się ludźmi, którzy wiedzą, o co w niej chodzi. Moje zadanie? Zapalić ich, uaktywnić, dodać skrzydeł i wypuścić na głęboką wodę. To mnie cieszy! Takiego zaufania do innych uczyłem się w domu. Mieliśmy otwarte drzwi, rodzice zawsze byli bardzo gościnni. Mieszkaliśmy nieopodal Krościenka, więc przez nasz dom przewalało się mnóstwo oazowiczów. (śmiech) Zresztą sama nasza rodzina jest liczna.

Ilu Ojciec ma kuzynów?

Ponad siedemdziesięciu. (śmiech) Potężna góralska rodzina. To w niej uczyłem się zaufania, otwartości i wychodzenia do innych. Wielu pyta, czy łatwo młodych zarazić pasją. Łatwo. Pod warunkiem, że jesteś mądrym liderem, nie przesłaniasz ich i pamiętasz, że swoją osobą mówisz o Bogu, który jest Ojcem. Twoje Niebo było moim drugim zespołem muzycznym. Powstało w 2009 roku w Przemyślu. Przez tę wspólnotę przewinęła się ponad setka młodych ludzi. Po latach powstały płyty z poezjami mistyków Karmelu, chorały karmelitańskie, profesjonalne teledyski – kolejne spełnione marzenia

„Wyrwij mnie już z tej śmierci, Boże mój, i daj życie!” (Jan od Krzyża). Jak śpiewa się tak porażające słowa?

Jan od Krzyża jest szczery do bólu. Jego krzyk wynika z przyjaźni z Jezusem. Zresztą on nie uczył niczego, czego nie byłoby w Ewangelii…

…tylko bracia tego nie rozumieli?

Nie rozumieli Ewangelii! Przecież Jezus jest radykalny, stanowczy, kategoryczny. „Chcesz iść za mną? Zaprzyj się samego siebie”. Jan od Krzyża mówi o tym samym. Jest wymagający, to prawda, ale widzi cel i pomaga nam do niego dojść. Święci Karmelu kładą nacisk na cierpliwość, wytrwałość, stawianie sobie konkretnych celów. Teresa od Jezusa w swej „Drodze doskonałości” nie owija w bawełnę: „Niech przyjdzie, co chce, niech boli, jak chce, niech szemrze, kto chce, niech własna nieudolność stęka i mówi: nie dojdziesz, umrzesz w drodze, nie wytrzymasz tego wszystkiego, niech i cały świat się zwali z groźbami”, i tak pójdę tą drogą, i to z determinacją – dopowie życiem święta. Polski zwrot „niezachwiane postanowienie” nie ma tego emocjonalnego ładunku co oryginalne hiszpańskie determinada determinación. Pójdę i koniec.

„Wyrwij mnie już z tej śmierci!” Wydarł się kiedyś z Ojca ust taki dramatyczny krzyk?

Tak. W życiu każdego wierzącego jest chwila, gdy znajduje się pod ścianą. Czuje, że to, co ma, nie wystarcza, ogranicza go, nie daje zaspokojenia. I wtedy zdobywa się na krzyk.

Przychodzą do Was ludzie w depresji, ciemności, poranieni, pozamykani na cztery spusty. Co im Ojciec podpowiada?

Zazwyczaj są to po prostu ludzie zniechęceni, zrezygnowani. „Tyle razy próbowałem i nie wyszło”, „Chcę dobrze, a wychodzi jak zwykle”, „Czy to wszystko ma w ogóle sens?”. Opowiadam im o postaciach biblijnych. Pełnych wątpliwości, rozdarcia, o prorokach…

Gdyby przyszedł do redakcji e-mail zaczynający się od słów: „Niech będzie przeklęty dzień, w którym się urodziłem!”, powędrowałby pewnie do spamu. A to przecież krzyk Jeremiasza!

I dlatego zamiast od razu doklejać komuś łatkę wariata, trzeba się z takim człowiekiem spotkać. Pogadać. Nie po to, by mu wyjaśnić, by swoimi genialnymi obserwacjami uporządkować mu życie. Trzeba się z nim spotkać. Być. Takie poranione osoby są bardzo, bardzo samotne i niezrozumiane przez najbliższych. Iluż proroków przeżywało takie chwile? Myślę, że najbardziej pozytywną osobą Starego Testamentu jest Kaleb. Facet, który jest ciągle w tle Jozuego, jest mistrzem drugiego planu. Idzie naprzód, nie narzeka. Widział Ziemię Obiecaną, doskonale wiedział, ile trudu i wysiłku trzeba będzie włożyć w to, by tam dojść, ale idzie konsekwentnie do przodu. Spokojnie, wytrwale, cierpliwie. Nie narzeka, że nie jest liderem, że stoi w tle. Robi swoje.

Kowalski przyzwyczajony do języka telewizyjnej potyczki żabek z biedronkami zrozumie wezwania z Waszej płyty w stylu: „Wśród ran moje rozkosze, w pogardzie szczęście całe”?

Nie musi rozumieć. Ważne, że zainteresuje się tym tekstem, że poezja Karmelu pobudzi go do myślenia. Czy rozumiemy do końca Ewangelię? A przecież cały czas ją czytamy. Podobnie jest z mistykami Karmelu, szczególnie z Janem od Krzyża. Nie musisz go od razu rozumieć, ważne, byś nie uciekał od tej lektury i nie bał się szukać. To jego ulubione stwierdzenie: „Gdzie jesteś, Umiłowany?”; „Gdzie się ukryłeś?”. Oczyszczenie jest drogą każdego, nie oszukujmy się. To nie jakaś wyższa szkoła jazdy napisana przez kompletnie nieżyciowego ascetę. Oczyszczenie dotyka każdego. To porządkowanie własnego życia, by wiedzieć, co jest ważne, co ważniejsze, a co najważniejsze. Jan był znakomitym psychologiem.

Pracuje Ojciec z pierwszą ligą muzyków. To środowisko wrażliwe, nadwrażliwe. Jest czas na rozmowy duchowe?

Oczywiście! Przychodzą się wypłakać na ramieniu, przepracować wiele pęknięć, zranień z przeszłości i stawić czoła przyszłości. Z niektórymi od lat przerabiamy te same sytuacje. To ludzie bardzo otwarci na Boga i Jego łaskę.

„Nie szukaj na zewnątrz. Zachwyć się Tym, który jest w tobie! Masz już wszystko” – czy to nie kwintesencja przesłania Waszych płyt?

To jest Karmel. „Nie szarp się. Masz już wszystko. Bóg mieszka w tobie. On wystarczy”. „Nie trwóż się, nie drżyj wśród życia dróg, tu wszystko mija, trwa tylko Bóg” − śpiewamy. Ilu ludzi jest zszokowanych, że w czasie naszych rekolekcji karmelitańskich nie ma częstego wystawienia Najświętszego Sakramentu. Dlaczego? Bo Karmel kładzie nacisk na Boga, który mieszka w człowieku.

Słyszałem w Czernej, że dewizą życia karmelitańskiego jest zdanie proroka Eliasza, które wypowiedział, prosząc o placek konającą z głodu wdowę: „Najpierw daj mnie!”.

Kiedyś, prowadząc rekolekcje, zażartowałem, że całą duchowość Karmelu opisuje inny fragment opowieści o tym proroku: „Eliasz zjadł, wypił i znów się położył”. (śmiech) Oj, parę osób się tym zgorszyło, musiałem się hamować…

Eliasz widzi spektakularne działanie Boga. Ściąga z nieba ogień, zabija kilkuset proroków Baala. Idzie jak burza. A potem nagle ląduje po uszy w depresji.

Dlaczego? Bo życie nie układa się tak, jak sobie zaplanował. Bo skończyły się spektakularne widowiska.

A kruk, który go karmi? Kto z nas ma takie doświadczenie?

Przepraszam bardzo: kruk jest w Starym Testamencie ptakiem nieczystym (bardzo niezręczna sytuacja dla proroka). Co mu podrzuca? Być może padlinę? Gdzie tu duchowe fajerwerki?

Dziś ludzie mają ten sam problem. Oczekują w modlitwie wzlotów, uniesień i nie potrafią poradzić sobie w szarej codzienności.

Trzeba ich przysłać do Karmelu, który pokaże im, że wszystko, czego oczekują lub czego doświadczyli, jest bardzo dobre, ale trzeba iść dalej. Teresa od Jezusa (wielka charyzmatyczka!) podpowiada: nie szukajcie spektakularnych darów, szukajcie Boga w codzienności.

Teraz, gdy pijemy herbatę?

Tak. W najprostszych gestach. Niedawno kanonizowana Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej zdaje się podpowiadać: „Najważniejsza rzecz? Bóg mieszka w tobie”. Zawsze! Gdy robisz zakupy w centrum handlowym, gdy jedziesz tramwajem, gdy gotujesz obiad, gdy naprawiasz samochód. Mistyk to ktoś, kto przez szarość codzienności dotyka Boga.

Kiedyś w Tatrach schodziłem z Czerwonych Wierchów i pewna kobieta ze zdumieniem zapytała: „A co pan taki zadowolony?”. Przeszedłem z kilometr. Spotykam następną kobietę, która reaguje: „Pierwszy raz widzę w Tatrach tak zadowolonego turystę!”. Czy nie o to chodzi? O ściąganie tej mistyki zawieszonej w nieosiągalnej dla zwykłego zjadacza chleba przestrzeni na ziemię? O sprowadzanie jej do najprostszych gestów? Elżbieta od Trójcy uczy mnie codziennego ryzykowania, wykonywania najprostszych kroków wiary. Andrea Bocelli śpiewa: „Tylko ryzykując, będziesz żył”. Bo w życiu nie ma przeszkód, tylko środki. Nie ma problemów, tylko wyzwania. Każda trudność może być niezłym sposobem do wzrostu. Kto ryzykuje, ten czuje, że żyje!

Ojciec Mariusz Wójtowicz - karmelita bosy, rekolekcjonista, duszpasterz młodzieży, inicjator wielu projektów muzycznych (m.in. zbierających poezję Karmelu), odpowiedzialny za sferę medialną Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych.

TAGI: