Dzieci księdza

Przemysław Kucharczak

Gość Katowicki 08/2017 |

publikacja 27.02.2017 06:00

– Księże, jutro na śniodani dlo chopców już nic nie bydzie. Ani chleba już ni ma! – alarmowała przerażona kucharka, pani Kuśkowa z Rydułtów. – Dyć przed nami jeszcze cało noc, a wy się naprzód martwicie – odpowiedział niezmieszany ks. Franciszek Blachnicki.

Rydułtowscy przyjaciele ks. Blachnickiego: Dorota Brzonkalik, Henryk Nawrat, Janina Rak, Jerzy Bindacz i Halina Mura. Trzymają oryginalny projekt cegiełki na budowę Domku Maryi. Przemysław Kucharczak /Foto Gość Rydułtowscy przyjaciele ks. Blachnickiego: Dorota Brzonkalik, Henryk Nawrat, Janina Rak, Jerzy Bindacz i Halina Mura. Trzymają oryginalny projekt cegiełki na budowę Domku Maryi.

O tej scenie z Koniakowa, na jednych z pierwszych rekolekcji oazowych, opowiadają ich uczestnicy, mieszkańcy Rydułtów. – Pani Kuśka często później wspominała, że rano górale zaczęli niespodziewanie znosić wszystko, co tylko było potrzebne: ser, jajka, kury, mleko... Sami, zupełnie spontanicznie – mówi Jerzy Bindacz, który był na tych rekolekcjach. Świadkowie nieraz widzieli, jak Bóg bardzo konkretnie odpowiada na modlitwę tego chudego księdza w okularach. W poszukiwaniu jego śladów pojechaliśmy do Rydułtów, bo tutaj... wszystko się zaczęło.

Ksiądz z miotłą

Wszystko – to znaczy oaza, ruch, który wywrócił Polskę do góry nogami. To, że Polacy, w przeciwieństwie do wielu innych narodów Europy, generalnie chcą trwać w Kościele, to zasługa Ruchu Światło–Życie. W ogromnej mierze ukształtował on zwłaszcza średnie pokolenie polskich katolików. Ksiądz Blachnicki przyjechał do Rydułtów jako wikary w 1953 roku. – Miał temperament! Był przebojowy! – twierdzą dzieci, które się z nim zaprzyjaźniły. Teraz co prawda te dzieci mają lat 70 i więcej, ale kiedy wspominają ks. Franciszka, oczy błyszczą im jak u nastolatków.

– Słuchał spowiedzi, a ministranci zamiatali plac. Wychodził co jakiś czas z konfesjonału, zamiatał chwilę z chłopcami, i zaś szoł spowiadać... – śmieje się Dorota Brzonkalik, która należała do założonych przez księdza Blachnickiego Dzieci Maryi. Takie bezpośrednie zachowanie było czymś nowym. W tamtych czasach między księżmi a ludem panował zwykle większy dystans. Ministrantów było wkrótce aż 120. Nie tylko służyli, ale przestrzegali ustalonych przez charyzmatycznego „kapelonka” zasad. – Zachęcał, żeby każdy ministrant miał w domu ołtarzyk Niepokalanej. Dziesiątka Różańca dziennie była obowiązkowo... I stan łaski uświęcającej – wylicza Henryk Nawrat. Wikary wzniósł z ministrantami i innymi parafianami Domek Maryi – czyli dom parafialny z kaplicą. Codziennie wieczorem wszyscy schodzili się tam na Różaniec. Ks. Blachnicki zawiesił w nim obraz Jezusa Miłosiernego, wtedy jeszcze mało znany. – Kiedy do Rydułtów przyszli nasz obecny proboszcz Opitek i ksiądz wikary Ledwin, znaleźli ten obraz i na nowo zawiesili w Domku Maryi – mówią mężczyźni.

Pierwsza oaza

Śladów pamięci o ks. Blachnickim jest w Rydułtowach wiele – w kościele, w liceum, wśród parafian. Ci ostatni od początku próbowali o niego zadbać, na przykład przez sprawienie mu nowej sutanny. On jednak ją... sprzedał i dalej chodził w starej, wyświechtanej. Zbudował grotę Maryi Niepokalanej. To były lata 50. XX wieku, najgorszy czas stalinizmu. – Inni się bali, a on działał. Niekiedy dwa razy w tygodniu siedział... Ale jak go wypuszczali, to znowu brał się za robotę – mówią świadkowie. Janina, żona śp. Janka Raka, ministranta ks. Blachnickiego, zapamiętała jedno ze wspomnień męża, które oddaje styl kapłana. Janek szedł na spotkanie ministrantów na Kalwarię Pszowską. – Dogonił go ksiądz Blachnicki na rowerze „balonioku”. Wziął Janka na „ruła” i jadą dalej. O trzeciej usłyszeli dzwony. Wtedy ksiądz znowu się zatrzymał i mówi: „A wiesz czemu dzwonią? Bo o tej godzinie Pana Jezusa ukrzyżowali”. Dopiero potem dalej jechali – relacjonuje. Kiedy w kościele pojawił się las drewnianych stempli z powodu szkód górniczych, ks. Blachnicki ustawił tymczasowy ołtarz przodem do ludzi, choć to jeszcze nie był czas soboru. – On wiele rzeczy, które zdarzyły się w Kościele, wyprzedzał. Mówił, że Rosja się nawróci. I że trzeba się modlić, żeby masoneria nie zalała świata – mówi Dorota Brzonkalik. Wspomina też, jak grała w organizowanych przez niego misteriach Męki Pańskiej.

W wakacje 1954 r. ks. Blachnicki wziął ministrantów z Rydułtów na rekolekcje zamknięte do Bibieli pod Miasteczkiem Śląskim. Były to pierwsze w historii rekolekcje oazowe. Nazywały się „Oaza Dzieci Bożych”. Na kolejne oazy mieszkańcy Rydułtów jeździli, kiedy ks. Blachnicki był już w Cieszynie. – Wielkie wrażenie na nas robiło, kiedy opowiadał o Auschwitz i pokazywał na ramieniu swój numer obozowy. Dużo nam mówił o Maksymilianie Kolbem – mówi Henryk Nawrat. A Jerzy Bindacz dodaje: – A przecież nie było wtedy jeszcze słychu dychu, że Maksymilian będzie świętym! Nawet pomagający na oazie klerycy przyjmowali to sceptycznie. A jednak świętym został – zauważa. Jest wielka szansa, że ks. Franciszek też nim zostanie.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: