Matczyne serce Boga

ks. Robert Skrzypczak

publikacja 31.03.2017 10:00

Przekonałem się jednak, że nic nie działa tak dołująco jak naklejka z napisem: „Zakaz narzekania”.

Matczyne serce Boga Henryk Przondziono /Foto Gość Relacja matki do dziecka wydaje się najtrafniejszym symbolem tego, co najtrwalsze i najsolidniejsze w życiu ludzi

Jako ksiądz miewam zwyczaj dawania ludziom świętych obrazków bądź pobożnych sentencji. Niektóre z tych sentencji działają budująco, inne wręcz przeciwnie. Przekonałem się jednak, że nic nie działa tak dołująco jak naklejka z napisem: „Zakaz narzekania”. Skłonność do narzekania, czynienia innym wciąż tych samych wyrzutów, stawiania na ostrzu noża kwestii cudzych zaniedbań względem nas samych to mechanizmy, które w niektórych przypadkach niemalże doskonale synchronizują się z czynnością oddychania lub bicia serca. Jak perfekcyjni księgowi zbieramy na innych kwity i wystawiamy rachunki typu: „zostawiłeś mnie wtedy samą”, „zignorowałaś moją potrzebę” itd. Czasem zaś przychodzi ochota policzenia się z Bogiem, obwiniania Go za kwaśny bądź gorzki smak życia. „Mam ochotę zwrócić bilet wstępu do takiego świata, w którym cierpią niewinni ludzie” – wykrzykiwał doktor Rieux ze słynnej powieści „Dżuma” Alberta Camusa. Trudno sobie wyobrazić matkę, która by zapomniała o odebraniu dziecka ze żłobka albo zostawiła zapłakanego brzdąca w supermarkecie i beztrosko wróciła sama do domu. To wbrew naturze. Relacja matki do dziecka wydaje się najtrafniejszym symbolem tego, co najtrwalsze i najsolidniejsze w życiu ludzi.

Ludzie często wystawiają Bogu rachunek za cierpienie: gdzie byłeś, gdy chorowałem, gdy tonąłem w długach, gdy doznałem upokorzenia i zdrady? Czasem padają oskarżenia najwyższego kalibru: a gdzie był Bóg, gdy ludzie ginęli w komorach gazowych, gdy dzieci umierają na białaczkę albo porywane są na handel organami? Pan Bóg w takich przypadkach pokazuje krzyż swego Syna i mówi: byłem z tobą tam, gdzie ginąłeś, płakałeś, rozpaczałeś i złorzeczyłeś. Wchodziłem w twoje cierpienie, umierałem wraz z tobą, by cię pociągnąć ku zmartwychwstaniu. Utkwiła mi w pamięci modlitwa jednej kobiety w kaplicy szpitalnej na onkologii: „Panie, nie dozwól, byśmy naszą chorobę przeżywali jako karę”. Ludzie mówią: patrz, jak Bóg cię ukarał. Jeśli już, to Bóg ukarał samego siebie: za wolność przyznaną swemu stworzeniu, za zaufanie okazane naszej inteligencji i uczuciowości. Bierze na siebie skutki naszej swawoli i nonszalancji jak matka, która woli sama umrzeć, by tylko dziecko ocalało. Nawet jeśli czasem będę musiał cię skarcić lub upomnieć, pamiętaj: nigdy cię nie zostawię i nigdy nie przestanę cię kochać! 

TAGI: