Nowy exodus Ormian

Andrzej Grajewski

GN 8/2017 |

publikacja 23.02.2017 00:00

Kto przyjął najwięcej chrześcijan z Bliskiego Wschodu? Uboga, borykająca się z problemami Armenia, gdzie 6 uchodźców przypada na 1000 mieszkańców tego kraju. Większość to Ormianie z Syrii, głównie z Aleppo.

Wśród uciekinierów z Aleppo jest wielu Ormian, mieszkających tam od pokoleń. Abaca /PAP Wśród uciekinierów z Aleppo jest wielu Ormian, mieszkających tam od pokoleń.

Spotkałem ich w czerwcu ubiegłego roku, kiedy relacjonowałem dla „Gościa” pielgrzymkę papieża Franciszka do Armenii. W restauracji w centrum Erywania podeszła do nas miła kelnerka. Kiedy składałem zamówienie, okazało się, że nie zna rosyjskiego. Niedawno przyjechała z Syrii, sprowadzona przez swoich krewnych, także uchodźców, którzy założyli tę restaurację. Takich jak ona jest w Armenii wielu. Wojna w Syrii, a zwłaszcza walki o Aleppo, gdzie mieszkała największa diaspora ormiańska, spowodowały, że od 2011 r. do Armenii napłynęło ponad 20 tys. uchodźców. Przede wszystkim Ormian, ale także Asyryjczyków i jazydów.

Pod opieką arcybiskupa

Wielu z nich to członkowie ormiańskiego Kościoła katolickiego obrządku wschodniego, który w Aleppo ma swoją diecezję. Pochodzą także z Al-Kamiszli, miasta w północno-wschodniej Syrii, gdzie żyje liczna wspólnota katolicka. Uciekający stamtąd Ormianie dotarli do Erywania, gdzie zaopiekował się nimi abp Raphaël François Minassian, zwierzchnik Kościoła katolickiego obrządku ormiańskiego. Odwiedza ich również ks. Rafał Krawczyk, pracujący w Giumri, na północy Armenii. – W tej chwili w domu parafii pw. św. Grzegorza z Nareku w Erywaniu przebywa ok. 40 uchodźców. Są to całe rodziny albo matki z dziećmi. Opiekuje się nimi nasza Caritas. Ich mężowie często nadal są w Syrii albo wyjechali już do Niemiec czy Szwecji. Wielu z nich bowiem traktuje pobyt w Armenii jako przystanek w dalszej drodze na Zachód, gdzie mają rodziny – mówi ks. Krawczyk.

W Giumri z ks. Rafałem pracuje ks. Garik, który wcześniej był proboszczem w Al-Kamiszli, a uchodźcy to jego byli parafianie. Ci, którzy dotarli do Armenii, mogą liczyć na pomoc państwa oraz parafii, także Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego. – Naprawdę tragiczna jest sytuacja chrześcijan, którzy żyją w obozach dla uchodźców w Libanie. Cierpią głód i pomoc powinna zostać skierowana w pierwszej kolejności w tamten rejon – podkreśla ks. Rafał.

Spod znaku lwa

Aby zrozumieć, skąd się wzięli Ormianie na Bliskim Wschodzie, choć ich ojczyzną jest Kaukaz, trzeba sięgnąć do historii sprzed blisko tysiąca lat. Wówczas Armenia obejmowała wielki obszar łączący tereny od Morza Kaspijskiego po Morze Śródziemne. Ważnym tworem państwowym było Ormiańskie Królestwo Cylicji, zwane również Armenią Małą, położone na terenie południowo-wschodniej Turcji. Zamieszkało tam wielu Ormian uciekających z Kaukazu przed naporem Turków seldżuckich. Pierwszy władca Cylicji otrzymał od cesarza Henryka VI – władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego – symboliczną chorągiew z lwem. Ten koronowany lew jest także dzisiaj częścią herbu Armenii jako świadectwo ciągłości historycznej i pamięci.

Turcy zajęli Cylicję dopiero w XV w., ale przez następne stulecia Ormianie dominowali na tym obszarze. Zagłada nastąpiła dopiero w 1915 r., kiedy rząd turecki rozpoczął ich eksterminację. Jej symbolem stało się miasto Deir ez-Zor, położone ok. 300 km na południowy wschód od Aleppo. Turcy w 1915 r. zamienili je w wielki obóz koncentracyjny, dokąd „karawanami śmierci” pędzono dziesiątki tysięcy Ormian z Cylicji. Po selekcji tych, którzy przeżyli, ekspediowano na Pustynię Syryjską, gdzie umierali w mękach. Ci, którzy się uratowali, znaleźli ratunek w miastach syryjskich, m.in. w Damaszku, ale przede wszystkim w Aleppo. Do niedawna w Syrii mieszkało ponad 100 tys. Ormian. Należeli do zamożniejszej części społeczeństwa, niemało było wśród nich cieszących się znakomitą reputacją rzemieślników. Pod rządami Asadów żyli dostatnio i spokojnie, aż do wybuchu rebelii w 2011 roku. Starali się nie opowiadać po żadnej stronie konfliktu, ale wojna i tak do nich przyszła. Sto lat po zagładzie potomkowie ocalałych znów musieli uciekać, by ratować życie przed islamskim fanatyzmem.

Energiczni i pracowici

Według najnowszych danych Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) do Armenii napłynęło ponad 18 tys. uchodźców, ale niektóre źródła mówią nawet o ponad 20 tysiącach. Część z nich nie chce się rejestrować jako uchodźcy, gdyż wolą od razu ubiegać się o armeńskie obywatelstwo, aby w ten sposób łatwiej zintegrować się z miejscową społecznością, albo starać się o wizę do innego państwa. Wielki napływ uchodźców był wyzwaniem dla władz państwowych. Nie udałoby się tego problemu rozwiązać bez zaangażowania społeczeństwa, a także organizacji społecznych oraz kościelnych. Wielką pomoc okazuje też diaspora ormiańska na całym świecie, która zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych jest zamożna i wpływowa. Część uchodźców przyjęły rodziny. – Więzy rodzinne łączące ze sobą Ormian na całym świecie są bardzo silne, a kontakty z diasporą były utrzymywane stale. Kiedy więc nasi rodacy z Syrii znaleźli się w potrzebie, naturalnym odruchem każdego była pomoc – mówi Boris Navasardian, prezes Press Clubu w Erywaniu. – Zresztą pomoc otrzymują nie tylko Ormianie z Syrii – dodaje. Od wielu miesięcy Armenia organizuje również transporty z pomocą charytatywną dla Syrii, która przeznaczona jest nie tylko dla Ormian, ale dla wszystkich mieszkańców tego kraju.

Pewna grupa uchodźców przyjechała z kapitałem, który umożliwił im założenie własnych zakładów rzemieślniczych czy restauracji. ­Cechuje ich też wielka solidarność. Gdy Ormianin z Syrii zaczepi się w jakimś miejscu i odniesie sukces, zaraz szuka krajana, któremu proponuje współpracę, i razem dalej działają. – Dzięki przedsiębiorczości i pracowitości Ormianie z Syrii szybko zbudowali w Erywaniu sieć sklepów i restauracji, które stały się u nas bardzo popularne – mówi Navasardian. – W naszych warunkach nie było to łatwe, gdyż gospodarką rządzą oligarchowie, którzy niechętnie widzą konkurencję. Syryjczykom jednak udało się i to dobry przykład dla całego społeczeństwa. Dzięki nim powstaje w Armenii klasa średnia, której nam brakuje – podkreśla.

Nowe Aleppo

Jednym ze sztandarowych projektów rządowych była budowa dużego osiedla mieszkaniowego dla uchodźców w niewielkim mieście Asztarak, położonym kilkanaście kilometrów od Erywania, które trochę na wyrost nazwano „Nowe Aleppo”. Zamierzano tam osiedlić kilka tysięcy uchodźców, ale projekt nie wypalił. – Uchodźcy, z którymi rozmawiałam, z rezerwą odnieśli się do tego pomysłu – mówi Justyna Wróbel, współpracująca z portalem Eastbook. – Mieszkania w „Nowym Aleppo” okazały się dla nich zbyt drogie. Za podobną cenę mogliby poszukać czegoś w Erywaniu, a poza tym w ten sposób znaleźliby się ponownie we własnym środowisku, co tylko utrudniłoby im dalszą integrację – dodaje.

Władze ormiańskie zapewniły uchodźcom możliwość szybkiego otrzymania obywatelstwa, bezpłatną służbę medyczną, dopłaty do studiów oraz zasiłki dla bezrobotnych. Istnieje jednak wiele obiektywnych problemów utrudniających ich integrację, także językowych. Uchodźcy posługują się zachodnią odmianą języka ormiańskiego, różną od języka wschodnioormiańskiego używanego w Armenii. Zdaniem Navasardiana nie jest to przeszkoda w codziennej komunikacji. Trudności mogą się pojawić, jeśli przybysze z Syrii zechcą podjąć pracę w instytucjach państwowych, gdzie konieczna jest znajomość literackiego języka ormiańskiego. – Większym wyzwaniem jest nieznajomość przez nich języka rosyjskiego – uważa. Zwłaszcza że wielu z nich pracuje w handlu i usługach, a tam klientami są często Rosjanie albo byli obywatele Związku Sowieckiego, posługujący się językiem rosyjskim.

Ryzykowne politycznie było osiedlenie grupy uchodźców na obszarze Górskiego Karabachu, ormiańskiej enklawy wchodzącej do lat 90. w skład Azerbejdżanu, o który toczy się ciągle wojna z Azerami. Baku zarzucało władzom ormiańskim, że pod pretekstem pomocy humanitarnej zmieniają strukturę demograficzną spornego terytorium. Nawet jeśli intencje były inne (Karabach na skutek wojny wyludnił się i potrzebuje świeżej krwi), to osiedlanie tam ludzi, którzy od wojny uciekli, nie jest dobrym rozwiązaniem.

Warto im pomóc

Proces integracji uchodźców nie jest łatwy. Dla części z nich Armenia to etap tranzytowy w dalszej podróży na Zachód albo do bogatych krajów arabskich, gdzie są mile widzianymi fachowcami. Niektórzy, posiadający już ormiańskie obywatelstwo, wybierają się do Polski. Ambasador RP w Erywaniu Jerzy Marek Nowakowski w rozmowie z „Gościem” podkreśla, że ich przyjęcie może być dla Polski korzystne. – Ci ludzie wyjechali z Aleppo, często ratując życie, niektórzy z nich mają w Polsce rodziny bądź krewnych. Z różnych analiz wynika, że właśnie Ormianie najlepiej adaptują się do polskich warunków. To często ludzie dobrze wykształceni, posiadający pewne środki, co umożliwia im otwarcie własnego biznesu w Polsce. Tak więc pomoc im jest uzasadniona moralnie, ale opłacalna także w szerszym kontekście – podkreśla ambasador.

Armenia z kryzysem migracyjnym radzi sobie na miarę swych możliwości. Daje jednak ważne świadectwo narodowej solidarności oraz poczucia odpowiedzialności za losy nie tylko wspólnoty narodowej, ale także chrześcijan na Bliskim Wschodzie. 

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.