Najświętszy dzień dla Płocka

ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 22.02.2017 06:00

To prawda, że Pan Jezus wybiera miejsca pokorne i ukryte, jak cela s. Faustyny z płockiego klasztoru, aby zapalić cały świat Bożym miłosierdziem. Wciąż jednak potrzeba świadków i apostołów tego dzieła.

Pan Wiesław w miejscu pierwszych objawień s. Faustyny Kowalskiej w Płocku w 1990 roku. Archiwum W.J. Kowalskiego Pan Wiesław w miejscu pierwszych objawień s. Faustyny Kowalskiej w Płocku w 1990 roku.

Pan Jezus wybrał Płock 22 lutego 1931 r., aby stąd rozeszła się iskra Bożego miłosierdzia na cały świat – mówi Wiesław Józef Kowalski, znany w Płocku fotograf, publicysta i społecznik. Od wielu lat sam szuka świadectw i dokumentuje wydarzenia związane z Bożym miłosierdziem i św. s. Faustyną. – Dla mnie to sprawa opatrznościowa. Czuję, że mam szukać i utrwalić to dzieło, o które ocierają się przecież ci wszyscy, którzy żyją dziś w Płocku – dodaje pan Wiesław.

Czy Płock pamięta?

– Trochę to zastanawiające, dlaczego przy tylu spotkaniach, które miałem w wielu miejscach w Polsce, podchodziły do mnie różne osoby, dzieliły się wspomnieniami, przynosiły pamiątki, a w Płocku (poza jedną osobą) praktycznie nikt się nie zgłosił i nie podzielił swoją historią. Czyżby nikt nie pamiętał, np. z opowieści rodziców czy dziadków, tamtego przedwojennego klasztoru, piekarni i zakładu dla dziewcząt? – zastanawia się Wiesław Józef Kowalski. Na spotkanie do redakcji „Gościa Płockiego” przyniósł wiele pamiątek, część z nich dziś już unikatowych: zdjęć, obrazków, ulotek, druków okolicznościowych i książek. Większość wydał własnym sumptem.

– Dziś łatwo jest pisać i drukować, ale ja pamiętam te czasy, gdy trzeba było przecierać szlaki. Myślę, że dla kultu Bożego Miłosierdzia w naszej diecezji otworzyła drzwi wizyta św. Jana Pawła II w Płocku – uważa.

Z wczesnego dzieciństwa pamięta siostry ze Starego Rynku i sklepik, który po zamknięciu klasztoru w 1950 r. istniał przez jakiś czas w tamtym miejscu. Później powstała tam szkoła specjalna.

– Do 1968 r. nic nie słyszałem o objawieniach s. Faustyny. Dopiero gdy byłem w wojsku, w Krakowie, w jednym z kościołów zobaczyłem obraz Jezusa z promieniami wychodzącymi z serca, pod którym był podpis: „Adolf Hyła. Obraz według wizji s. Faustyny Kowalskiej w Płocku”. To mnie zaintrygowało, bo nigdy wcześniej o takich wizjach nie słyszałem, ani w żadnym płockim kościele nie spotkałem takiego obrazu. Kilka lat później mój znajomy, który był nauczycielem w szkole specjalnej na Starym Rynku w Płocku, powiedział mi, że kiedyś w tym miejscu był zakon i miały miejsce jakieś wydarzenia, o których nie wolno mówić, bo zakazuje tego ratusz. To było w latach 70. lub 80. Tak mnie przestrzegał. Byłem kiedyś w tamtym budynku i na podwórku. To był obraz nędzy i rozpaczy. Wszystko było rozwalone. Nie zwróciłem uwagi, czy istniała jeszcze oficyna, w której była cela s. Faustyny. Teraz wiem, że została ona zburzona w latach 60. – opowiada pan Wiesław.

– Jeszcze przed rokiem 1990 odwiedziłem jedną z nauczycielek w tej szkole, Jadwigę Kusy. Ona mi powiedziała, że tam były siostry zakonne. Wszystko więc układało się w jedną całość, a ja czułem, że muszę dalej szukać i dokumentować prawdę o tym miejscu – mówi fotograf.

Najważniejszym z płockich świadków tego miejsca jest dla niego Tadeusz Piotrowski, syn przedwojennego fotografa, który miał swój zakład przy ul. Grodzkiej. – On mi opowiedział, że chodził z ojcem do sióstr na Stary Rynek i robił im zdjęcia. On też przekazał mi broszurkę o kulcie Bożego Miłosierdzia. Później dostałem jeszcze inną książkę, „Iskra Miłosierdzia”. Przeczytałem ją jednym tchem i zrozumiałem, jak ważne jest to miejsce dla Płocka. Gdy w czerwcu 1990 r. siostry Matki Bożej Miłosierdzia powróciły do Płocka, opowiedziały mi całą historię, a ja miałem też wiele doświadczeń z tym związanych, którymi się podzieliłem – opowiada.

W tym miejscu warto przywołać wspomnienie s. Petroneli Uchrońskiej ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, która od 1966 r. jest związana z Płockiem i Białą. – Stan budynków był okropny: czarne ściany, dziurawe dachy – opisuje s. Petronela kamienicę przy Starym Rynku. Pamięta jednak wcześniejsze lata i wspomina niektórych pielgrzymów, przyjeżdżających do Płocka z daleka i po cichu pielgrzymujących do zamkniętego klasztoru. – Pamiętam, jak przyjeżdżali księża i świeccy, aby oglądać miejsce, gdzie była s. Faustyna. Jeden z kapłanów bardzo chciał wziąć stamtąd kamień węgielny pod budowę kościoła w swojej parafii. Takich przypadków było więcej. Po kryjomu wybierałam się i ja w tamto miejsce, zajęte przez zakład wychowawczy. Ktoś jednak zauważył, że tam chodzę, bo wkrótce szczelnie zamknięto furtkę i nie mogłam już tam wracać – mówi s. Petronela.

Świadków potrzeba

Od 1990 r. Wiesław J. Kowalski zaczął więc jeździć śladami s. Faustyny – do Świnic, Krakowa, Warszawy, Wilna. Miał to szczęście, że spotkał jeszcze ludzi, którzy otarli się o apostołkę Bożego Miłosierdzia. Było to przede wszystkim na Wschodzie: na Litwie i Białorusi.

– Zacząłem docierać do osób, które kiedyś pracowały w Wilnie, pamiętały klasztor sióstr i modliły się w Ostrej Bramie i u Świętego Ducha. Ludzie opowiadali mi, że w tych miejscach była Faustyna. Jeździłem do ks. Józefa Grasewicza, pod Grodno. Był on spowiednikiem ks. Michała Sopoćki. Dostałem od niego unikatowy egzemplarz książeczki „Źródło miłości i miłosierdzia”, wydanej w drugim obiegu w 1975 roku. Spotkałem w Wilnie siostrę zakonną, dominikankę, która opowiedziała mi o pierwszym wystawieniu obrazu Jezusa Miłosiernego w Ostrej Bramie. Mam bogatą korespondencję z Ludmiłą Roszko, która współpracowała z bł. ks. Michałem Sopoćką i była współzałożycielką Instytutu Miłosierdzia Bożego. Pamiętam Bronisławę Miniataite, która w 1940 r. uratowała obraz Jezusa Miłosiernego pędzla Eugeniusza Kazimirowskiego z niszczonego przez komunistów kościoła św. Michała. Sfinansowała jego konserwację i później przekazała do kościoła Ducha Świętego – wymienia.

– Spotkałem też panią Krypajtis-Mayer, która chodziła w Wilnie z s. Faustyną do malarza Kazimirowskiego. Słyszała, jak siostra udzielała wskazówek i uwag malarzowi. Kiedyś Faustyna zwierzyła się jej, że Pan Jezus prosił ją, aby nie robiła więcej poprawek, bo te drobiazgi są nieistotne. Najważniejsze będą łaski Boże, które przez ten obraz będą spływały na dusze ludzkie. I tak też się stało.

Pan Wiesław w czasie swych poszukiwań zebrał ponad 200 reprodukcji i różnych przedstawień Jezusa Miłosiernego. Ale nie w formie i farbie jest istota tego obrazu, lecz w łasce – tak przecież mówił Pan Jezus. – Ale czy Płock zasługuje dziś na tę łaskę i czy chce ją odkrywać i docenić? – zastanawia się Wiesław Józef Kowalski.

TAGI: