To wspaniałe, co robisz!

publikacja 16.02.2017 06:00

Niepozorna kamienica, jedna z wielu w Krakowie. Wejścia do niej strzegą duże blaszane drzwi, za którymi dwa razy w tygodniu dzieją się małe cuda. Kilkadziesiąt osób gotuje zupę dla bezdomnych, by kilka godzin później spotkać się z nimi na tzw. kręgu na Plantach.

Do potrawy trzeba dać jak najwięcej pożywnych składników. Paulina Smoroń /FOTO GOŚĆ Do potrawy trzeba dać jak najwięcej pożywnych składników.

Już od progu słychać gwar i stukot noży uderzających o deski do krojenia. Około 20 osób krząta się po Żywej Pracowni. Jedni przygotowują składniki na zupę, inni w tym czasie szykują ciepłą odzież dla bezdomnych. W większości to młodzi ludzie, ale są wśród nich też nieco starsi i ci całkiem mali. Najmłodszy pomocnik to Kazik. Ma 2 miesiące. Są farmaceuci, pielęgniarki, filolodzy, dziennikarze i księgowi... Wyliczać można bez końca, bo co chwila pojawia się ktoś nowy.

– To jest piękne, że ludzie chcą pomagać zwłaszcza teraz, kiedy są mrozy. Bywa, że sobie z czymś nie radzimy, ale wciąż pozostajemy ludźmi. Dlatego musimy sobie pomagać, dając ubranie czy nawet sam uśmiech. Czasami przecież nie brakuje tylko tego ciepła wyrażanego w stopniach Celsjusza, ale też ciepła drugiej osoby, przyjaźni – mówi Władysław, który przyszedł tam pierwszy raz.

Mamy tam swoich przyjaciół

Na długim białym stole leżą marchewki, selery i ziemniaki. Wszyscy chętnie obierają, kroją, szatkują i przy okazji rozmawiają. Rąk do pracy jest tyle, że dla niektórych brakuje narzędzi.

– Wiedzieliśmy z żoną, że w najbliższym czasie możemy nie mieć innej wolnej niedzieli, więc postanowiliśmy nie zmarnować jej na kanapie – mówi Bartek. Z warzywami rozprawiają się błyskawicznie. – Krojenie marchewki i selera bardzo łączy – żartuje Krzysiek. Kiedy wszystkie składniki są już w garnku, przed nimi kolejne zadanie.

Justyna, odpowiedzialna za „magazyn ciepła”, prowadzi za sobą kilkanaście osób i już chwilę później na stole leży stos ubrań. Trzeba je posortować. Z tym też radzą sobie w mgnieniu oka. Chwilę później zupa afrykańska też już jest gotowa, a do wyjścia zostało jeszcze sporo czasu. Nie marnują go – siadają razem przy stole, żeby się lepiej poznać. – Jestem dłużnikiem osób bezdomnych. To wspaniałe, co robicie! – mówi Jacek. – Co robisz! – szybko poprawiają go pozostali.

Około 18.15 pracownia powoli pustoszeje. Adam i Błażej wyjeżdżają pierwsi. Na wózkach doczepionych do rowerów wiozą garnki z zupą i ciepłą odzież. Część z nich trafi do konkretnych osób, które wcześniej powiedziały, czego im potrzeba. To wiele ułatwia. Niektóre rzeczy, jak rękawiczki, czapki czy szaliki, rozdawane są w razie potrzeby. Pozostali ruszają piechotą, jadą tramwajami, a niektórzy samochodami. Tuż za progiem wita ich mróz – odczuwalny, choć już nie tak ostry jak kilka dni wcześniej. Ale nawet tamten nie zmroził ich chęci do pomocy. – Mamy tam swoich przyjaciół i to do nich idziemy. Nie mogłoby się nam nie chcieć – mówi Magda, właścicielka Żywej Pracowni.

Rękawiczki dla Krzysztofa

Na Plantach widać ich już z daleka. „Krąg” przy Teatrze im. Juliusza Słowackiego tętni życiem. Można powiedzieć, że małe cuda z Pracowni przeniosły się właśnie tam. Jeden z bezdomnych panów po raz kolejny od rana nie tknął alkoholu, bo wiedział, że wieczorem będzie miał specjalnych gości. Nikt od niego tego nie oczekiwał. To jego pomysł. Kawałek dalej do kilku dziewczyn podchodzi pan Jerzy. W jednej ręce trzyma kubek z gorącą herbatą, a w drugiej sporą paczkę. – Dziękuję wam za piękną kurtkę. Jeszcze jej nie widziałem, ale już wiem, że jest piękna – mówi zadowolony.

Obok z nogi na nogę przestępuje Krzysztof. Widać, że zimno doskwiera. Ma około 30 lat i można byłoby go wziąć za ciekawskiego turystę, który przyszedł zobaczyć, skąd wziął się tam taki tłum. Nikt by nie pomyślał, że od około roku zmaga się z bezdomnością. Ma na sobie kożuch, ale ręce marzną. Zachwycony tą akcją, dziękuje i wręcz nie może uwierzyć, że młodzi ludzie przychodzą tam właśnie dla nich. Chwilę później już stoi w kolejce po rękawiczki.

Niektórzy bezdomni dzielą się z młodymi swoimi troskami. Opowiadają, jak za dnia szukają miejsca, gdzie mogliby się ogrzać. W tym czasie zajadają się zupą. Jeden z nich w ramach podziękowania wyjął flet i zaczął grać. – Czasami boję się, czy ktoś z nich nie pomyśli, że robimy to z litości. A my po prostu chcemy się z nimi spotkać i porozmawiać – mówi Marzena.

Wtedy zobaczyłam sens

Pomoc bezdomnym od dawna była ich pragnieniem. Okazja nadarzyła się bardzo szybko – wraz z nadejściem zimy. Wszystko zaczęło się pewnego listopadowego dnia. Kiedy Adam wychodził ze sklepu, spotkał czterech bezdomnych mężczyzn. Zapytali, czy mógłby zorganizować dla nich ciepłe kurtki i śpiwory. W Krakowie było już wtedy bardzo zimno.

– Okazało się, że nie korzystają ze schronisk, a noce spędzają na ulicy. Po 15 minutach Adam był znów pod sklepem. Miał ze sobą śpiwory, kurtki i namiot – opowiada żona Adama.

Wieści o tym, że w Krakowie są osoby, które czekają na pomoc, błyskawicznie rozeszły się w mediach społecznościowych. Okazało się, że w ludziach tkwi ogromna chęć pomagania. W tym samym czasie zrodził się pomysł, by prócz zbiórki ciepłych rzeczy robić też zupę na rozgrzanie w mroźne wieczory. – Dla osób, które noce spędzają na klatkach schodowych, ciepły posiłek wieczorem to ich „przeżyć lub nie” – mówi Piotrek, jeden z pomysłodawców akcji.

Początkowo włączyło się w nią ok. 10 osób. Na Planty zanieśli pół garnka zupy i kilka ciepłych rzeczy. Dwa miesiące później zupy było już 50 litrów i kilka termosów z gorącą herbatą. Obecnie w ciągu tygodnia w pomoc bezdomnym przyjaciołom angażuje się prawie 100 osób. W całej akcji chodzi o to, by bezdomnym dać to, co jest przecież znacznie ważniejsze od zupy – swój czas.

– Wychodzenie na ulicę zbiegło się z bardzo trudnym okresem mojego życia. Wtedy zobaczyłam jego sens. Pamiętam zwłaszcza rozmowę z Pitbullem. Pytał o moje życie, a w odpowiedzi na tę historię zasugerował, że być może bezdomni mają stać się moją rodziną. To było bardzo mocne – wspomina Teresa.

Nie są już anonimowi

Chętni spotykają się 3 razy w tygodniu. We wtorek wieczorem gotują zupę, którą do swoich przyjaciół na Planty zanoszą na drugi dzień. Gotują też w niedzielę i tego samego dnia spotykają się „na kręgu”.

– Cały czas do mnie wraca stwierdzenie jednego z bezdomnych. Pytał, skąd się wzięliśmy, i mówił, że chyba jesteśmy nienormalni. Ktoś nawet dziwił się, mówiąc, że gotujemy dla nich jak dla „normalnych ludzi” – mówi Magda i przekonuje, że za każdym razem, kiedy to słyszy, przechodzą ją dreszcze. – To są tacy sami ludzie jak my, tyle że w ich życiu wydarzyło się bardzo dużo – dodaje. Zupa jest więc pretekstem do budowania relacji. Przez 2 miesiące udało się zdobyć ich zaufanie. Za każdym razem bardziej się otwierają i dzięki temu można im jeszcze skuteczniej pomagać.

– Już w listopadzie uświadomiliśmy sobie, że nikt z nas nie był nigdy tak naprawdę głodny ani zmarznięty. Tam spotkaliśmy ludzi, którzy nie mogą powiedzieć tego samego. Po kilku spotkaniach przestali być anonimowi. Mają imiona i swoje historie – mówi Piotrek.

Wszyscy zauważyli też, że bezdomni dbają o siebie nawzajem. Nawet wieść o „Zupie na Plantach” rozeszła się między nimi. Dzięki temu teraz przychodzi na nią ok. 100 potrzebujących. – Chcemy im pomóc przetrwać tę zimę, spotykać się i zdobyć ich zaufanie. Ta zupa i rzeczy, które im dajemy, to tylko namiastka pomocy. Chcemy, by poczuli, że są dla kogoś ważni. Dzięki nim moje życie ma większe znaczenie niż do tej pory – tłumaczy Marzena. Zdarzyło się nawet, że jeden z bezdomnych dał Adamowi 50 zł na zupę. Bał się, że sam wyda je na alkohol.

– O gotowaniu zupy za ich pieniądze nie było nawet mowy. Okazało się jednak, że potrzebują też małej kuchenki, ale bali się, że ochrona wyrzuci ich ze sklepu. Pomogliśmy. Następnego dnia mieli już swoją kuchenkę – opowiada Magda.

Każdy, kto chciałby włączyć się w tę akcję, potrzebne informacje znajdzie w mediach społecznościowych na profilu: „Zupa na Plantach”.