Katalońska droga krzyżowa

Jakub Jałowiczor

publikacja 11.02.2017 06:00

Wizyta w domu publicznym albo śmierć – przed takim wyborem stanął Fernando Saperas. Kataloński zakonnik znalazł się wśród 109 męczenników, którzy niedługo mają zostać wyniesieni na ołtarze. – Mogli się ratować, rzucając kapłaństwo – mówi ks. Szymon Socha, klaretyn.

Kolejnych 109 męczenników wojny domowej w Hiszpanii wkrótce zostanie wyniesionych na ołtarze. zasoby internetu Kolejnych 109 męczenników wojny domowej w Hiszpanii wkrótce zostanie wyniesionych na ołtarze.

Bojówkarze z lewicowej milicji nie wiedzieli, kogo aresztują. Zauważyli tylko, że w małej katalońskiej miejscowości przebywa jakiś człowiek, który nie jest stamtąd, więc zabrali go na przesłuchanie. Po drodze opowiadali sobie nieprzyzwoite dowcipy. Aresztowany nie chciał się do nich przyłączyć, a to wzbudziło podejrzenia bojówkarzy. Tak zaczęła się trwająca wiele godzin droga krzyżowa Fernanda Saperasa. 31-letni klaretyn został rozstrzelany 13 sierpnia 1936 r. na cmentarzu w miejscowości Lérida.

Chcę być służącym

Fernando Saperas urodził się w 1905 r. w Alió w Katalonii. Miał 7 lat, gdy stracił ojca. Już jako 15-latek musiał podjąć pracę w sklepie i hotelu. Nie miał wykształcenia poza szkołą podstawową. Służbę wojskową odbywał w Barcelonie. Aby chronić swoją czystość, odmawiał codziennie po siedem „Zdrowaś Maryjo”. Wtedy też zetknął się z klaretynami, zakonem poświęcającym się misjom wśród wierzących i niewierzących. Poprosił jednego z przełożonych, by przyjął go do klasztoru jako sługę. Ten zaproponował, by Fernando wstąpił do zakonu jako prawdziwy misjonarz. Saperas został przyjęty do nowicjatu jako 23-latek. Z dużym poświęceniem zajmował się prostymi pracami w domu zakonnym. W uroczystość Wniebowzięcia NMP w 1930 r. złożył pierwsze śluby. Miał poświęcić się służbie Niepokalanemu Sercu Maryi. Jesienią trafił do klasztoru w leżącej 100 km od Barcelony Cerverze.

Anarchia w Katalonii

Sytuacja w Hiszpanii stawała się coraz bardziej niebezpieczna dla duchownych. Od 1931 r., kiedy obalono monarchię, zastępując ją ustrojem republikańskim, zaczęto wprowadzać kolejne ustawy uderzające w Kościół. Usunięto religię ze szkół, wypędzono z kraju jezuitów, działalność innych zakonów podporządkowano państwu. Coraz częściej też dochodziło do ataków na duchownych czy działaczy katolickich oraz do podpaleń kościołów. W 1936 r. w wielu miejscach Hiszpanii wybuchła anarchistyczna rewolucja. Katalonia okazała się jej bastionem. Anarchiści już w czerwcu po walkach przejęli kontrolę nad dużą częścią Barcelony. W regionie konfiskowano ziemię i zakłady przemysłowe. Władza promowała aborcję i swobodę seksualną. Anarchistyczne bojówki siały terror. W Katalonii zginęło przynajmniej 1,5 tys. księży i zakonnic. W Cerverze powstał komitet rewolucyjny, który rozpoczął prześladowanie katolików. Zdarzało się, że ofiarom obiecywano ułaskawienie, jeśli wyrzekną się Boga.

Męczennik czystości

21 lipca 1936 r. władze wypędziły klaretynów z domu zakonnego. Tutejsze zgromadzenie liczyło wtedy 154 osoby, w tym 30 księży. Wśród mężczyzn, którzy musieli opuścić Ceverę, znalazł się Fernando Saperas. Młody klaretyn ukrywał się w domu niejakiego Ramóna Riery. Wiedział, że być może nie pożyje długo. – Jeśli mnie zabiją, niech Bóg będzie błogosławiony. Może Pan chce męczenników za wiarę? – mówił.

Riera był właścicielem baru. Z powodu zbliżającego się święta Wniebowzięcia NMP Fernando nie był bezpieczny. W dniu uroczystości w lokalu miało się pojawić wiele osób i ktoś mógłby rozpoznać brata zakonnego z Cervery. Dlatego właściciel domu odesłał go do innej miejscowości. – Jeśli nie wrócę, to znaczy, że mnie znaleźli i rozstrzelali. Módlcie się za mnie – powiedział na pożegnanie zakonnik.

12 sierpnia rano w domu, w którym się schronił, zatrzymało się kilku bojówkarzy związanych z komitetem rewolucyjnym z Cervery. Zabrali oni Fernanda na przesłuchanie, żeby ustalić, kim jest. Kiedy podczas podróży nie chciał słuchać wulgarnych żartów, anarchiści zaczęli go dopytywać, czy nigdy nie był z kobietą. Fernando wyznał, że jest jednym z zakonników wypędzonych z Cervery. Bojówkarze wpadli w szał. Zdarli z niego ubranie i zaczęli go molestować. Zapowiedzieli, że zawiozą go do domu publicznego. Dali mu do zrozumienia, że przeżyje, jeśli zrobi to, czego od niego chcą. – Zabijcie mnie, jeśli chcecie, ale nie róbcie tego! – prosił uprowadzony.

Oprawcy zawieźli go do znajdującego się w Cerverze lokalu z prostytutkami. Próbowali go zmusić, by poszedł z którąś z nich do łóżka. Gdy tak się nie stało, Fernanda przewieziono do następnego domu publicznego, a potem do kolejnych dwóch w innych miejscowościach. Młody zakonnik przez cały czas gorliwie się modlił. Tłumaczył, że jest duchownym i woli zginąć, niż zgrzeszyć. Bandyci znęcali się nad nim. Byli tak okrutni, że w końcu same prostytutki zaczęły płakać. Wszystko to trwało 15 godzin. W końcu anarchiści zawieźli go na cmentarz Tárrega w Léridzie, gdzie już wcześniej zdarzało się im rozstrzeliwać duchownych. Jeszcze przez pewien czas zastanawiali się, co zrobić z porwanym klaretynem, ale ostatecznie zdecydowali, że go zabiją. Znowu zaczęli molestować porwanego i okaleczyli go, m.in. wykłuwając mu oczy. Zakonnik modlił się: „Panie, przebacz im, bo nie wiedzą, co robią. Ja im przebaczam”.

Anarchistyczni bojówkarze rozstrzelali go. Fernando przed śmiercią zawołał jeszcze: „Niech żyje Chrystus Król!” i wezwał Matkę Boską.

Zrzucić habit?

Rozstrzelanie Fernanda Saperasa nie było pierwszym ani ostatnim aktem terroru wobec chrześcijan w opanowanej przez anarchistów Katalonii. 3 tygodnie przed jego śmiercią na tym samym cmentarzu bojówkarze zabili jego 15 współbraci zakonnych. Kilka grupowych egzekucji miało miejsce w październiku. W pobliskim Sabadell w ciągu jednej nocy podpalono 10 kościołów i klasztorów, a kilka dni później o. José Reixach z zakonu klaretynów został śmiertelnie postrzelony na ulicy. Inni członkowie zgromadzenia, w tym przełożony o. Mateo Casals, trafili do więzienia. Warunki były na tyle znośne, że udało im się zorganizować sobie życie na wzór zakonny. Jednak po miesiącu 14 uzbrojonych ludzi wyciągnęło ich z cel. Rano przy drodze znaleziono porzucone ciała więźniów.

Papież Franciszek podpisał w grudniu 2016 r. dekret Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych dotyczący klaretyńskich męczenników z lat 1936–1937. Większość z nich zginęła w Katalonii: Barcelonie, Cerverze, Léridzie, Sabadell oraz Vic, inni w Santander i Walencji. Ojciec Jorge López Teulón, klaretyn i autor bloga poświęconego osobom ginącym za wiarę, nie ma wątpliwości, że ich świadectwo jest aktualne, zarówno dla duchownych, jak i dla świeckich. – Jeśli oni wśród trudności przelewali krew, to nas zawstydza nasza słabość, tchórzostwo i strach – mówi „Gościowi”. Hiszpański klaretyn przypomina, że podczas wojny domowej w jego kraju męczeństwo poniosło ponad 10 tys. chrześcijan, nie tylko duchownych. – Wszyscy oni zapisali swoją krwią najbardziej chwalebną kartę w historii Kościoła katolickiego w Hiszpanii i, chyba nie przesadzę, w historii całego Kościoła – uważa zakonnik. Z kolei o. Szymon Socha, sekretarz prowincjalny klaretynów w Polsce, przypomina, że wielu duchownych mogło się ratować – wystarczyło na znak porzucenia wiary pozbyć się habitu. – Dla mnie to wielki przykład, ważny na przykład wtedy, gdy zastanawiałem się nad kwestiami związanymi z decyzją o wyborze powołania – mówi.

TAGI: