Prowadzi mnie Matka Teresa

Monika Łącka

publikacja 08.02.2017 06:00

Myśl o tym, by pomagać innym, od dawna tliła się w sercu Elżbiety Cisowskiej. Brała nawet pod uwagę wyjazd na koniec świata, a trafiła... do krakowskiego Dzieła Pomocy im. św. o. Pio.

Prowadzi mnie Matka Teresa Monika Łącka /Foto Gość

Ci, którzy przekonali kapitułę plebiscytu na Miłosiernego Samarytanina Roku, że Ela zasłużyła na to wyróżnienie za rok 2015, napisali m.in., że potrafi pochylić się nad człowiekiem bezdomnym, którego każdy omija z daleka, nawiązać kontakt z ludźmi, z którymi inni nie chcą mieć nic wspólnego, oraz że człowiek jest zawsze dla niej wartością nadrzędną i w każdym widzi potencjał. Ela ma bowiem „otwarte serce i oczy”.

Procedury i życie

Ta 30-letnia drobna dziewczyna, od której biją radość i pozytywna energia, mówi jednak skromnie, że na tytuł stanowczo nie zasłużyła, a swoją historią chce budzić w czytelnikach „Gościa Krakowskiego” wrażliwość na drugiego człowieka. Bo czasem wystarczy komuś pomóc w niespodziewanych okolicznościach, by choć trochę odmienić jego życie. Tak właśnie było pewnego upalnego, lipcowego dnia 2015 roku.

– To był piątek, mój ostatni dzień w pracy przed urlopem. Do banku wszedł człowiek, po którym było widać (i czuć), że potrzebuje pomocy. Idąc do doradcy, minął moje biuro (Ela jest dyrektorem 31. Oddziału BZ WBK w Krakowie – red.). Chwilę później usłyszałam, że prosi o coś, na co rozum i 10-letnie doświadczenie mówiły: „Absolutnie nie, mamy procedury!” – opowiada Ela. Mężczyzna chciał zadzwonić do swojej babci, by ta podała mu numer przesyłki niezbędny do odbioru przelewu. Doradca odmówił, a Ela ze swojego miejsca dawała znaki potwierdzające decyzję.

– Klient usilnie prosił, więc choć w głowie miałam zapalone wszystkie czerwone lampki, jego grzeczność przekonała mnie do rozmowy. Zadzwoniłam pod wskazany numer. Odebrała przerażona starsza pani. Mówiła, że jej wnuk od 3 miesięcy nie był w domu, z którego uciekł – wspomina Ela. Okazało się, że mężczyzna pieniądze chciał przeznaczyć na bilet do domu – myślał o powrocie z tułaczki. Niestety, babcia przelewu nie zrobiła.

– Poprosiłam więc, by poszedł na dworzec (bank jest tuż obok) sprawdzić, o której odjeżdża najbliższy pociąg do Wrocławia, skąd pochodził, i zaproponowałam, że kupię bilet pod warunkiem, iż wsiądzie przy mnie. Ostatecznie jednak kupiłam bilet na autobus, który po drodze nigdzie się nie zatrzymuje – opowiada Ela Cisowska.

Na „do widzenia” Ela obiecała, że następnego dnia zadzwoni do babci sprawdzić, czy wrócił do domu. I zadzwoniła – zanim wyruszyła na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Mężczyzna od świtu czekał na ten telefon, żeby podziękować. Po raz pierwszy od długiego czasu poczuł, że ktoś się o niego zatroszczył. Przecież gdyby wszedł do innego banku, mógłby zostać z niego wyrzucony.

Ktoś wyciąga rękę...

Niebawem Ela postanowiła, że zostanie wolontariuszką w Dziele Pomocy im. św. o. Pio, żeby pomagać tym, którzy mają poplątane ścieżki życia. Nauczyła się bowiem, że bezdomność różne może mieć imię. Cały czas pomaga też w godzinach pracy – np. wtedy, gdy do banku przychodzą osoby starsze, chore, zagubione w instytucjonalnej rzeczywistości. Tak, jak pewien 90-letni pan, który czasem mylił bank z apteką i przychodził po leki, albo kilka razy dziennie chciał robić przelewy oszustom. Okazało się, że syn, do którego Ela zadzwoniła, jest niepełnosprawny i może nawet w gorszym stanie niż ojciec. – Zgłosiłam więc pana do MOPS-u, a opiekunka nie tylko dobrze się nim opiekowała, ale i zadbała o pogrzeb, gdy zmarł – opowiada Ela.

Zdarza się jej też czasem mobilizować do wstania z ulicy nietrzeźwe osoby. – Bywa, że widzę łzy w ich oczach, bo ktoś wyciąga rękę, zamiast wezwać straż miejską – mówi. Dyplom samarytanki wisi w jej gabinecie i jest codziennym zobowiązaniem do bycia miłosierną, a czasem też... wyrzutem sumienia.

Ela przekonuje, że nie byłaby taka, jaka jest, bez swojej rodziny, przyjaciół z krakowskiej „Beczki”, ludzi wokół niej i mocnej wiary w sercu. – Cały czas czuję też, że prowadzi mnie Matka Teresa z Kalkuty, której obrazek już trzy razy znalazłam w swoim biurku w pracy. Nie wiem, skąd się tam bierze… – wyznaje.

Głosujemy!

Wolontariat św. Eliasza, Arcybractwo Miłosierdzia i Okręgowa Izba Lekarska w Krakowie zapraszają do udziału w plebiscycie „Wybieramy Miłosiernego Samarytanina roku 2016”. Głosować można w dwóch kategoriach: pracowników służby zdrowia, dla których pomoc chorym nie jest tylko pracą zarobkową, ale powołaniem, oraz osób szlachetnych, które bezinteresownie pomagają innym, a ta pomoc wypływa z potrzeby serca. Plebiscyt trwa do 10 marca, a głosując, należy podać imię i nazwisko, nr telefonu, adres (np. szpitala) osoby, którą chce się wyróżnić, oraz (koniecznie!) kilka zdań uzasadnienia. Głosować można listownie (Wolontariat św. Eliasza, 30-608 Kraków, ul. Por. Wąchały 5), mejlowo (biuro@eliasz.org.pl), telefonicznie (od poniedziałku do piątku od godz. 11 do 17 pod numerami 885 512 500 lub 12/ 263 61 56) oraz korzystając z formularza na: www.eliasz.org.pl.

TAGI: