Cichy bohater

Maciej Kalbarczyk

publikacja 03.02.2017 06:00

Przez ponad dwa lata torturowali go najokrutniejsi kaci Mokotowa. Gdyby abp Antoni Baraniak dał się złamać, kard. Wyszyński trafiłby do więzienia, a Karol Wojtyła być może nigdy nie zostałby papieżem.

Abp Antoni Baraniak (pierwszy z lewej) podczas uroczystej sesji Episkopatu Polski we wrocławskiej katedrze w 1970 r. Eugeniusz Wołoszczuk /PAP Abp Antoni Baraniak (pierwszy z lewej) podczas uroczystej sesji Episkopatu Polski we wrocławskiej katedrze w 1970 r.

W dawnym areszcie przy ul. Rakowieckiej otwarto ekspozycję poświęconą śp. abp. Antoniemu Baraniakowi. W pomalowanej na biało celi z okratowanymi oknami na razie znajduje się tylko obraz przedstawiający duchownego, ale z czasem będą tam umieszczane kolejne związane z nim przedmioty. Dyrektor niedawno otwartego Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych dr Jacek Pawłowski zapewnia, że instytucja dysponuje łóżkiem biskupa, jego ornatami, a także szafą z ukrytym ołtarzem, przy którym kapłan sprawował Mszę św. w domu zakonnym w Marszałkach.

W tej celi trudne 27 miesięcy swojego życia spędził dyrektor Sekretariatu Prymasa Polski. Prawdziwą gehennę przeżył jednak kilka pięter niżej, w zimnych piwnicach aresztu, w których katowano m.in. Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka” i Łukasza Cieplińskiego. Arcybiskup nie miał żadnej taryfy ulgowej. Był traktowany dokładnie tak samo jak pozostali więźniowie: bity, głodzony, a nawet podtapiany. Ubecy robili to tylko po to, żeby wymusić na nim zeznania obciążające prymasa Polski.

Duchowny nie zdradził i cudem przeżył, ale już nigdy nie odzyskał dobrej formy fizycznej. Wyolbrzymieniem nie będzie stwierdzenie, że swoją heroiczną postawą uratował polski Kościół. Bo kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby stracił przywódcę w osobie kard. Stefana Wyszyńskiego?

Prawa ręka prymasa

Późniejszy arcybiskup Antoni Baraniak urodził się w 1904 r., a już w wieku 16 lat wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Salezjańskiego. Studiował filozofię i teologię, a jego kariera naukowa rozwijała się bardzo szybko. Na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie uzyskał tytuł doktora. W 1933 r., zaledwie trzy lata po święceniach, ówczesny prymas kard. August Hlond powołał go na swojego osobistego sekretarza i kapelana. W czasie II wojny światowej obaj opuścili kraj: przebywali we Włoszech i we Francji, organizując pomoc dla swoich rodaków.

Po wojnie kard. Hlond umarł, a ks. Baraniak w naturalny sposób stał się sekretarzem kolejnego przywódcy Kościoła w Polsce – kard. Wyszyńskiego. We współpracy z nim wykonywał ważne zadania, m. in. pisał i redagował pisma skierowane do władz państwowych. Piórem walczył wtedy o uwolnienie prześladowanych księży i osób świeckich.

Kiedy w 1951 r. został sufraganem gnieźnieńskim, jego pozycja w episkopacie wzrosła. Służby doskonale wiedziały, że był prawą ręką prymasa, chociaż sprawiał wrażenie zwykłego, skromnego kapłana. – To był zawsze bohater drugiego planu. Bardzo często jeździł z prymasem do Rzymu. Kardynał Wyszyński rozmawiał, a dokumenty w teczce niósł Baraniak, najważniejsze sprawy załatwiano przez niego – opowiadała Jolanta Hajdasz, autorka dwóch filmów poświęconych arcybiskupowi. Nic dziwnego, że w tej sytuacji najłatwiejszym sposobem zniszczenia kard. Wyszyńskiego wydawało się złamanie jego najbliższego współpracownika. Komuniści zabrali się do pracy.

Prymas na celowniku

„Domyślałem się, że mój względny spokój w więzieniu zawdzięczam jemu, bo on wziął na siebie jak gdyby ciężar całej odpowiedzialności prymasa Polski” – mówił w 1977 r. na pogrzebie abp. Baraniaka kard. Wyszyński. Wspominał wtedy o swoim internowaniu, podkreślając, że było ono niczym w porównaniu z tym, co przeżył jego sekretarz.

Aresztowano ich dokładnie w tym samym czasie: w nocy z 25 na 26 września 1953 roku. Kardynał Wyszyński trafił do miejsca odosobnienia w Rywałdzie, a abp Baraniak prosto na ul. Rakowiecką w Warszawie. W dokumentach zgromadzonych w IPN zachowało się 146 protokołów z przesłuchań kapłana. Cel był jeden: za wszelką cenę zmusić go do zeznawania przeciwko prymasowi.

Arcybiskup miał być głównym świadkiem w procesie, który komuniści przygotowywali przeciwko kard. Wyszyńskiemu. Chodziło o skompromitowanie przywódcy polskiego Kościoła w podobny sposób, jak postąpiono z prymasami Czech, Chorwacji i Węgier. Oskarżano ich m.in. o współpracę z hitlerowcami, zdradę stanu oraz działanie na niekorzyść narodu. Wszystkie zarzuty były zmyślone, ale właśnie w ten sposób chciano zdyskredytować duchownych w oczach wiernych. Takie metody stosowano także w Polsce, m.in. w stosunku do bp. Czesława Kaczmarka, skazanego na 12 lat więzienia „za kolaborację z Niemcami, usiłowanie obalenia ustroju PRL i propagandę na rzecz waszyngtońsko-watykańskich mocodawców”. Podobne zeznania próbowano wymusić od abp. Baraniaka. Na Rakowieckiej przeżył on piekło.

Karcer i blizny

– On nic nie mówił, nic nie opowiadał. Dopiero jego lekarze odkryli pręgi, jakie miał na plecach – powiedział abp Gądecki w homilii w dzień poświęcenia celi duchownego. Rzeczywiście, przez lata pytany o czas spędzony w więzieniu, abp Baraniak milczał. Kiedy chorował, czasami tylko wspominał, że to nic w porównaniu z tym, co przeżył na Rakowieckiej. Szczegółów jednak nie zdradzał. Dopiero po latach okazało się, że duchowny przeżył tortury, które dzisiaj trudno sobie nawet wyobrazić. Ubeckie dokumenty potwierdzają, że był głodzony: po pierwszych trzech miesiącach spędzonych w więzieniu schudł aż 14 kg. Dokumentacja medyczna potwierdza także, że wychodząc z aresztu, ważył zaledwie 40 kilogramów.

Doktor Milada Tycowa oraz dr Małgorzata Kulesza-Kiczka, które opiekowały się duchownym, potwierdziły, że musiał być bity. Podczas badań dostrzegły one, że całe plecy kapłana są pokryte bliznami. Ich pręgowaty kształt jednoznacznie wskazywał, że były konsekwencją silnych uderzeń podłużnym przedmiotem, prawdopodobnie prętem. Arcybiskup powiedział wtedy, że to „pamiątka po pobycie w więzieniu”.

Nieżyjący już ks. prof. Marian Banaszak z Poznania potwierdził, że arcybiskup przebywał w karcerach. Co najmniej 8 dni spędził w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu. Zanim został do niego wtrącony, rozebrano go do naga. Podłoga celi znajdowała się ok. 0,5 m niżej w stosunku do poziomu korytarza. Do tego zagłębienia szlauchem spłukiwano krew i fekalia mordowanych w sąsiednim pomieszczeniu więźniów. Nie było tam kanalizacji ani żadnych okien: w powietrzu unosił się zapach nie do zniesienia, a fekalia skraplały się nawet na suficie.

Z relacji więźniów zamkniętych w „zwykłych” karcerach wynika, że to najskuteczniejsza z tortur: bardzo szybko traci się poczucie rzeczywistości i łatwo się złamać. A co dopiero w takich warunkach? Arcybiskup Baraniak pozostał jednak nieugięty do samego końca.

Niezłomny

Ubecy podejmowali kolejne próby, ale nie potrafili arcybiskupowi niczego zarzucić. Kardynał Wyszyński został ocalony, a duchownego uwolniono w październiku 1956 roku. To nie był jednak koniec prześladowań.

Po wyjściu z więzienia abp Baraniak dalej pełnił funkcję kierownika Sekretariatu Prymasa Polski, ale kilka miesięcy później Pius XII mianował go na arcybiskupa poznańskiego. W 1957 r. nasiliły się działania operacyjne wymierzone w nowego metropolitę – został sklasyfikowany jako „przeciwnik ustroju socjalistycznego”. Akcje mające na celu zniszczenie duchownego szczegółowo opisał w swojej książce „Teczki na Baraniaka” bp Marek Jędraszewski. Wspomina w niej m.in. o podsłuchach, próbach skłócenia abp. Baraniaka z kard. Wojtyłą, nieustannym monitorowaniu jego działalności, a nawet o historii chorób. Kapłan zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, ale starał się dalej wykonywać swoją pracę, której celem był rozwój Kościoła w tych trudnych warunkach.

W stolicy Wielkopolski zajął się budową nowych parafii i ośrodków duszpasterskich, utworzył także Papieski Wydział Teologiczny. Jego działania zaowocowały licznymi powołaniami: wyświęcił w sumie ponad 700 kapłanów. Zainicjował także 8 procesów kanonizacyjnych i beatyfikacyjnych. Kiedy w rozmowach zdawkowo wspominał o pobycie w więzieniu, mówił, że jego oprawcom trzeba współczuć. Nie nosił w sercu urazy. Umarł w poznańskim szpitalu.

Przy okazji wrześniowej premiery kolejnego już filmu poświęconego abp. Baraniakowi, pt. „Żołnierz niezłomny Kościoła”, rozpoczęto zbiórkę podpisów pod prośbą do prezydenta Andrzeja Dudy o pośmiertne uhonorowanie arcybiskupa wysokim odznaczeniem państwowym. Do abp. Stanisława Gądeckiego natomiast skierowano list z prośbą o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego.