Pustynia w areszcie

Mira Fiutak

publikacja 25.01.2017 06:00

Siedzimy w kaplicy gliwickiego Aresztu Śledczego przy ul. Wieczorka. Na środku złączone stoły, wkoło krzesła. Tutaj odbywają się wszystkie spotkania.

Modlitwa w kaplicy gliwickiego aresztu Mira Fiutak /Foto Gość Modlitwa w kaplicy gliwickiego aresztu

Przychodzą kolejno przyprowadzani przez strażników, większość z Biblią w ręce. Najmłodszy w grupie, Szymon prosi prowadzące o książkę z biblioteki, „Widziałam niebo” Betty Malz. – Ciekawy jestem, co jest z człowiekiem po śmierci – wyznaje, kiedy zaczyna opowiadać o sobie

. Od prawie 9 lat kapelanem gliwickiego aresztu jest ks. Andrzej Giszka. Od pewnego czasu pomagają mu animatorzy ze Szkoły Nowej Ewangelizacji, którzy prowadzą spotkania biblijne. W ostatnim roku w areszcie odbyły trzy kursy Nowe Życie i kurs Emaus. Ich uczestnicy tworzą dziś grupę biblijną, która jest filią SNE w areszcie.

Dzisiejsze spotkanie prowadzą Zofia i Sylwia. Pierwszy zaczyna mówić o sobie Sebastian (Sebastian I, bo w grupie jeszcze jeden nosi to imię). W gliwickim areszcie przebywa od 3 lat. Jest uzdolniony plastycznie, jego płaskorzeźba zdobi ołtarz w kaplicy. Prace wystawiane i sprzedawane są na portalu Kartkawkratke & Prison Art Gallery.

– Człowiek przychodzi z wolności i wyciąga do nas rękę. A my przez jego świadectwo utożsamiamy się z tym, co mówi. Bo to są też nasze przeżycia – mówi o kursach i grupie. – Nie każdego tu lubię, ale muszę tolerować. Bo on jest ze mną w Chrystusie. Bez niego, bez wspólnoty, ja nie istnieję. Sam nie istnieję. Sam to tylko zrobiłem to, że tu jestem – zauważa.

W innym kierunku

– Od 5 lat i 6 miesięcy przebywam w areszcie – zaczyna Tomasz. Przeszedł trzy kursy, na ostatnim był już w ekipie prowadzącej i powiedział swoje świadectwo. Modlił się wstawienniczo za uczestników. – Nigdy czegoś takiego nie robiłem – mówi o tej sytuacji, która była dla niego dużym przeżyciem. – Przed zakładem karnym miałem inne myślenie. Była wódka, rozróby, dużo zła. Potem zostałem sam. Potraciło się rodzinę, kolegów… Jestem z Gliwic, mam wszędzie pełno znajomych, ale teraz, jak siedzę, to nie ma nikogo. Po kursach odzyskałem rodzinę, mam dziewczynę, mamy już plany na życie. Trzeba w końcu zmądrzeć. Zostały mi jeszcze 3 lata aresztu, ale trzeba patrzeć w innym kierunku – dodaje.

– Najpierw przychodziłem tu w „interesach”, żeby się nie nudzić, zabić czas, a potem zacząłem się tym naprawdę interesować – mówi Szymon. – Odkąd chodzę na spotkania, wyszedłem z jednego nałogu, teraz próbuję z następnego. Chcę udowodnić rodzinie i wszystkim, że nie jestem tylko ten zły – dodaje. W areszcie będzie jeszcze prawie 3,5 roku. Planuje, że nie wróci od razu do swojego środowiska. Chce zamieszkać we wspólnocie dla uzależnionych Cenacolo. O ostatnim kursie Emaus mówi: „Najbardziej przemówiły do mnie świadectwa innych, którzy mówili, co stracili przez uzależnienia”.

– Te kursy są bardzo pomocne, bo głównie bazują na świadectwach. Ci, którzy tutaj są, mają bardzo pokręcone i porozwalane życiorysy, które potem z Panem Bogiem prostują – wtrąca Zofia.

W czasie kursu Emaus do prowadzącego podszedł jeden z osadzonych i zapytał: „Skąd wiecie, za co my siedzimy?”. Odpowiedział mu: „Nie wiemy”. „Bo tak mówicie te świadectwa – jakby o naszym życiu” – stwierdził. – Uświadamiają sobie, że nie są jedynymi, którzy mają jakieś ciemne strony, że to nie jest wstyd przyznać się do tego, co się zrobiło. Że jest się słabym i aby z tego wyjść, potrzeba Pana Boga i drugiego człowieka – dodaje Zofia.

– Kiedy nawracają się, chcą lepszego życia. I widzą, że bez Pana Boga tego życia nie będzie. W pewnym sensie trwanie przy Nim w więzieniu jest łatwiejsze, dlatego muszą zrobić wszystko tu, żeby być mocnymi tam – dodaje Sylwia.

Seba, co się z tobą stało?

– Kiedyś ktoś położył na mnie rękę i zaczął opowiadać o miłości Boga – zaczyna Sebastian II. Ostatni dotarł na spotkanie do kaplicy. Kiedy inni mówią, wertuje Biblię. Mówi gwarą, z dużym przekonaniem. Widać, że to nie pobożne życzenia, i że ma posłuch u pozostałych.

– W moim przeszłym życiu, nie wiem, czy można je nazwać życiem, bo od 21 lat odsiadywałem wyroki po różnych więzieniach tego świata, nie szukałem Boga. Miałem swoich bogów. Ta droga wszystkich nas tu przyprowadziła – opowiada. – Byłem i nadal jestem słabym i grzesznym człowiekiem, ale wiem, w ilu rzeczach pomógł mi Pan.

Na spotkania biblijne zaczął chodzić jeszcze w innych więzieniach. To jego ostatnie dni w areszcie. – Modlę się o to, żebym miał przynajmniej 1/3 tego czasu dla Boga, co tu, w więzieniu. Codziennie proszę Go o łaskę i prowadzenie, bo jest ciężko. Czeka na mnie kobieta i dziecko, mam już załatwioną pracę, ale idę też do braci, do wspólnoty chrześcijańskiej, bo wiem, że tam będą mnie odciągać od zła – mówi.

Na ostatnim kursie opowiadał o sobie. Dwa lata temu w innym miejscu miał powiedzieć świadectwo, ale, jak wspomina, liczył na własne siły. Kiedy przyszedł ten moment, wycofał się. Teraz oparł się na Kimś innym i opowiedział, jak Bóg działa w jego życiu. – Jeśli chcesz i zawołasz do Pana, to cię nie zostawi. Ja zawołałem i mi pomógł. Ciągle to robi – dodaje.

W czasie kursu Nowe Życie uczestnicy dostają „list od Boga Ojca”, o Jego miłości do nas. Kolega z celi Sebastiana przepisał z niego całe fragmenty i wysłał swojemu synowi. – Cztery lata trwania w Panu, z Jego łaską i dobrocią – mówi o swoim obecnym życiu Sebastian. – Ci, co znali mnie ze starego świata, mówili: „Seba, tyś ogłupiał, co się z tobą stało, na pewno chcesz coś wyrwać, jakaś przepustka czy coś”. Potem słyszałem: „Ludzie słabi potrzebują Boga. Ja nie potrzebuję, bo mam pieniądze, pistolet. Kto jest mocny, nie potrzebuje Boga” – wspomina. I otwiera Biblię na fragmencie z Księgi Samuela. Walka Dawida z Goliatem. A potem opowiada historię z tamtego swojego życia.

Mieszkał wtedy w Niemczech i, jak mówi, żył „w brudnym świecie”, wśród gangsterów i morderców. Opowiada o swoim koledze. – To był naprawdę bardzo mocny chłop, mocny w tamtym świecie. Najtwardszy, jakiego poznałem w życiu. Taki, co jest w stanie przynieść głowę tego, kogo chcesz. Jednego dnia była obława na mieście, został postrzelony przez policję. Ostatnie słowa, które usłyszałem od niego: „Boże, odpuść mi wszystko, co zrobiłem” – wspomina. – Bóg dał mu łaskę pojednać się z Nim. Od tamtego dnia nie mam już problemu, że ten siedzi za to, ten za tamto, a ten jest konfident. Bo wiem, że każdy dostał życie od Boga i przed Nim będzie odpowiadał za to, co zrobił.

Stałem przy telefonie i płakałem

Józef jest w areszcie 3 lata, od początku chodzi na katechezy. – Pismo Święte pokazuje, co człowiek zrobił źle, co dobrze. Na kursie Nowe Życie ksiądz mówił nam o przebaczaniu drugiemu człowiekowi. Ten kurs najbardziej mnie wzruszył. Codziennie modlę się za moją rodzinę – mówi. Słowo, które go najbardziej porusza? „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. – A jak umiesz wybaczyć drugiemu, to i sobie będziesz umiał – dodaje.

– Izolacja w moim odczuciu na dzień dzisiejszy jest czymś dobrym, bo przynosi wymierne skutki. Dotykamy tu rzeczy, których na wolności nie dostrzegamy. Tam miałem w ręku władzę, pieniądze. Argumenty, które odciągają od Boga – mówi Dariusz. Największym przeżyciem z kursu była dla niego modlitwa wstawiennicza. Mówi: – Poczułem dotknięcie Pana Boga.

W grupie jest też dwóch Grzegorzów. – W moim życiu nie bywało zawsze dobrze, ale od momentu, kiedy zacząłem tu przychodzić na spotkania biblijne, zobaczyłem wszystko inaczej. Dużo zrozumiałem – mówi pierwszy z nich. Historią drugiego Grzegorza żyli wszyscy. Za jego córkę modlili się ludzie w areszcie i poza nim, intencja dotarła nawet do Włoch i Hiszpanii. Oliwia urodziła się z zespołem Downa i wadą serca. Przeszła już 14 operacji, wkrótce czeka ją kolejna, ostatnia. Ale kiedy przez ponad 3 miesiące leżała w śpiączce w szpitalu, to była prawdziwa próba wiary. Lekarze nie dawali jej szans.

– Podpisałem już dokumenty, żeby odłączyli ją od respiratora. Wtedy zacząłem we wszystko wątpić. Powiedziałem sobie: ona odejdzie, to ja też. Kiedy zadzwoniłem do szpitala, lekarze powiedzieli, że jakiś cud się stał. Wyjęli rurkę i zaczęła sama oddychać. Stałem przy telefonie i płakałem – wspomina. – Pamiętam, jak pierwszy raz przyszedłem do ciebie na celę i powiedziałeś mi, że jesteś szczęśliwy, bo nareszcie masz się z kim modlić. I żeśmy pierwszej nocy się modlili – wtrąca Sebastian II. – Powiedziałem ci też: „Idź do wspólnoty, pozwól księdzu czy pastorowi modlić się o córkę”. Powiedziałeś: „Nie wiem”. A ja: „Bóg tak chce!”. I On ci pobłogosławił.

Wolność to czasem kara

Grzegorz planuje, że po wyjściu z aresztu ułoży sobie życie razem z opiekunką córki, która zajmuje się nią od urodzenia. – Jest wierząca, zapytała mnie, jak będzie z moją wiarą, jak stąd wyjdę. Nie wiem – mówi ostrożnie. – Jak wyjdę, to będę wiedział. Tylko Bóg wie, jak będzie – dodaje.

To jeszcze 2 lata, ale już planuje powrót na gospodarkę; teraz zajmuje się nią brat. I imprezę, na którą zaprosi znajomych z więziennej grupy. Przez chwilę wszyscy wybiegają w przyszłość. – Oby jego wolność nie stała się niewolą. Bo tak może być – Sebastian II ściąga wszystkich na ziemię. – Dla niektórych wolność to jest kara – dodaje Sebastian I. 

Szczepanowi zostało jeszcze 11 miesięcy w areszcie. – Pochodzę z rodziny głęboko wierzącej. W pewnym momencie moja droga zaczęła skręcać w bok. Kiedy bliscy coś mówili, uważałem, że przesadzają. W końcu okazało się, że doszedłem tą drogą na Wieczorka – podsumowuje. – Dziś widzę, że bez Boga daleko się nie zajedzie, ale tego musi życie nauczyć. Zostawiłem rodzinę, odszedłem od żony. Mieszkaliśmy tak, że ona na piętrze, ja na parterze. Teraz poczułem, że są mi potrzebni. Kiedy żona przyjechała na drugie widzenie, to pierwszy raz od 3 lat pocałowaliśmy się. Może takie doświadczenie człowiekowi przydaje się. Prorocy w Starym Testamencie szli w miejsca odosobnione, żeby nabrać wiary. Tu nie ma pustyni, za to jest Wieczorka 10 – kwituje.

Na kursie najbardziej przemawiały do niego świadectwa kolegów. – Jestem uodporniony na wszelkie terapie. To, co mówią psycholodzy, do mnie nie dociera. Ale jak ktoś powie, co w życiu przeżył, co mu pomogło, to trafia – zauważa. Ważny jest też sam fakt, że ludzie z zewnątrz nie odrzucają ich. W świadectwie po ostatnim kursie ktoś napisał: „Jestem wdzięczny tym ludziom, że tu przyszli i zajęli się nami, wyrzutkami społecznymi”.