Nie ma Go tam

Jacek Dziedzina

GN 50/2016 |

publikacja 08.01.2017 06:00

„Widzieliśmy miejsce, w którym złożono ciało Jezusa”. Tak wzruszony ojciec Isidoros Fakitsas opowiadał dziennikarzom o pierwszym od ponad 500 lat odsunięciu płyty przykrywającej oryginalny kamień w Grobie Jezusa.

Tak wygląda  na co dzień wnętrze Grobu Jezusa dostępne dla pielgrzymów. Tak wygląda na co dzień wnętrze Grobu Jezusa dostępne dla pielgrzymów.

Po raz pierwszy w dziejach, przez 60 godzin, można było fotografować i pokazać światu miejsce, gdzie dokonał się cud Zmartwychwstania, który odwrócił bieg historii.

Kolana się trzęsą

„Jestem całkowicie zdumiony. Kolana trzęsą mi się trochę, bo nie spodziewałem się tego”. Tymi słowami Fredrik Hiebert, jeden z archeologów uczestniczących w odsunięciu marmurowej płyty (stale współpracujący z „National Geographic”), opisał przed kamerami swoje wrażenie, gdy okazało się, że skaliste łoże pogrzebowe, na którym według wszelkiego prawdopodobieństwa leżało ciało Jezusa, zachowało się niemal w nienaruszonym stanie. „To jest właśnie Święta Skała, która była czczona przez stulecia, ale tylko teraz można ją zobaczyć na własne oczy”, nie kryła przejęcia prof. Antonia Maropoulou, kierująca zespołem naukowców z Politechniki Narodowej w Atenach. Badacze dostali 60 godzin na to, by odsunąć marmurową płytę, zbadać miejsce pochówku Jezusa, przenieść sąsiadujące z nim kawałki skał, płyt, oczyścić je, sfotografować, opisać, pobrać próbki, a następnie ponownie ułożyć na miejscu i przykryć płytą. Prawdopodobnie już na zawsze.

Całe przedsięwzięcie było możliwe dzięki pracom remontowym w bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie, które mają na celu wzmocnienie konstrukcji, m.in. edykuły grobu (Anastasis), i tym samym uchronienie jej przed większymi uszkodzeniami, a nawet zapadnięciem. Specjaliści od lat ostrzegali, że zbliża się last minute wytrzymałości konstrukcji i prace remontowe są niezbędne. Bez tego zapewne nigdy nie byłoby możliwe pokazanie światu oryginalnego miejsca pochówku Jezusa. Dotąd pielgrzymom musiało wystarczyć samo wnętrze grobowca (z wykutym napisem Non Est Hic – Nie ma Go tu) i arcosolium, na które wierni kładli ręce, przytulali doń głowy w geście modlitwy. Arcosolium (z łac. – miejsce wywyższone) zakrywało jednak oryginalną skałę, a wcześniej marmurową płytę z wykutym krzyżem na środku (naukowcy jej wiek szacują na okres krucjat), pod którą dopiero znaleziono najświętsze dla chrześcijan miejsce. I po 60-godzinnej dawce emocji te wszystkie „warstwy przykrywające” będą musiały znowu wystarczyć. Jednak wszyscy uczestnicy tego bezprecedensowego wydarzenia (w sumie ok. 50 osób) – ekipa naukowców z Aten, z innych renomowanych uczelni oraz z „National Geographic”, a także kilkunastu duchownych z różnych Kościołów – są przekonani, że warto było choć na chwilę dotknąć miejsca otoczonego wielkim kultem i czcią, ale też narosłymi przez wieki podejrzeniami i nieporozumieniami.

Archeologia i fantastyka

„Do dzisiaj nie znaleziono doczesnych szczątków Jezusa”, donosiły uprzejmie nagłówki różnych publikacji parę lat temu, gdy szukanie „prawdziwego” grobu Jezusa stało się znowu modne. Takie nagłówki i tak były w miarę uczciwe w porównaniu z „odkryciami” filmowca Jamesa Camerona, który wyprodukował dokument o grobie kogoś o imieniu Jeszua, do tego pochowanego z kobietą o imieniu Miriam. A że zbiegło się to mniej więcej ze szczytem popularności „Kodu da Vinci”, historia o małżeństwie Jezusa z Marią Magdaleną zyskiwała dodatkowe „naukowe” wsparcie. Film (tytuł „Ostatni grób Jezusa” w reżyserii Simcha Jacoboviciego) wysuwał tezę, że Jezus z Nazaretu umarł jak zwykły śmiertelnik, a dowodem na to, że nie zmartwychwstał, miały być szczątki, jakie znaleziono w odkrytym grobowcu. Twórca „Titanica” wykazał się przy tym wyjątkową odpornością na argumenty archeologów i innych uczonych (nie tylko wierzących), którzy delikatnie starali się zwrócić uwagę, że oba hebrajskie imiona były w tamtym miejscu i czasie tak popularne jak dzisiaj na przykład imię... James w Stanach Zjednoczonych. Wystarczy przypomnieć, że na niemal 3 tys. odnalezionych grobów z I wieku po Chr. imię Jeszua występuje w prawie stu przypadkach. Podobnie z rzekomym badaniem szczątków: w „grobowcu Camerona” nie było żadnych kości, a materiał organiczny, jaki badano, nie mógł udowodnić, że pochowani w ogóle byli małżeństwem. Wśród krytyków rewelacji Camerona i Jacobovicigo znalazł się m.in. prof. Lawrence E. Stager z Uniwersytetu Harvarda, jeden z największych w USA specjalistów od starożytnego Izraela. Teorie filmowców określił jako „uprawianie archeologii fantastycznej”.

Operacja chirurgiczna

Archeologią fantastyczną z pewnością nie zajmuje się ateńska Politechnika Narodowa. Wybór specjalistów z tej uczelni do przeprowadzenia renowacji bazyliki Grobu Pańskiego był podyktowany względami praktycznymi: naukowcy z Aten mają na koncie kierowanie tak wymagającymi pracami jak renowacja Akropolu w stolicy Grecji czy przekształcenie Hagia Sophia w muzeum (po rewolucji Attaturka w 1923 r.). Do pracy przy Grobie Pańskim naukowcy zaprosili również archeologów (nie „fantastycznych”), w tym tych związanych z „National Geographic”. Trzeba zaznaczyć, że początkowo pełne rozebranie warstw przykrywających oryginalną skałę grobowca nie było brane pod uwagę. Decyzję podjęto dopiero przed samą operacją. Uznano bowiem, że jest to niezbędne, by mieć pewność, iż w trakcie usuwania zaprawy rozsadzającej kolumny (napęczniałej przez wieki od wody różnego pochodzenia) nic nie przedostanie się do niższych warstw. Technicy bowiem, pod kierownictwem prof. Maropoulou, muszą rozebrać poszczególne elementy, kawałek po kawałku, i wstrzyknąć odpowiednią zaprawę, która uzupełni pęknięcia w strukturze. Skoro więc zdecydowano się na tak skomplikowaną operację techniczno-budowlaną, uznano, że nie tylko trzeba, ale i warto skorzystać z okazji, która może się nie powtórzyć, i dotrzeć również do oryginalnej warstwy płyty grobowej.

Wydarzenie na bieżąco relacjonował nie tylko magazyn „National Geographic”, który na swojej stronie internetowej zamieścił zdjęcia i film z momentu odsunięcia płyty grobowca. Również zachodnie media, zwłaszcza amerykańskie, mocno zainteresowały się sprawą. Relacjonujący wydarzenie „New York Times” przywoływał rozmowy z jego bezpośrednimi uczestnikami. Wynika z nich wielka wrażliwość i świadomość wagi sprawy u naukowców i techników biorących w tym udział. „Robiliśmy wszystko, żeby nie złamać płyty”, mówił Harris Mouzakis, profesor inżynierii lądowej z Politechniki w Atenach. Przyznał również, że cały zespół czuł ogromną presję. „To nie był po prostu jakiś grób, który musieliśmy otworzyć. To grób Jezusa Chrystusa”. Co do tego, że właśnie w tym miejscu znajduje się Grób Pański, przekonany jest również Dan Bahat, były główny archeolog Jerozolimy. „Nie ma w pobliżu innego miejsca, które mogłoby sobie rościć prawo do takiego znaczenia. Nie mamy więc żadnego powodu, by zaprzeczyć autentyczności tego grobu”, cytuje jego wypowiedź „National Geographic”.

Zamknąć bazylikę

Co było do sfotografowania, opisania i pobrania w formie próbek – zostało wykonane. Oryginalny kamień został znowu zasłonięty marmurową płytą. Jednak badania pobranego materiału mogą potrwać nawet kilka lat. Dla wierzących nie są może już tak ważne jak samo zobaczenie, pierwszy raz w życiu, miejsca złożenia ciała Jezusa. Dla naukowców jednak mogą być źródłem wielu nieznanych dotąd porównań i analiz. Dla samej bazyliki, poza docelowym wzmocnieniem konstrukcji budowli, całe wydarzenie już stało się źródłem wielkiego cudu: skonfliktowane ze sobą wyznania chrześcijańskie, opiekujące się świątynią, zawarły na czas prac jakąś niepisaną umowę – rzeczywiście badania pogodziły, przynajmniej na ten czas, zwaśnione strony. Gdyby teraz nie podjęto prac renowacyjnych, być może wkrótce bazylika musiałaby zostać zamknięta.

Światło nie z tego świata

A tego nie wyobrażają sobie miliony pielgrzymów i turystów, którzy w ciągu roku ciągną do najświętszego sanktuarium chrześcijaństwa. Nie wyobrażają sobie tego m.in. uczestnicy najstarszej chyba starożytnej liturgii, jaka ma miejsce w bazylice w Wielką Sobotę (w ciągu dnia, o godz. 14, a więc przed rozpoczęciem wielkanocnej liturgii Wigilii Paschalnej). To niezwykła liturgia prawosławna nazywana „cudem ognia”. Co roku patriarcha wchodzi do Grobu Pańskiego bez zapałek, zapalniczek. Przed wejściem jest dokładnie przeszukiwany. W środku, właśnie z kamienia, który teraz odsunięto w czasie badań, ma wyłaniać się światło „nie uczynione ludzką ręką”. Patriarcha następnie wychodzi i przekazuje wiernym ogień. W ułamku sekundy zamienia on bazylikę w morze płomieni. „Czy naprawdę wasz patriarcha zapala świecę paschalną cudownym sposobem?” – zapytał prawosławnego mnicha uczestniczący w tej niezwykłej liturgii Paul Badde, niemiecki dziennikarz i autor książek o Ziemi Świętej i Manoppello. „Jak może pan w to wątpić?”, syknął mnich do pytającego, kręcąc głową. „Ten ogień spada w stu procentach z nieba. To jest absolutnie nadprzyrodzony proces. Ten ogień nie jest wskrzeszony ręką ludzką!”.

Zapytałem Paula, który zna niemal każdy milimetr w bazylice, w której miał przywilej spędzić więcej godzin niż niejeden badacz, czym dla niego było niedawne odsunięcie płyty i odsłonięcie kamienia, na którym przed Zmartwychwstaniem spoczywało ciało Jezusa. – To, co naukowcy tam znaleźli, nie zaskoczyło mnie, tylko potwierdziło to, do czego byłem przekonany i co lokalna tradycja w Jerozolimie zawsze uznawała za prawdę. Tak samo jak około 20 lat temu pod ołtarzem kaplicy Golgoty znaleziono... szczyt góry Golgoty. Widać zatem, jak te i inne wykopaliska potwierdzają, że wszystko, w co wierzymy, jest prawdą – mówi niemiecki dziennikarz i pasjonat największych pamiątek chrześcijaństwa.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.