Wybrana, by cierpieć

Maciej Kalbarczyk

publikacja 09.01.2017 05:00

– Twoje życie będzie na krzyżu, czuwaj, byś z niego nie schodziła, bo nieprzyjaciel zastawia wojsko – usłyszała s. Wanda Boniszewska w jednej ze swoich wizji.

„Będziesz całe życie za nic miana. Niezrozumiana” – usłyszała Wanda Boniszewska od Pana Jezusa. reprodukcja henryk przondziono /foto gość „Będziesz całe życie za nic miana. Niezrozumiana” – usłyszała Wanda Boniszewska od Pana Jezusa.

To był nietypowy zakon. Z zewnątrz mógł wyglądać jak zwyczajna grupa kobiet wykonujących najprostsze czynności w domu: pranie, gotowanie, sprzątanie. Siostry nie nosiły habitów, a ich charyzmatem stało się niesienie pomocy kapłanom, których nazywały „aniołami nieba”. Miały ich wspierać w codziennej pracy apostolskiej, towarzyszyć duchowo w każdej posłudze, zawsze być w pobliżu. To właśnie w tak niepozornym Zgromadzeniu Sióstr od Aniołów znalazła się s. Wanda Boniszewska, której pełna mistycznych przeżyć, objawień i męczeństwa historia została nagłośniona w 2008 r. przez spektakl Teatru Telewizji „Stygmatyczka”. Jego akcja rozpoczyna się w nielegalnym domu zakonnym w majątku Dolińskich w Pryciunach pod Wilnem.

Zwykły budynek złożony z kilku izb, żadnych wygód, żadnych zabezpieczeń: murów czy bram. W takich warunkach ukrywa się jezuita o. Antoni Ząbek, oskarżony przez Sowietów o przynależność do agentury Watykanu i antyradziecką działalność. Zanim zostanie odnaleziony i skazany na 25 lat łagru, zdąży przekazać s. Wandzie dzienniki, które podarował mu w Łuczaju ks. Czesław Barwicki – spowiednik i ojciec duchowy zakonnicy. Wielokrotnie przepisywane i z trudem kontynuowane przez mistyczkę aż do 1980 r., przetrwały do dzisiaj. Znajduje się w nich zapis 59 lat jej życia mistycznego, w którym ciemność i cierpienie przeplatały się z doświadczeniem miłości Boga. Wanda poza czasem „konania” (otwierania się stygmatów, któremu towarzyszył ogromny ból fizyczny) i prześladowań przez demony, przeżywała także ekstazy, w których jednoczyła się z Chrystusem.

Biedny Bozia

Wanda urodziła się w 1907 r. w majątku Kamionka, kilka kilometrów od Nowogródka. Wywodziła się z rodziny szlacheckiej, ale w związku z tym, że po powstaniu styczniowym jej ojca pozbawiono majątku, w dokumentach wpisano jej pochodzenie chłopskie. Miała dziesięcioro rodzeństwa. Wychowywana w wierze katolickiej, od najmłodszych lat miała w sobie pragnienie Boga. W swoich zapiskach z pierwszego okresu życia wspomina, jak rodzice zabrali ją kiedyś na Mszę św., podczas której jej uwagę zwróciło tabernakulum. Zastanawiała się, jak to możliwe, że Jezus, Król świata, jest zamknięty w tej niewielkiej szafce. To była jej pierwsza refleksja duchowa: „Całą moją modlitwą było powtarzanie: »Biedny Bozia, zamknięty, jak tam smutno musi być!«”. Mając w pamięci to doświadczenie, Wanda przez całe swoje dorosłe życie nazywała Chrystusa „Więźniem Miłości”.

W 1918 r. przyjęła Pierwszą Komunię Świętą. Ten moment wskazała jako pierwszy, realny kontakt z Jezusem. Równie ważne było bierzmowanie: „Czułam ciche dalsze nawoływanie w duszy do ofiary, do większej miłości bliźnich, wyzbycia się własnych zachcianek: Oddaj się całkowicie mnie”.

Po otrzymaniu darów Ducha Świętego poczuła silne powołanie do życia zakonnego. Kiedy w wieku 15 lat podzieliła się swoimi planami ze spowiednikiem, ten nakazał jej, aby o wszystkim powiedziała rodzicom. Nie zgodzili się na pójście córki do zakonu, ale przez kolejne lata dalej dążyła do celu. W tym czasie zaczęła doświadczać bólów stygmatycznych w miejscach, w których przebito Jezusa gwoździami.

„U nas pozostać nie możesz, gdyż wszystkie siostry z ciebie są niezadowolone”. Te słowa Wanda usłyszała od matki Moniuszko, która w 1925 r. przyjmowała ją do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów w Wilnie. Z płaczem i lękiem, a jednocześnie z twardym postanowieniem zostania za wszelką cenę w zakonie, z pokorą przyjęła propozycję udziału w kursach ogrodniczo-gospodarskich. Ten czas wspomina jako niełatwy. Ucząc się ze świeckimi dziewczynami, po zajęciach nie chciała chodzić z nimi na zabawy. Zamiast tego wolała poświęcać się modlitwie. Po raz kolejny spotkała się z odrzuceniem i niezrozumieniem. Już wtedy spełniały się słowa, które później usłyszała od Jezusa w swojej wizji: „Będziesz całe życie za nic miana. Niezrozumiana”.

Święte blizny

W 1927 r. Wanda pisze o „zadośćuczynieniu przez cierpienie fizyczne”, o które prosi ją Bóg. Przyznaje, że w tamtym momencie nie była gotowa na odpowiedź. Stygmaty otrzymała dopiero po złożeniu ślubów zakonnych w 1933 roku. Jej dziennik jest dowodem na to, że w mistykę przeżyciową weszła zupełnie świadomie – był to akt woli całkowitego oddania się Bogu. Wanda wielokrotnie wspomina o tym, że Chrystus pozostawiał jej wolność wyboru w przyjęciu krzyża. Nie była herosem, trudno jej było podjąć decyzję: „Jezus żąda ofiary. Natura wzdryga się, ale ufam, że Pan mi da – siłę i męstwo”. Zgodziła się – jedyne, czego oczekiwała w zamian, to „ukrycia przed światem”. Właśnie dlatego jej historia długo pozostawała powszechnie nieznana.

Początkowo rany w boku, na kończynach i na głowie krwawiły tylko w pierwsze czwartki miesiąca i przez cały okres Wielkiego Postu. W Wielki Piątek 1935 r. przeżyła pierwsze „konanie”. Krwawiące stygmaty udokumentowano na zdjęciach, których kopie włączono do wydania dzienników. Dzięki temu możemy zobaczyć, co przeżywała na zewnątrz, ale co w tym czasie działo się w jej duszy? Po „konaniu” w 1936 r. pisała: „Byłam w Getsemani z modlącym się Zbawicielem, z pojmanym – pojmaną, i zespoliłam się z Nim i razem zostałam do krzyża przybitą”. Pan Jezus kazał jej ofiarować te cierpienia za księży i swój zakon oraz za wszystkich potrzebujących odkupienia grzeszników.

Wielu nie wierzyło, że doświadczenia Wandy pochodzą od Boga. Początkowo sceptyczni byli nawet jej kierownicy duchowi, a siostry ze zgromadzenia zwyczajnie jej nie lubiły. Badania wykazywały tylko „zwykłe” schorzenia, m. in. zapalenia płuc i anginę. Medycznie nikt nie potrafił wyjaśnić, skąd biorą się stygmaty. Stan psychiczny s. Wandy kilku lekarzy oceniało jako psychozę. Bo czy można uznać za normalnego kogoś, kto przepowiada odzyskanie przez Polskę wolności i nawrócenie Azjatów?

Dręczona przez diabłów

„Dusze kapłanów widziałam w strasznej walce z grzechami, swoimi namiętnościami i chwilowymi poddaniami się pod władzę szatanów. Stanęłam do walki między niebem a piekłem”. Tak opisywała s. Wanda noc, podczas której przebywała w krainie potępionych, poproszona przez Jezusa o uratowanie dusz kilkudziesięciu księży. Szatan nie mógł puścić jej tego płazem – namawiał ją do porzucenia zakonu, wyzbycia się cierpień i zaprzestania przyjmowania Komunii Świętej. W czasie walki o dusze kapłanów szatan dusił ją grubym sznurem. Kiedy nad ranem siostry znalazły sznur w jej łóżku, nie potrafiły wytłumaczyć, skąd tam się wziął – w Pryciunach takich nie wytwarzano.

Siostra Wanda przyzwyczaiła się do spotykania diabła w swoich wizjach. Chrystus zapewniał ją, że nie zginie, musi tylko przeżyć ból. W 1950 r. przyszedł jednak czas na stanięcie twarzą w twarz z szatanem także w realnej rzeczywistości. Oskarżona o ukrywanie agenta Watykanu, s. Wanda została aresztowana przez funkcjonariuszy stalinowskiego reżimu. Przez 6 lat przebywała w więzieniu, katowana i poniżana. Ten okres zatytułowała w swoich notatkach „Więzienie. Czyściec i piekło”.

Stalinowcy uznali ją za wroga ustroju. Podczas wielogodzinnych przesłuchań próbowali dowiedzieć się, co jej wizje mówią o Stalinie i o losie ZSRR. Kiedy mówiła o Bogu, szydzili z niej, uznając za chorą psychicznie kuglarkę. W wyniku brutalnych pobić trafiła do więziennego szpitala. W tym czasie dalej doświadczała „konań” i ekstaz: „Diabeł wie, co to za kobieta i co to za choroba, nie podejmuję się jej leczyć” – powtarzali kolejni lekarze.

Pobyt w więzieniu cichej i skromnej zakonnicy sprawił, że stalinowcy zaczęli się nawracać. Siostra Wanda wspomina wizytę jednego z nich w jej celi: „Zaczął prosić mnie o przebaczenie, że bił moją głową o ścianę i powiedział tak: »Wiecie, teraz przekonałem się, że Bóg jest, bo sumienie nie daje mi spokoju i musiałem się żegnać znakiem krzyża. Moja matka jest wierząca, ja teraz także chcę być wierzącym tak jak i wy«”.

W związku z nawróceniami kolejnych naczelników więzienia wydano zarządzenie zakazujące przesłuchiwania s. Wandy w pojedynkę. Odtąd funkcjonariuszowi zawsze musieli towarzyszyć świadkowie.

Błogosławiona?

Była w fatalnym stanie, ale przeżyła. W 1956 r. w wyniku odwilży po śmierci Stalina została zwolniona z więzienia. Po repatriacji mieszkała w kilku domach zakonnych swojego zgromadzenia, m. in. w Białymstoku i Częstochowie. Unikała rozgłosu. Przez te wszystkie lata doświadczała bólów spowodowanych stygmatami. Szczególne natężenie dolegliwości miało miejsce w 1981 r., w dniu zamachu na Jana Pawła II. Zmarła w 2003 r. w Chylicach.

Po poznaniu jej historii natychmiast nasuwa się pytanie o proces beatyfikacyjny. Nie został on jeszcze rozpoczęty, ale Zgromadzenie Sióstr od Aniołów zbiera dokumenty świadczące o działalności s. Wandy Boniszewskiej oraz s. Heleny Majewskiej, która razem ze stygmatyczką została aresztowana w 1950 roku. Kult obu zakonnic prężnie rozwija się na Wileńszczyźnie. W lipcu są organizowane piesze pielgrzymki z Bujwidz do Pryciun, odbywają się także nabożeństwa w intencji ich beatyfikacji. 

Wszystkie cytaty znajdujące się w artykule pochodzą z książki „Ukryta przed światem. Dziennik duszy”, w której zgromadzono zapiski s. Wandy Boniszewskiej.

TAGI: