Sam na sam z Jezusem

Przemysław Kucharczak

publikacja 29.12.2016 05:00

Nawet nocą możesz Go odwiedzić. W sercu śląskiej aglomeracji, w przejmującej ciszy, trwa stała adoracja Najświętszego Sakramentu.

Jezus w czasie nocnej adoracji w kaplicy bazyliki w Katowicach-Panewnikach. Przemysław Kucharczak /Foto Gość Jezus w czasie nocnej adoracji w kaplicy bazyliki w Katowicach-Panewnikach.

Jezus jest adorowany we dnie i w nocy w bazylice ojców franciszkanów w Katowicach-Panewnikach oraz w kościele św. Marii Magdaleny w Tychach. Ta niezwykła inicjatywa jest całkowicie oddolna. Gdyby to wymyślił proboszcz i przekonywał parafian, być może byłoby trudniej z tym ruszyć. W Panewnikach i w Tychach Pan Bóg poruszył jednak najpierw serca świeckich, którzy zaczęli takiej wieczystej adoracji bardzo pragnąć. I to oni z konkretną propozycją i dokładnym planem poszli do proboszczów, w pierwszej chwili bardzo zaskoczonych.

Ojciec Alan, proboszcz z Panewnik, wspomina swój początkowy sceptycyzm. Przemknęło mu przez głowę: „Co znowu wymyślają?”. A jednak dał się przekonać. Dzisiaj jest największym fanem wieczystej adoracji. Twierdzi, że ożywiła ona całą parafię i owocuje na wielu innych polach. W Katowicach-Panewnikach ekipa blisko 200 osób obstawia nocne dyżury, żeby Jezus w kaplicy wieczystej adoracji nigdy nie był sam. Dzięki ich ofierze Ślązacy ze wszystkich okolicznych miast wpadają tutaj spontanicznie – nawet w nocy. Najwięcej ludzi modli się w kaplicy nocnej adoracji przed północą. W przejmującej ciszy wpatrują się w Jezusa, a On patrzy na nich.

Gdy po godzinie lub dwóch modlący się wychodzą na zewnątrz – nawet jeśli wcześniej byli przytłoczeni problemami lub stresem – w jakiś zadziwiający sposób promienieją. Ich problemy nie zawsze znikają, ale oni sami są inni: spokojni, wyciszeni i jaśniejący. Ekipa dyżurujących przed Panem w Panewnikach świętowała w grudniu 3. rocznicę swojej pierwszej nocnej adoracji.

Julianka rusza się w brzuchu

Jedną z dyżurujących jest Ola, która w czasie rocznicy opowiedziała wszystkim swoją poruszającą historię. Kiedy Pan Bóg zaczął ją delikatnie pociągać do regularnego adorowania, od razu pojawiło się też sto wątpliwości. – Czy dam radę, pracując w szpitalu w systemie dyżurów 12-godzinnych, zadeklarować się na konkretny dzień tygodnia i konkretną godzinę? A co, jeśli nie podołam? Czy nawał obowiązków domowych i zawodowych mi nie przeszkodzi? – głowiła się. Brała pod uwagę też zwyczajne ludzkie zmęczenie po całym dniu w biegu. – Przecież jedyne, o czym wtedy myślimy, to żeby usiąść przed telewizorem, poczytać książkę, odpocząć – mówi.

Ci, którzy przychodzą na tę adorację, uważają, że owszem, wybrać się na nią bywa trudno, czasem to jest jakaś ofiara. Wielu jednak twierdzi, że następnego dnia, ku własnemu zaskoczeniu, wcale nie brakuje im snu. Ola, mimo swoich wątpliwości, spróbowała. – Wybrałam stały dzień tygodnia i godzinę, prosząc w pracy, aby tego dnia tygodnia nie mieć nocnych dyżurów. Mogłam pracować codziennie, ale środowe wieczory były „nie do ruszenia” – wspomina. Po miesiącu adoracji deklarację przedłużyła na stałe. – Tego, co się dzieje, kiedy jesteśmy sam na sam z Jezusem, nie da się opisać żadnymi słowami. Tego trzeba doświadczyć. Jestem dzisiaj innym człowiekiem. Wszystko w moim życiu znalazło się na właściwym miejscu. Dzięki adoracji poczułam ogromną miłość Boga – mówi. Wkrótce w adorację włączył się jej mąż. Zaczęli modlić się o drugie dziecko – o rodzeństwo dla ich córki Marysi.

– W ciążę zaszłam bardzo szybko, jednak okazało się, że nie rozwija się ona prawidłowo. W 7. tygodniu nie było zarodka, który na tym etapie ciąży powinien być już widoczny w badaniu USG. Lekarka kazała powtórzyć badanie USG za tydzień, jednocześnie zlecając badania krwi, które również nie były pomyślne. Przed Najświętszy Sakrament zanosiłam wtedy wszystkie swoje troski i obawy. Na adoracji znalazłam spokój, przestałam się zamartwiać. Byłam pogodzona z tym, co ma mnie spotkać, nawet gdyby wiązało się to z cierpieniem po stracie upragnionej ciąży – mówi. W czasie następnego badania USG lekarka, ku zdziwieniu Oli, wypowiedziała piękne słowa: „Witaj, mały człowieku”.

Przez całą ciążę czuła się bardzo dobrze. Prawie do rozwiązania uczestniczyła w nocnej adoracji. Właśnie tam, przy modlitwie przed Najświętszym Sakramentem, poczuła pierwsze ruchy dziecka. – Kiedy dowiedziałam się, że będę mieć drugą córeczkę, długo z mężem zastanawialiśmy się nad imieniem dla niej. Do żadnego z wybranych nie byliśmy przekonani. Przestaliśmy już nawet w pewnym momencie o tym myśleć. Zupełnie nieoczekiwanie przyszło mi do głowy imię Julianna. Poczułam wtedy spokój i wiedziałam, że to jest właśnie to imię: piękne, staropolskie i można je zdrabniać na wiele sposobów.

Julianna przyszła na świat w maju, dzień po Bożym Ciele – mówi. – Na chrzcinach Julianki ciocia wraz życzeniami dała nam notkę o św. Juliannie, pytając, czy coś o niej wiemy. Nasza odpowiedź była przecząca. Kiedy później przeczytałam te informacje, wszystko ułożyło mi się w jedną całość. To właśnie dzięki tej świętej obchodzimy uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej. Myślę, że nie muszę już niczego dodawać... – mówi Ola.

Aleksandra i jej mąż nie traktują swojej godziny adoracji jako obowiązku. – Wręcz przeciwnie, to dla nas wielka nagroda, możliwość trwania przy Jezusie, czas na modlitwę, wyciszenie. Na te chwile czekamy cały tydzień. Z całego serca zachęcamy do adoracji. Jesteśmy z mężem żywym przykładem na to, że się da, że można. Nawet jeśli dzień jest wypełniony obowiązkami od rana do nocy – mówi.

Chirurg na kolanach

Od niedawna Jezusa adorują tutaj nawet dzieci z parafialnej świetlicy i Dzieci Maryi. Oczywiście w dzień i nie za długo. – Przeżywam tę adorację tak, jakby Pan Jezus we mnie był, mnie kochał i od środka mnie osłaniał przed wszystkim – powiedziała nam 9-letnia Lila. Jej tata Mateusz, inżynier, który dłużej rozmawiał o adoracji z córką, był zdumiony jej głębokimi odpowiedziami.

– My dorośli czasem nie jesteśmy w stanie tyle zrozumieć na temat Pana Boga, co dzieci, bo za bardzo sobie to komplikujemy. Dzieci odbierają Jezusa w sposób bardzo prosty. Zgodnie ze słowami Jezusa, my dorośli też musimy wrócić do dziecięcego przeżywania wiary. Nie w sensie infantylności, tylko dziecięcego otwarcia i dziecięcej ufności. A mądrość może przyjść później wraz z doświadczeniami – uważa.

W czasie świętowania 3. rocznicy adoracji przejmujące świadectwo dał chirurg, który operuje ludzi po ciężkich urazach kręgosłupów. Przychodził tutaj modlić się m.in. za swojego 24-letniego pacjenta, który po wypadku i operacji stracił władzę w nogach. Dla lekarzy było oczywiste, że nie będzie chodził, nie zostanie ojcem i do końca życia będzie skazany na pampersa. Chirurg zaczął się jednak modlić za tego chłopaka przed Najświętszym Sakramentem w Panewnikach. Po pół roku pacjent odwiedził go, wspierając się... na lasce i tylko lekko utykając. – Z mojego punktu widzenia nie powinno to się wydarzyć, nie da się tego wytłumaczyć. Przyszedłem tu i podziękowałem, bo o tym często zapominamy. W tej kaplicy wiele łask otrzymujemy, więc warto wrócić – powiedział.

W czasie rocznicowej imprezy Barbara Mrozek, jedna z osób organizujących adorację, opowiedziała o trzech zaawansowanych wiekowo parach małżeńskich, które prosiły ekipę z Panewnik o modlitwę w sprawie potomstwa. – Właśnie dostaliśmy podziękowanie od tej najstarszej pary. Ja wierzę, że jest jakaś kolejka... Sofija ma niecały miesiąc. Jest z rodzicami w Malezji. W sąsiedniej salce częstujcie się daktylami, to jest prezent od nich – powiedziała. Nocą Jezusa można adorować w kaplicy, do której wchodzi się bocznym wejściem do panewnickiej bazyliki.