GOSC.PL |
publikacja 18.12.2016 06:00
– Czemu powinniśmy z tobą rozmawiać? Za każdym razem dziennikarze przyjeżdżają, robią swoje materiały, na których zarabiają, i nas zostawiają… – mówili Bartoszowi Rutkowskiemu w marcu uchodźcy i ofiary islamskich terrorystów w obozach w irackim Kurdystanie. – Przyjechałem jako dziennikarz, żeby do was dotrzeć. Ale wrócę z pomocą – obiecał.
Wojciech Tora
Bartosz Rutkowski (stoi trzeci z prawej) wraz z wolontariuszami z Polski wśród chrześcijańskich żołnierzy w irackim Kurdystanie.
Obietnicy dotrzymał. Kiedy w październiku 2015 roku 42-letni komandor podporucznik Wojska Polskiego Bartosz Rutkowski z Bojana koło Gdyni, szef szkolenia polskich nurków, przeczytał informację o tym, jak terroryści z Państwa Islamskiego torturowali i ukrzyżowali 12-letniego asyryjskiego chłopca, wiedział już, co powinien zrobić…
Żywiec i Gdynia
W Wielki Czwartek lek. med. Krzysztof Błecha, prowadzący wraz z żoną Renatą, także lekarką, Fundację Pomocy Dzieciom w Żywcu, zobaczył komandora w telewizji – już jako byłego żołnierza Wojska Polskiego, który po 22 latach służby przeszedł na emeryturę, by podjąć prawdziwe wyzwanie: pomóc uchodźcom i ofiarom terroryzmu islamskiego na miejscu tragedii, w północnym Kurdystanie. Fundacja Błechów od 2005 roku prowadzi w Żywcu Centrum Rehabilitacyjno-Edukacyjne dla Dzieci, w którym pomoc znajdują najmłodsi mieszkańcy powiatu z różnymi niepełnosprawnościami. Regularnie wspiera także materialnie wiele rodzin ubogich i wielodzietnych, potrzebujących pomocy w różnych miejscowościach Żywiecczyzny. Ale to nie wszystko. – Od kilku lat pomagamy także polskim misjonarzom.
Szczególnie dobrze układa się nam współpraca z siostrami pallotynkami w Afryce: w Tanzanii, Kamerunie i Ugandzie. Wspieramy tam wszelkie działania pomocy medycznej i edukacyjnej – tłumaczy K. Błecha. – Pomagamy także mieszkańcom Ukrainy. Już niedługo pojedziemy tam z kolejnym konwojem pomocy przedświątecznej. Tym razem chcemy pomóc 200 niepełnosprawnym dzieciom z domu dziecka w Tarnopolu i ubogim maluchom z rodzin o polskich korzeniach z wioski pod Lwowem. Natomiast w tym rejonie, który teraz najbardziej potrzebuje pomocy, na Bliskim Wschodzie, nie znamy polskich misjonarzy. Czuliśmy jednak, że musimy otworzyć się także na ten kierunek. Dzięki dziennikarzowi, który rozmawiał z Bartoszem Rutkowskim – byłym wojskowym i założycielem fundacji „Orla Straż” – Krzysztof Błecha skontaktował się z nim i zaoferował chęć konkretnej współpracy. Jako trzecia dołączyła fundacja „Estera” Miriam Shaded z Warszawy. Od czerwca tego roku razem realizują projekt „Pomoc ofiarom terrorystów islamskich”.
Działamy na miejscu
Najłatwiej na Bliski Wschód, do uchodźców, Bartosz Rutkowski mógł się dostać jako dziennikarz. W takim charakterze pojechał tam po raz pierwszy na początku tego roku. Po ostatniej październikowej wyprawie, razem z Krzysztofem Błechą, na konferencji prasowej w Żywcu opowiadali, jak konkretnie pomagają. Pokazali dziennikarzom także film dokumentalny: „Ja tylko niosę pomoc”, nagrodzony pierwszą nagrodą na 31. Międzynarodowym Katolickim Festiwalu Filmów i Multimediów Niepokalanów 2016. Bartosz Rutkowski, wspierany przez fundacje z Żywca i Warszawy, zawiózł konkretną pomoc na Bliski Wschód już trzy razy. Jak sam podkreśla: – Działamy na miejscu i robimy wszystko z pominięciem skostniałych struktur biurokratycznych, państwowych i międzynarodowych. Takiej też pomocy oczekują tamtejsi mieszkańcy. Staramy się dotrzeć do ludzi poprzez organizacje charytatywne stworzone przez chrześcijan czy jazydów. Przez nich chcemy dowiadywać się, jakiej konkretnej pomocy oczekują żyjący tam uchodźcy. Jeżeli tam, na miejscu, powiedzą nam, że potrzebują kocy, to kupimy koce. Jeżeli stwierdzą, że potrzebują koreańskich piecyków do ogrzewania, to będziemy kupować piecyki. Staramy się unikać tego, że my tworzymy projekt w Polsce i dopasowujemy do niego cierpienie tamtych ludzi. To oni nam mówią, czego potrzebują. Spotkaliśmy się z sytuacją, kiedy jedna duża międzynarodowa organizacja, specjalizująca się w zapobieganiu zachorowaniom na malarię, montowała moskitiery w namiotach dla uchodźców. Przed zimą. W sytuacji kiedy w namiotach nie ma drzwi… Taka pomoc mija się z celem.
40 kopert
Jedną z najważniejszych kwestii podczas pierwszego pobytu było zdobycie zaufania. Ofiary terrorystów, przyzwyczajone do częstych wizyt dziennikarzy, które nie przynosiły jednak efektów, powściągliwie podchodzą do przyjeżdżających Europejczyków. Bartoszowi Rutkowskiemu udało się ich przekonać, że nie jest tylko jednorazowym gościem w miejscu, gdzie żyją. Po pierwszym wyjeździe na początku tego roku okazało się, że grupą, która najbardziej potrzebuje pomocy, są jazydzi, uważani przez terrorystów islamskich za czcicieli szatana. Pomocy – materialnej, ale i psychologicznej – potrzebują zwłaszcza kobiety, mające za sobą traumatyczne przeżycia po tym, jak były katowane i traktowane przez islamistów – m.in. jako niewolnice seksualne. Pierwszym wyzwaniem było zapakowanie po 50 dolarów w czterdzieści kopert. 50 dolarów to kwota potrzebna rodzinie na 1,5-miesięczne podstawowe utrzymanie. – Mówi się, że trzeba dawać wędkę, a nie rybę – opowiada B. Rutkowski. – Tylko kto wymyśli taką magiczną wędkę, która już, teraz, pomoże w obozie dla uchodźców samotnej kobiecie z siedmiorgiem dzieci (męża zamordowano). Albo rodzinie, która wydała wszystkie swoje pieniądze na wykup najbliższych z niewoli Państwa Islamskiego? Jak tłumaczył B. Rutkowski, tysiące ludzi żyją także poza obozami, bo z mniej lub bardziej kuriozalnych powodów nie należy się im status uchodźcy. Jak choćby kobiecie, której w ciągu jednego dnia zamordowano męża, porwano dwie najstarsze córki jako niewolnice seksualne, a najmłodszym dzieciom kazano obejrzeć zwłoki ojca. Ponieważ była porwana „tylko przez jeden dzień”, nie należy się jej status uchodźcy. Dzięki pieniądzom gromadzonym przez fundacje od darczyńców udało się pomóc finansowo rodzinom jazydzkim z obozów dla uchodźców pod Dahuk, rodzinom żołnierzy poległych w walce przeciw terrorystom z ISIS, a także żołnierzom trzech jednostek chrześcijańskich i jednej jednostki Peszmergi. Fundacje przekazały także sprzęt medyczny i przeszkoliły żołnierzy w zakresie ratownictwa pola walki. To pomoc o wartości ok. 30 tys. zł. – Zostawiliśmy tam też radiostację, a na sam koniec daliśmy im to, co mieliśmy na sobie, czyli nasze kamizelki kuloodporne – mówi B. Rutkowski.
Szwalnia
Kolejnym wyzwaniem dla trzech fundacji jest pomoc psychologiczna dla kobiet jazydzkich. Jak dotrzeć do nich, jak sprawić, by chciały opuścić namioty, w których chowają się przed światem? Jak mówi Krzysztof Błecha, pomysłem będzie psychoterapia pozawerbalna – terapia przez sztukę, zajęcia artystyczne, by kobiety poczuły własną wartość. Ten rodzaj terapii znakomicie sprawdza się w codziennej pracy żywieckiej fundacji. Przeniosą ją więc i na Bliski Wschód. – Jesteśmy przekonani, że to prawdopodobnie najlepsza metoda wyrwania ich z izolacji, zachęty do wyjścia na zewnątrz, z namiotów – tłumaczy K. Błecha. – W ich świecie są uważana ze zbrukane. Część z nich popełniła samobójstwo. W większości mają za sobą próby samobójcze. Dlatego chcemy dotrzeć do nich poprzez tę terapię, by one same stworzyły we własnych oczach dobry obraz samych siebie. Muszą robić coś, co będzie im dawać satysfakcję. Dla kobiety robienie czegoś pięknego już jest powodem odczuwania jakiegoś zadowolenia. Chcemy ten pozawerbalny kontekst podkreślić i pomóc im w powrocie do życia. Pieniądze, które fundacje przekazały jazydom, już pracują. Organizacje charytatywne na miejscu, w Sindżarze, przygotowały szwalnię, kupują maszyny, materiały, zatrudniają instruktorki. Kobiety będą się uczyły wykonywać biżuterię, szyć stroje. Będą mogły je sprzedać – zysk zostanie przeznaczony na pomoc humanitarną – Na ile nam się uda zrealizować cel – jeszcze nie wiemy – mówi żywiecki lekarz. – Nikt tego przed nami tam nie robił. Terapię będą prowadzić pracownicy naszej fundacji, m.in. Anna Polok, która pracowała także z kobietami w stresie pourazowym w Kambodży.
Biało-czerwona
Krzysztof Błecha i Bartosz Rutkowski uśmiechają się, że zbiegiem okoliczności okazało się, iż logo każdej z trzech fundacji projektu „Pomoc ofiarom terroryzmu islamskiego” powstało w barwach biało-czerwonych. – Chcielibyśmy, żeby te kolory dobrze się kojarzyły uchodźcom, żeby się kojarzyły z Polską i Polakami jako ludźmi, którzy sensownie i konkretnie pomagają im na miejscu – mówią. Jak dodają, sto procent pieniędzy, które przelewają darczyńcy na konta fundacji, trafia bezpośrednio do potrzebujących. Fundatorzy opowiadają o sytuacji, kiedy jeden z uchodźców sprawdzał przy nich wiarygodność miejscowych organizacji charytatywnych. Zapytał, jaką sumę pieniędzy Polacy jej przekazali na pomoc dla ofiar islamistów. Porównał ją z tą, którą otrzymali w rzeczywistości. Sumy okazały się zgodne. Jak dołączyć do pomagających fundacji? Szczegóły na facebookowym fanpage’u: „Pomoc ofiarom terrorystów islamskich”, a także na stronach trzech fundacji: „Orlej Straży”, Fundacji Pomocy Dzieciom w Żywcu i „Estery”.
Co motywuje Bartosza Rutkowskiego do wyjazdów i czy nie czuje, że pomoc trzech fundacji to za mało? Mówi otwarcie: – Jestem bardzo dobrze dowodzony. Mój dowódca ma dwa tysiące lat ciągłości służby. Kiedy zaczynał, miał dwunastu ludzi. Jeden z nich okazał się zdrajcą. A mimo to daliśmy radę. Damy i teraz.