Pieniądz przedmiotem wierności

Pieniądz ma służyć. Charyzmatowi. Ludziom. Dobru. Ma być narzędziem. Koniecznym, ale narzędziem. Nigdy nie może stać się celem samym w sobie.

Pieniądz przedmiotem wierności

W sobotę przed pierwszą Niedzielą Adwentu w Rzymie odbyło się sympozjum zorganizowane przez Kongregację ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, którego temat wyznaczały trzy słowa: charyzmat, wierność i ekonomia.

Temat bardzo ważny. Finanse nie znajdują się poza moralnością. I nie chodzi tylko o proste nie kradnij, ani o krzywdę ubogiego (warto może przypomnieć: uciskanie ubogich, wdów i sierot oraz zatrzymywanie zapłaty sługom i robotnikom to dwa spośród czterech grzechów wołających o pomstę do nieba, w towarzystwie mają umyślne zabójstwo i grzech sodomski). Chodzi o to, by pieniądz służył charyzmatowi, nie odwrotnie. I o to, by sposób, w jaki rozwiązuje się sprawy finansowe był jasnym znakiem wierności. Nigdy anty-znakiem.

Być może najbardziej nośne medialnie jest papieskie upomnienie, że nie można chować się za stwierdzeniem: nie posiadam niczego, ponieważ jestem zakonnikiem czy zakonnicą, ale mój instytut pozwala mi na zarządzanie lub korzystanie ze różnych dóbr, gdyż hipokryzja osób konsekrowanych, które żyją jak bogaci, rani sumienia wiernych i wyrządza szkodę Kościołowi. Ubóstwo to nie jest formalny brak własności, ale życie w doświadczeniu ograniczeń, mniej lub bardziej dotkliwych, a wymuszonych. Ubóstwo to życie bez zabezpieczenia, jakie stanowi pieniądz, bez poczucia pewności i możliwości, jakie w dzisiejszym świecie daje. To życie w zależności, od ludzi i od Boga.

Ale nie tylko o przestrzeń indywidualną przecież chodzi. Także o to, by cała instytucja, jaką jest dany instytut życia konsekrowanego, była znakiem wierności w podejściu do pieniądza. To może okazać się trudniejsze, osoby odpowiedzialne za finanse odpowiadają w końcu nie tylko za byt swój, ale wszystkich osób we wspólnocie oraz za trwanie dzieł, których się podjęli. Kwestii finansowych nie można, nie wolno lekceważyć. A jednak także tutaj: pieniądz ma służyć. Charyzmatowi. Ludziom. Dobru. Ma być narzędziem. Koniecznym, ale narzędziem. Nigdy nie może stać się celem samym w sobie.

Może się okazać, że trzeba będzie zrezygnować z dzieł, które angażują siły, a nie mają nic wspólnego z charyzmatem, są tylko "dla pieniędzy". Może się okazać, że ważne jest utrzymanie dzieła, które nie przynosi zysków (albo i przynosi straty), ze względu na ważne dobro. Może też się okazać, że są dzieła do podjęcia, ważne, ale kosztowne i kompletnie nieopłacalne...

Nie, nie chodzi o to, by wbrew rozsądkowi rzucać się w każde dzieło, które wydaje się ciekawe i dobre, z radosnym okrzykiem "Bóg nam pomoże". Konieczne jest poważne rozeznanie i dobra i możliwości. Bóg, jeśli to jest jego dzieło, faktycznie pomoże, choć zwykle robi to rękami ludzi, którzy się przy tym solidnie uszarpią. Lekceważenie ludzi, których to będzie realnie kosztowało, nie jest Bożym pomysłem. Ale też nie może być tak, by podstawowym kryterium był czynnik finansowy.

Jak w wielu sytuacjach, tu też nie ma algorytmu. Wszystko będzie się opierało na rozeznaniu dobra, wierze, zaufaniu i roztropności. Stąd tak często krzywdzące są oceny "z zewnątrz". Ważne jednak, by pamiętać, co jest celem, co narzędziem. I nigdy tego nie mylić.

TAGI: