Pod prąd, do źródła

Karolina Pawłowska

publikacja 27.11.2016 10:00

Dla blisko setki mężczyzn z diecezji to była noc spędzona w drodze: jedni maszerowali, inni jechali na rowerach. Przed świtem w koszalińskiej katedrze weszli po męsku w Adwent.

Pod prąd, do źródła Karolina Pawłowska /Foto Gość Na piechotę i na rowerach do koszalińskiej katedry dotarło przed świtem stu ekstremalnych.

Razem z bp. Krzysztofem Włodarczykiem ekstremalni mężczyźni uczestniczyli we Mszy św. rozpoczynającej nowy rok liturgiczny.

- Czuwanie chrześcijan nie jest oczekiwaniem w strachu, ale czuwaniem w postawie gotowości, w chwale i radości. Adwent nie jest leniwym wyglądaniem przez okno, bezmyślnym rozglądaniem się i opieszałością, ten czas ma swoją dynamikę. Nowy rok duszpasterski też mówi: idźcie i głoście. A więc czuwanie to ruch, dynamika, gotowość. Przeżywanie tego czasu powinno się odbywać w otwartości na Pana Boga i  drugiego człowieka - mówił zgromadzonym w katedrze biskup.

W tym roku gotowość adwentową zgłosiło stu panów. Jedni maszerowali, inni jechali na rowerach. Cel: dotrzeć na 5 rano do katedry.

Dojście do Koszalina z Góry Polanowskiej zabiera 9 nocnych godzin.

- Ostatni odcinek był najtrudniejszy. Pierwszy raz tak ucieszyłem się na widok katedry. Mijam ją codziennie, ale dzisiaj doceniłem wszystkie jej walory - przyznaje ze śmiechem Mirek Tęcza, jeden z tych, którzy podjął wyzwanie ekstremalnego wędrowania.

- Ta wędrówka to nie jest targowanie się z Panem Bogiem: idziemy w nocy, to coś wynegocjujemy. Adwent to czas oczekiwania i nadziei. Mężczyźni nie są gadułami. To było długie milczenie, dużo czasu na zastanowienie, „załatwianie” spraw z Panem Bogiem. Jest parę spraw pozawalanych, kilka przeprosin do wypowiedzenia. Ta noc i te kilometry pozwalają poukładać sobie w głowie i zrobić kilka noworocznych postanowień. Wiele trudnych spraw zostało po drodze - wyjaśnia.  

Razem z grupą pokonał ponad 40 km. Jak mówią to swoisty maraton adwentowy.

- Wyszła „parszywa dwunastka” przyszła „piękna dwunastka” - śmieje się ks. Jerzy Bąk, który razem z nimi wędrował. Zapytany, czy nie można by „normalnie”, tylko trzeba w środku nocy, na piechotę, duszpasterz męskiego środowiska w diecezji parafrazuje poezję Karola Wojtyły:

- Pod prąd, w górę, do źródła - kwituje powody ekstremalnego wchodzenia w Adwent. - Taki ma być ten nowy rok - dodaje.

- Jak mówił papież Franciszek zamieniliśmy kanapę na wygodne buty. Facetom grozi taka przedwczesna emerytura duchowa. Ciężko się ruszyć, więc taki impuls się przyda - dopowiada Tomek Rudnik z Miastka. W ubiegłym roku wjechał w Adwent na rowerze, w tym, ze względu na kontuzję, przyjechał do Koszalina samochodem.

- Ale dla jednych wyzwaniem jest przemaszerować 40 km, dla innych wstać na 5 rano na Mszę - dodaje.

Niecałe pięć godzin zajęło przyjście mężczyznom z Iwięcina.

- Idziemy, żeby poczuć radość czegoś wyjątkowego, innego od tego, co przeżywamy na co dzień - mówi Wojtek Zapalski.

- Jeśli podróżując złapiemy po drodze gumę i trzeba zmieniać koło, to dopiero jest radość z dotarcia na miejsce. Bez takich ekscesów ani radości by nie było, ani niewiele zapamiętałoby się z tej drogi - wyjaśnia obrazowo.

Męskie zejście do katedry na I niedzielę Adwentu to inicjatywa samych panów.

- Ta droga odciska swoje piękno na człowieku. Po ubiegłorocznej wyprawie widzimy z kolegami postęp w rozwoju. W dzisiejszym świecie jest tak mało czasu na refleksję. 5 godzin niemal w milczeniu to mnóstwo czasu, który można wykorzystać na to by bardziej być niż działać - dodaje.

Szli również panowie z Bobolic, Świeszyna, Jamna i Bonina. Najkrótsza trasę mieli mężczyźni z dwóch koszalińskich parafii: św. Wojciecha i debiutującej w męskim wędrowaniu św. Marcina.

- Równie dobrze można było rozpocząć Adwent uroczystą Sumą w parafii, ale dzisiaj chyba świat potrzebuje takich mocnych znaków: pokazania, że czekamy na coś ważnego, na przyjście Jezusa. Może gdyby nie taki mocny akcent, dla niektórych panów Adwent przeszedłby bez żadnego echa, byłby po prostu kolejnymi dniami w kalendarzu. Duchowe przygotowania do świąt dzisiaj tak łatwo spychane są przez to, co zewnętrzne - zauważa ks. Grzegorz Szymanowski, który prowadził panów z podkoszalińskiego Świeszyna.

- Nam, duchownym, też potrzeba takiego poruszenia, żeby nowy rok liturgiczny nie sprowadził się jedynie do zmiany lekcjonarza - przyznaje z uśmiechem.

Panowie nie tylko wmaszerowali w Adwent.

- Chcemy dobrze go zacząć, po męsku. Mężczyźni potrzebują wyzwań, chociaż zdaje się, że w dzisiejszym świecie wiele rzeczy staje na głowie. Ale potrzebują ich, żeby czuć się mężczyznami. Także w relacji z Panem Bogiem i w Kościele - mówi Jan Kolasa, jeden z trójki rowerzystów, którzy przyjechali ze Sławna.

- Wielkość mężczyzny zależy nie od wielkości konta, ale od odpowiedzialności, która podejmuje za wypełnienie swojej misji - przypominał panom bp Krzysztof Włodarczyk, podkreślając, że to, co mają przede wszystkim głosić światu to ojcostwo.

- Najbardziej niebezpiecznym ze złudzeń jest to, że mamy mnóstwo czasu, że możemy zacząć od jutra. Są rzeczy, których nie wolno odkładać, a najlepszy czas, jaki mamy dany od Boga to dzisiaj: dzisiaj spotkać się z Bogiem, dzisiaj czynić dobro, dzisiaj głosić - dodawał biskup.

Męskie ekstremalne wejście w Adwent zorganizowano po raz drugi.