Kto rano wstaje…

Maciej Rajfur

publikacja 28.11.2016 04:00

…ten śniadanie dostaje. Czyli o fenomenie porannych Rorat.

Pobudka o 6 rano w Adwencie to dla rodziny Zawiertów sama radość. Przynajmniej dla dzieci. Maciej Rajfur /Foto Gość Pobudka o 6 rano w Adwencie to dla rodziny Zawiertów sama radość. Przynajmniej dla dzieci.

Wydaje się, że gdy za oknem ciemno i zimno, wstawanie z łóżka przed świtem sprawia niemałą trudność. Mimo to tradycja porannych Mszy roratnich we Wrocławiu ma się bardzo dobrze. Kościoły pełne wiernych, co więcej, w każdym wieku. Ta specyficzna forma adwentowej Eucharystii przyciąga masę dzieci, które, jak się okazuje, łatwiej radzą sobie z przebudzeniem o wczesnych godzinach niż dorośli. Poza tym w niektórych parafiach po modlitwie czekają na nie energetyczne, gorące kakao i drożdżówka.

Jak w bajce

Magię Rorat doskonale znają Marta i Rafał, rodzice trzech dziewczynek. – Zaczęło się w 2012 roku. Żona była w ciąży z trzecią córką, która miała urodzić się tuż po świętach. Pomyślałem wtedy, że dobrze byłoby duchowo się do tego ważnego okresu dla naszej rodziny przygotować – wspomina Rafał Zawierta. Zabierał ze sobą 3-letnią Tosię i udało mu się zaliczyć komplet porannych Mszy św. Gdy dzieci podrosły, rodzina podjęła decyzję o wspólnym chodzeniu na Roraty na 6.30. Dzisiaj 4-letnia Ada, 5-letnia Ola i 7-letnia Tosia z niecierpliwością oczekują Adwentu.

– Od lipca pytają nas, kiedy zaczną się Roraty. Myślę, że ma to w sobie coś magicznego, tajemniczego. Wstajemy, gdy jest ciemno, idziemy wszyscy ze światełkami w lampionach do kościoła, jest pusto na ulicach. Czujemy niecodzienną atmosferę, trochę jak w bajce – opisuje Marta Zawierta, która przyznaje, że na nią także to działa. W ich parafii pw. Chrystusa Króla we Wrocławiu księża salezjanie przygotowali formułę, która doskonale się sprawdza. Regularnie przychodzi ok. 80–90 dzieci.

– Przy wejściu odbieramy numerki, które potem biorą udział w losowaniu nagród i pamiątek – mówi Tosia. Ma ambicję, by zebrać wszystkie obrazki czy naklejki na planszę roratnią, dlatego dba o frekwencję. Kolejną motywacją jest zaproszenie na ciepłe kakao i drożdżówkę po Mszy św., które w pewnym sensie stają się nagrodą za wytrwałość.

Oczy się kleją, ale warto

Państwo Zawiertowie przyznają, że Adwent dzięki porannym Roratom staje się wyjątkowy. Wstawanie o 6 rano i przygotowanie trojga dzieci, które czasem słabo kontaktują, nie należy do najłatwiejszych, ale nie ma mowy o marudzeniu. – Wiadomo, że toczymy sami ze sobą walkę przy przebudzeniu. Szczególnie ja, bo jestem śpiochem – śmieje się Marta. Rodzice jednak widzą głębszy sens niż naklejki na planszę czy gorące kakao. – Ten wysiłek daje dobre owoce. Od 3 lat, od kiedy regularnie uczestniczymy w Roratach, inaczej patrzymy na Boże Narodzenie. To bardzo konkretne przygotowanie duchowe i prawdziwe oczekiwanie na przyjście Pana Jezusa – tłumaczy mama. Czuje, że codzienne Msze św. z rodziną pomagają przesunąć akcent z rzeczy przyziemnych na przygotowanie serca i duszy do świąt Bożego Narodzenia.

Kakao, serduszka i oczekiwanie

Poranne Roraty gromadzą także sporą liczbę wiernych w archikatedrze wrocławskiej. Tam ksiądz proboszcz postanowił stworzyć kolejną okazję do spotkania i integracji z parafianami, więc od 2014 roku przygotowuje po Mszy św. śniadanie razem z młodzieżą z KSM-u. – Wielu spieszy się do pracy czy na zajęcia i nie zdąży przed Roratami zjeść, więc zachodzą, by napić się gorącej kawy czy herbaty, chrupnąć kanapkę, zamienić parę słów – opowiada ks. Paweł Cembrowicz. Kapłani wygłaszają tematyczne kazania katechizmowe. W zeszłym roku było o uczynkach miłosierdzia, dwa lata temu o sakramentach świętych. Skąd tak liczna frekwencja o wczesnej porze? – Na pewno jest to jakiś trud, ale nie patrzmy na Roraty w tych kategoriach. Ludzie podejmują się tego z radością, dla Pana Jezusa, by owocnie przeżyć oczekiwanie na Boże Narodzenie. Ja mam z dzieciństwa bardzo dobre adwentowe wspomnienia – dzieli się ks. Cembrowicz.

W parafii św. Maksymiliana Kolbego na wrocławskim Gądowie wrażenie robi liczba najmłodszych uczestników, którzy z lampionami o 6.30 stoją już w świątyni. – Przychodzi ich mniej więcej 110–130. Angażują rodziców i opiekunów. Byliśmy zaskoczeni frekwencją. Poranna godzina im nie przeszkadza – stwierdza ks. Bartłomiej Radzioch. Na Gądowie również praktykuje się pororatnie śniadanka, na które (w szczególności na kakao) najmniejsi wierni z niecierpliwością czekają.

– Mamy losowanie serduszek. Dzieci otrzymują też nagrody – dodaje kapłan.