No to nawracajmy się

Andrzej Macura

Wielka Pokuta na Jasnej Górze. Za czyje grzechy?

No to nawracajmy się

Nie wiem czy bardzo ważne, ale to na pewno było to wielkie wydarzenie. Pełny plac pod szczytem Jasnej Góry w połowie października, i to przez wiele godzin, to nie byle co. Trochę zaskakujące zderzenie Kościoła bardzo tradycyjnego z jednej, a charyzmatycznego z drugiej. Zjechali tam ci, którzy czują, że jest Boga za co przepraszać. Za swoje grzechy? Za grzechy bliźnich? Za grzechy narodu? Pewnie różne były te intencje. I nie mnie wchodzić w to, czy więcej było tam takich, którzy uważali, że nawrócić, to powinni się „oni”, czy jednak takich, którzy widzą przede wszystkim własne grzechy. Nie wiem. Ale wydaje mi się, że pokuta i nawrócenie naprawdę są nam potrzebne. I to chyba właśnie to pragnienie jednego i drugiego było ważniejsze, niż słowa, które tam padły.

Tyle że nie czuję się kompetentny by o tym pragnieniu pisać. Zaś słowa.... Byłem tam tylko parę godzin, ale najbardziej zapadło mi w pamięć to, co mówił abp Gądecki o grzechu społecznym. Że oczywiście grzech to zawsze decyzja konkretnego człowieka, ale że czasem społeczeństwa tak już przyzwyczajają się do zła, że przestają je widzieć i uważają je za normę. Rozumiem. A przykładów nie trzeba daleko szukać.  Ot, sprawa aborcji czy używania antykoncepcji. Przez część społeczeństwa dawno już zauważone i, zwłaszcza to pierwsze, potępione. Ale zastanawiam się ile tego zła jako społeczeństwo jeszcze nie dostrzegamy. Zostawiłbym jako trochę dwuznaczne kwestie unikania płacenia podatków czy abonamentu radiowo-telewizyjnego. Ale taki sposób prowadzenia u nas w Polsce sporów: czy faktycznie wroga można odsądzać od czci i wiary i rzucić na niego każdą obelgę? Ot, modne ostatnio, ale chyba jednak o zabarwieniu mocno pejoratywnym słowo „KODziarstwo”.

Albo – z innej beczki – lekceważenie ludzi prostych czy ubogich, a czołobitność wobec wszelakich ważniaków. Często połączona z pseudoteologicznym twierdzeniem, że wszelka władza, nawet kierownika sklepu nad ekspedientką, pochodzi od Boga i dlatego niezależnie od tego, jak jest sprawowana, należy się jej szacunek. Tym, którzy nie widzą problemu przypominam: pierwszym i podstawowym prawem chrześcijanina jest kochać bliźniego jak samego siebie, obowiązujące zawsze i wszystkich, niezależnie od piastowanego przez nich stanowiska. A bycie zwierzchnikiem ma być służbą. Szczerze? Sam się roześmiałem jak to napisałem. Tak absurdalną wydaje mi się z perspektywy naszych społecznych układów nauka Jezusa.

Albo takie podejście do przebaczenia. Spotykam się czasem – nie często, więc to raczej nie grzech społeczny – z wzywaniem skrzywdzonego do przebaczenia i pojednania się z krzywdzicielem, bez zwrócenia uwagi temu ostatniemu, że zło powinien jednak naprawić. I co? Ano złym chrześcijaninem okazuje się nie ten, kto skrzywdził i niczego naprawiać nie zamierza, tylko łaskawie (chwilowo?) przestał swoją ofiarę kopać, ale ten, kto może i przebaczył, ale nie ma ochoty, by owego drania uściskać. Złym, bo psuje atmosferę miłości i pojednania....

Tak, jako społeczeństwo wiele zła przestaliśmy już dostrzegać i stało się ono dla nas normą. Obawiam się tylko, że jest tego znacznie więcej, niż się to na pierwszy rzut oka wydaje.