Mamie nie można odmówić

Krzysztof Król

publikacja 07.10.2016 06:00

– To prosta modlitwa. Wystarczy nawet dziesięć palców, serce otwarte i wiara – podkreśla Andrzej Moszczyński.

Mamie nie można odmówić Krzysztof Król /foto gość Małgorzata Słotwińska z mężem Przemkiem są siedem lat po ślubie. Na zdjęciu z dziećmi: Gabrysią, Hubertem i Michałkiem.

Wielu ludziom odmawianie Różańca wydaje się nieciekawe, a nawet nudne. Ale jednak sporo ludzi woła dziesięć razy dziennie, a na nawet dwieście: „Mamo!”. – Ktoś powie, co może zmienić w naszym życiu jakieś klepanie „wierszyka” w kółko? Ja powiem tak: zmieni wszystko! Trzeba tylko odkryć to, że Bóg chce mnie zbawić – zauważa Andrzej.

Maryjo, oddaję Ci tego człowieka

Andrzej nawrócił się pięć lat temu. – Byłem daleko od Boga. Całkowicie! Cały czas było biadolenie na kler, że księża to ciemnogród i interesuje ich tylko kasa – opowiada Andrzej z Zielonej Góry. – W końcu przyszedł moment, kiedy Bóg dopuścił w naszym małżeńskim życiu katastrofę. Moja żona przechodziła ze mną prawdziwe piekło. Można by długo opowiadać. Na szczęście cały czas obok był Pan Bóg. W końcu trafiłem do spowiedzi i ona mnie uwolniła. Natychmiast też zaczęło się życie z Matką Bożą. Zupełnie spontanicznie poszedłem na pielgrzymkę powołaniową do Rokitna. Tam podszedł do mnie jeden facet i zapytał, czy nie chcę być w Żywym Różańcu. Odpowiedziałem: „Człowieku, ale ja nawet nie wiem, jak się tym posługiwać!”. Wytłumaczył mi i powiedział, że dziesiątka Różańca dziennie to nie problem. Stwierdziłem, że rzeczywiście, i tak się zaczęło.

Od samego początku wciągnąłem też żonę, córkę, przyjaciela i znajomych. Msza św. i ta modlitwa trzyma naszą rodzinę. Małżeńska modlitwa to potężna broń. Jak mąż i żoną modlą się na kolanach, to diabeł wymięka – dodaje tata niespełna 12-letniej Dominiki i rocznego Michała Izajasza.

Zielonogórzanin nie tylko nawrócił się, ale też głosi innym Dobrą Nowinę. Andrzej zawierzył swoje życie Maryi i należy do Rycerstwa Niepokalanej, do którego zachęcił wraz z żoną już ok. 450 osób. – Bóg mnie uratował i dał nowe życie. Dostałem bardzo dużo i nie mogę tego trzymać dla siebie, ale chcę się dzielić – wyjaśnia Andrzej, który rozprowadza „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” św. Ludwika Marii Grignion de Montfort. To właśnie z niej św. Jan Paweł II zaczerpnął swoją dewizę „Totus Tuus” (Cały Twój). W książce „Dar i tajemnica” wyznał: „Był taki moment, kiedy poniekąd zakwestionowałem swoją pobożność maryjną, uważając, że posiada ona w sposób przesadny pierwszeństwo przed nabożeństwem do samego Chrystusa. Muszę przyznać, że wówczas z pomocą przyszła mi książeczka św. Ludwika (…). W niej znalazłem poniekąd gotową odpowiedź na moje pytania. Tak, Maryja prowadzi nas, przybliża do Jezusa, prowadzi nas do Niego, ale pod warunkiem, że przeżyjemy Jej tajemnicę w Chrystusie”.

Andrzej codziennie odmawia cały Różaniec, czyli 20 tajemnic. – Odmawiam go w intencjach Matki Bożej. Jeśli ktokolwiek mnie prosi o modlitwę, to ja po prostu mówię: „Maryjo, oddaję Ci tego człowieka!” – wyjaśnia Andrzej, który też codziennie uczestniczy też we Mszy św. – Eucharystia i Różaniec to broń na diabła, który tak bardzo panoszy się w naszej codzienności. Każdemu, kto będzie tę modlitwę odmawiał, gwarantuję, że wywalczy wszystko, co jest wolą Bożą. Maryja w objawieniach non stop prosi, żeby ludzie modlili się na różańcu, a jak można odmówić, kiedy Mama prosi? – pyta retorycznie Andrzej.

Noście różaniec przy sobie

Różaniec ocalił też życie Marzeny (nazwisko do wiadomości redakcji), która jest żoną od ponad 10 lat. – Wydawało mi się, że moje życie jest idealne: mąż, dzieci, dom... Niestety, życie pisze inny scenariusz – wyjaśnia Marzena. – W najważniejszym momencie życia uświadomiłam sobie, że moje małżeństwo legło w gruzach. Nie wiem, jak to się stało, że wcześniej zwyczajnie nie widziałam nic. Być może obowiązki pochłonęły mnie tak bardzo. Ale zaczęłam walczyć! Psychiatrzy, psychologowie, a na koniec terapia małżeńska. Nic! Zwyczajnie nic nie przynosiło skutku, a wręcz przeciwnie, zaczęły się jeszcze większe problemy, tzn. pretensje, wywlekanie sytuacji z dalekiej przeszłości, wracanie do tych, o których już dawno zapomnieliśmy. Nie miałam już siły i pomysłu na swoje życie. Wiedziałam jedynie tyle, że dzieci muszą mieć tatę, a ja męża, ponieważ bardzo go kocham – kontynuuje. O Nowennie Pompejańskiej Marzena dowiedziała się już dawno temu, ale zawsze wydawało jej się, że trzy części Różańca to zbyt wiele. – Jednak wtedy, kiedy życie zaczęło mi się walić, nie widziałam innego ratunku jak tylko modlitwa i przede wszystkim Różaniec. W tym właśnie ciężkim czasie dla mnie poznałam wspaniałego księdza, który udzielił mi wielu wspaniałych rad. Nie zapomnę do końca swojego życia tego, co mi powiedział: „Módl się i ufaj, a wszystko się ułoży”. I tak się stało! – wyjaśnia i kontynuuje: – Zaczęłam modlić się nowenną o swoje małżeństwo. Przez pierwszych parę dni nie było trudno, jednak później… Ciężko opisać to, co się działo. Wchodząc do pokoju na modlitwę, miałam wrażenie, jakby spadały na mnie kamienie i złe myśli, które przychodziły do głowy, chociażby: „Po co ci ta modlitwa, ten Różaniec?”. Były to sytuacje, których po ludzku nie można było zrozumieć, ale im więcej się modliłam, tym więcej rozumiałam. Różaniec nie zmienił tylko mojego męża, Różaniec zmienił przede wszystkim mnie. Stałam się bardziej pokorna, wyrozumiała, cierpliwa. Modląc się o moje małżeństwo, cały czas prosiłam Matkę Bożą, aby zmieniła moje podejście do życia i do ludzi. Zaczęłam częściej uczestniczyć we Mszy św., adoracjach, po prostu w byciu z Panem Jezusem sam na sam, w kościele, w każdej wolnej chwili. W życiu Marzeny dokonał się cud, ale to nie znaczy, że teraz jest sielanka. – Nadal walczę o to, co przyniesie życie, ale ufam, że Matka Boża nie chce źle dla swoich dzieci. Dzień bez Różańca to dzień stracony i wtedy dopiero dopada cię Zły: depresja, niechęć do wszystkiego, żal i smutek. Tego właśnie chce zły anioł, ale ten, kto się modli do Maryi, nigdy nie zostanie sam – przekonuje i dodaje: – Apeluję do wszystkich. Zanoście prośby do naszej kochanej Matuchny, a Ona zawsze Was wysłucha. Noście różaniec przy sobie, módlcie się nawet wtedy, kiedy jedziecie do pracy, Ona Was wysłucha. Tylko Różaniec przynosi ukojenie i ulgę wtedy, kiedy po ludzku już nie ma nadziei. Weźcie różaniec do ręki, a nasza Matka na pewno pomoże.

Łatwiej też biec w życiu

Po różaniec warto chwytać nie tylko w sytuacjach kryzysowych. O wartości tej modlitwy przekonana jest Małgorzata Słotwińska z Kostrzyna nad Odrą – zawodowo radca prawny, a prywatnie żona oraz mama trojga dzieci. – Przez większość mojego życia modlitwę różańcową postrzegałam jako modlitwę osób starszych, nudną i monotonną. W momencie gdy na świecie pojawiła się nasza Gabrysia, będąc na urlopie macierzyńskim, zaczęłam odkrywać piękno i prostotę Różańca – wyjaśnia Małgorzata i kontynuuje. – Myślę, że nieustannie dojrzewam i dorastam do tej modlitwy. Im częściej się modlę, tym wydaje mi się piękniejsza. Staram się znaleźć w ciągu dnia chwilę wyciszenia, jednak przy trójce dzieci nie jest to takie proste. Ale nie jest niemożliwe. Często Różaniec towarzyszy mi podczas spacerów z najmłodszym synkiem, czasem w kuchni przy mieszaniu zupy. Niesamowite jest to, że można go odmawiać wszędzie tam, gdzie toczy się nasze życie. Ostatnio odkryłam, że nawet biegając, można modlić się i rozważać tajemnice Różańca. I jakoś łatwiej się biegnie na trasie, jak i w życiu. Nie zawsze jest to bieg z górki i czasem idzie jak po grudzie. – Czasami mam myśli, że może nie jestem zbyt mocno skupiona na modlitwie, że źle się modlę, bo jestem zbyt zmęczona oraz że ta modlitwa nie jest miła Panu. Jednak są to tylko moje myśli, więc nie przywiązuję do nich zbyt dużej wagi – wyjaśnia kostrzynianka. – Czasem człowiek ma pokusę, aby modlitwa różańcowa była „idealna”, pozbawiona rozproszeń etc., i jak nie jest taka, to odkłada różaniec w kąt. Wierzę, że więcej owoców w życiu może przynieść Różaniec odmówiony nieidealnie niż ten nieodmówiony w ogóle. Modlitwa ta porządkuje moją codzienność i przypomina o priorytetach – dodaje. Różaniec to też najlepszy prezent dla dzieci. – Każdy rodzic pragnie dać to, co najlepsze dzieciom i wychować je na mądrych i pięknych ludzi o mężnych sercach. Dlatego od roku jestem członkiem róży św. Junipero w inicjatywie Różaniec Rodziców. Mam głębokie przekonanie, że moja codzienna choćby dziesiątka w intencji dzieci jest najlepszą polisą na życie dla nich. Maryja chroni i osłania je przed złem, także tym wypływającym z moich grzechów i słabości. Wierzę, że kroczy z nimi w ich codziennym życiu – podkreśla Małgorzata i kontynuuje: – Maryja, będąc mamą, doświadczała radości macierzyństwa, ale i jego trudów, dlatego i ja doświadczając różnych rzeczy, mogę przeżywać je z Maryją właśnie w tajemnicach Różańca. Chciałabym, aby modlitwa różańcowa przenikała moją codzienność, pracę, a tym samym życie naszej rodziny. •

TAGI: