Strata czy zysk?

Czytając takie słowa chce się krzyczeć ze zdumieniem: naprawdę żałujesz odrzuconych okazji do grzechu?

Strata czy zysk?

Po raz kolejny wczoraj papież mówił o chrześcijańskiej radości. Nie mówimy dobrze o Jezusie, gdy jesteśmy smutni - przypominał. Z orędzia nadziei, jaką przynosi chrześcijaństwo, płynie radość która przede wszystkim powinna przemienić nas samych. Dopiero później może "zarazić" innych.

Co to znaczy "żyć radością"? Z pewnością nie to, by oślepnąć na zło. Z pewnością nie to, by zobojętnieć na krzywdę. Żyć radością to wiedzieć, że do Boga należy ostatnie słowo. Do Boga, który zawsze jest dla nas, który zawsze na nas czeka z miłością. Do Boga, od którego miłości objawionej w Chrystusie Jezusie nic i nikt nie może nas odłączyć.

Pytanie, czy faktycznie w ten sposób przeżywamy nasza wiarę? Czy rzeczywiście Bóg jest dla nas źródłem radości i siły? Czasem można się spotkać ze szczególnym sprzeciwem wobec Bożego miłosierdzia. "Jaki głupi byłem, będąc wierny Bogu! Mogłem grzeszyć i mieć przebaczone!" - piszą katolicy. Nie można się oprzeć wrażeniu, że Bóg jest dla nich jedynie strażnikiem moralności, a wierność przykazaniom generuje w ich pojęciu głównie straty. No, może jedyny zysk stanowi kojąca świadomość, że jestem "w miarę w porządku". I, oczywiście, gdzieś w perspektywie widnieje nadzieja sutej nagrody za tyle lat samozaparcia...

Zupełnie ginie w tym Najważniejszy: Bóg. Nie widać radości z bliskości Najważniejszej Osoby. Z tego, że nic nas od siebie nie oddziela. Nie widać też zaufania, że droga, którą nam wskazał Ojciec jest najlepszą z możliwych, ani pewności, że nie warto żyć inaczej. Nie tylko ze względu na perspektywę niebieską, także doczesną. Konsekwencje popełnionego zła i dla nas i dla naszego otoczenia są zbyt wielkie, krzywdy zbyt dotkliwe, rany zbyt głębokie. Ich ślady - choćby nawet zaleczone, choćby w postaci blizn - zostają na zawsze.

Czytając takie słowa chce się krzyczeć ze zdumieniem: naprawdę żałujesz odrzuconych okazji do grzechu? Naprawdę nie widzisz swojego szczęścia? Może spróbuj posłuchać tych, którzy wracają z dalekiej drogi, ze szlaku wielkich i małych upadków? Spróbuj ich posłuchać, zamiast napominać albo zarzucać dobrymi radami. Może wtedy zobaczysz, jak wiele nieszczęścia Cię ominęło? Może zdołasz współczuć tym, którzy choćby i z własnej winy znaleźli się daleko, i zechcesz podzielić się z nimi tym, co sam masz najważniejszego? Za darmo, bo i sam darmo otrzymałeś. Więcej niż darmo: przecież nawet nie dostrzegałeś, że otrzymujesz. Zamiast wdzięczności można było usłyszeć tylko narzekania na trud i całe zło świata...

Nie jesteśmy ludźmi, którzy okopują się w swoich środowiskach, wydając gorzkie osądy na temat społeczeństwa, Kościoła, na temat wszystkiego i wszystkich, skażając świat negatywnością. Płaczliwy sceptycyzm nie jest cechą ludzi będących w zażyłości ze Słowem Bożym. - przypomniał papież. Naszym zadaniem nie jest piętnować zło, ale czynić dobro. Wszędzie tam, gdzie go brakuje, bez oglądania na innych i zamartwiania się tym, na co po ludzku wpływu nie mam. W końcu nie wszystko muszę sam. Określenie "wszechmogący" nie określa mnie, ale Boga. To, co przekracza moją skalę, to Jego problem, nie mój. Ja mam tylko nie zniechęcać się i zrobić kolejny krok. Taki, jaki jest dla mnie możliwy.

Moc powstawania z upadków choćby najgłębszych i zaczynania od nowa, życie nadzieją wbrew nadziei, odwaga odpowiadania miłością na zło, siła która nie z nas pochodzi: to jest chrześcijaństwo. Dobra Nowina w codzienności.