Przedziwne koło historii

ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 25.09.2016 06:00

– Dobrze tu przyjść, zjeść ciepły posiłek, a do słoika zabrać coś na potem – mówi bezdomny mężczyzna. Kaplica przy ul. Siennej w Radomiu księży filipinów stała się jadłodajnią i punktem pomocy.

Przedziwne koło historii ks. Zbigniew Niemirski /foto gość

Księża z Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri, zwani najczęściej oratorianami lub filipinami, przybyli do Radomia w 1959 r. Podjęli się dzieła tworzenia parafii, a jednocześnie kontynuowali (i nadal prowadzą) dzieło pomocy charytatywnej, które uruchomiono krótko przed wybuchem II wojny światowej w miejscu, gdzie rozpoczęli pracę.

Ulica Sienna

– To miejsce to moje klimaty dzieciństwa. Tu się wychowywałam – mówi Weronika Chochoł, dziennikarka Radia Plus Radom. – Tu, wprost na ulicy, bo kaplica była zbyt mała, stali kandydaci do bierzmowania, a sakramentu udzielał im bp Edward Materski. Przejazd był totalnie zablokowany, tyle było ludzi. Pamiętam także ulotki nalepiane obok kaplicy przez solidarnościowe podziemie w okresie stanu wojennego – dopowiada Dariusz Osiej, dziennikarz radomskiej Telewizji Dami.

Pracownicy lokalnych mediów zjawili się na ul. Siennej, bo tu historia zatoczyła przedziwne koło. W dawnej kaplicy, która była pierwszą świątynią powstającej parafii, księża filipini – odzyskawszy to miejsce jako swoją własność – otworzyli kuchnię dla ubogich.

– Dla wielu z nas, nie tylko filipinów, ale też tutejszych ziomków, to miejsce wyjątkowe. Na przykład ks. prof. Adam Maj tuż po sąsiedzku 1 września 1961 r. rozpoczynał naukę w I klasie szkoły podstawowej. A potem my, jako klerycy czy młodzi księża, tutaj posługiwaliśmy, budując jednocześnie w sąsiedztwie obecny kościół pw. MB Królowej Świata oraz budynek dzisiejszego katolickiego gimnazjum i liceum – wspomina ks. Mirosław Prasek COr, superior radomskiej wspólnoty księży filipinów.

759 603 obiady

Filipini nie przyszli w miejsce absolutnie nowe dla Kościoła. Przed wojną stał tutaj dom, który był własnością Eugeniusza Barwickiego. 31 grudnia 1938 r. kupiło go Towarzystwo Dobroczynności, któremu przewodził wówczas ks. prał. Dominik Ściskała, proboszcz parafii mariackiej, dzisiaj katedry. Już po wybuchu wojny, w październiku 1939 r., w nowo zakupionym domu zamieszkały 4 zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, zwane potocznie szarytkami, które w Radomiu prowadziły ważne dzieła opieki nad dziećmi przy dzisiejszej ul. Kelles-Krauza.

Nową placówkę poprowadziła charyzmatyczna zakonnica s. Antonina. Ta, nie bacząc na okupacyjne warunki, robiła rzeczy niezwykłe. Siostry prowadziły żłobek i ochronkę, a obok tego opiekowały się ubogimi. Ulica Sienna w Radomiu z kuchnią sióstr szarytek stała się powszechnie znanym miejscem dla potrzebujących. Czym ono było, dowodzą liczby zachowane w sprawozdaniu Domu Parafialnego św. Jana Kantego, przygotowanym przez jedną z szarytek. Od 20 października 1939 r. do końca grudnia tamtego roku, gdy otwarto placówkę, wydano 75 438 porcji obiadowych. W kolejnych latach zestawienie notuje: 1940 r. – 253 587 obiadów, 1941 r. – 96 963 obiady, 1942 r. – 114 751 obiadów, 1943 r. – 112 008 obiadów, 1944 r. – 106 856 obiadów. W sumie: 759 603 obiady. Do tego trzeba doliczyć to, co przynosili ludzie, a czego dziś nie da się obliczyć.

Jadłodajnia była również punktem kontaktowym dla ludzi niepodległościowego podziemia, a potem przyjmowała uchodźców. W końcu 1944 r., po powstaniu warszawskim, siostry przygotowały 4 pokoje dla 4 rodzin, które w Radomiu znalazły schronienie.

Komuniści nie odpuszczają

W 1946 r. szarytki opuściły to miejsce. Placówkę przejęły siostry michalitki. Pod ich opieką było 50 dzieci w domu dziecka i kolejnych 70, które tutaj systematycznie przychodziły. Siostry nie były tu zbyt długo, bo po 3 latach komunistyczne władze nakazały im opuszczenie domu. Zakonnice podporządkowały się zaleceniu, ale nie odeszły daleko. Radomskie michalitki schronienie znalazły w mieszkaniu pani Kuszkiewiczowej, w centrum Radomia przy ul. Sienkiewicza. Tymczasem mieszkańcy protestowali. Władze częściowo ustąpiły – zakonnice mogły pozostać. Ale by utrudnić im pracę z dziećmi, nie zezwolono, żeby mieszkały w pobliżu dawnej kaplicy. Tutaj działało Państwowe Pogotowie Opiekuńcze. Ostatecznie z tego miejsca zakonnice zostały usunięte jesienią 1961 r., gdy w PRL zlikwidowano religię w szkołach.

Powrót, a w istocie trwanie

W 1959 r. do Radomia przybyli filipini. – 29 maja, przed 57 laty, nasi współbracia celebrowali nabożeństwo majowe. To był moment, gdy zaczęliśmy pracę duszpasterską w Radomiu. Pierwszym naszym punktem była kaplica przy ul. Siennej. Tu wszystko się zaczęło – wspomina ks. Prasek. Filipini energicznie zaczęli pracę nad organizacją parafii. Po kaplicy przy ul. Siennej przyszedł czas, gdy tworzyli wspólnotę w domu przy ul. Zbrowskiego w Radomiu, a potem ostatecznie przy ul. Grzybowskiej. Tutaj, budując kościół, utworzyli katolickie gimnazjum, a wcześniej cieszące się w mieście renomą liceum. Jednocześnie obok tych dzieł trwała dawna idea pomocy ubogim.

– Nasze oratorium od początku obecności w Radomiu spieszyło z pomocą potrzebującym. Robiliśmy to w okresie stanu wojennego, a potem spieszyliśmy ze wsparciem tym, którym najnowsze przemiany w kraju nie dały szansy na sukces. Jednocześnie budowaliśmy kościół i zaplecze dla naszych szkół. Udało się to połączyć. Mamy świetnie postrzegane i oceniane gimnazjum i liceum, mamy placówkę charytatywną, jadłodajnię dla ubogich, która działała u nas od niemal 20 lat, od chwili gdy do jej powstania zainspirował nas bp Jan Chrapek. Działała u nas nieprzerwanie od momentu, gdy przybyliśmy do Radomia, zmieniała siedziby razem z naszymi adresami w tej części miasta. Teraz ten punkt wraca do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, i to jeszcze przed II wojną światową – mówi ks. Mirosław.

Szczęście dawania

Katolickie gimnazjum i liceum prowadzone przez księży filipinów działają w Radomiu od lat. Kształcą, ale też formują. I ten ostatni wymiar, formacyjny, ma ważne, choć często pomijane dziś znaczenie. – Zaangażowałem się w działalność charytatywną, wzorując się na mojej starszej siostrze. Działam w Szkolnym Kole Caritas, które istnieje od wiosny tego roku. Do tej pory prowadziliśmy akcje zbierania darów dla potrzebujących, w tym na misje. Teraz stajemy przed prawdziwym spotkaniem z bezdomnymi i ubogimi, którzy przychodzą do naszej świetlicy. Mam nadzieję, że damy radę – mówi Tomasz Gołębiowski, przewodniczący Szkolnego Koła Caritas gimnazjum i liceum prowadzonych przez filipinów. Siostra Magdalena Zawadzka jest pewna, że jej podopieczni dadzą radę.

– Koło Caritas założyliśmy po tegorocznych rekolekcjach szkolnych. Jego powstanie było odpowiedzią na wyzwania, jakie niesie Rok Miłosierdzia – mówi zakonnica. – Ubodzy i biedni zawsze budzili moje wzruszenie. Cieszę się, że mogę się włączyć w realną pomoc, a przy tym formować postawy moich uczniów – podkreśla Małgorzata Antoniak, opiekunka Szkolnego Koła Caritas, anglistka w katolickim gimnazjum i liceum. – Gdy przychodzi do nas bezdomny, nie pytam go o nic. Wydaję mu obiad i cieszę się, że mogłem mu dać tę drobną chwilę radości. I wtedy czuję to, o czym mówi Nowy Testament, ucząc, że „więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” – podkreśla Andrzej Iwański, szef parafialnego oddziału Caritas, zaangażowany w działalność na rzecz ubogich od 2003 roku.