Nasze śląskie kalkutki

Przemysław Kucharczak

publikacja 21.09.2016 06:00

Są wśród nich śliczne, młode dziewczyny. Cały ich dobytek to łóżko i stojąca obok mała szafka we wspólnej sali. Siostry Misjonarki Miłości są w górnośląskiej aglomeracji od trzech dekad.

Siostry Misjonarki Miłości przy kościele Wniebowzięcia NMP na ul. Granicznej  w Katowicach. Przemysław Kucharczak /Foto Gość Siostry Misjonarki Miłości przy kościele Wniebowzięcia NMP na ul. Granicznej w Katowicach.

Tuż przed kanonizacją Matki Teresy z Kalkuty do katowickich Sióstr Misjonarek Miłości na Krasińskiego przyszedł pobity bezdomny, wypuszczony z izby wytrzeźwień. Widać było, że jest w złym stanie. Tacy ludzie mają problemy nawet z przyjęciem do szpitala, bo nie są ubezpieczeni. Siostry zaprosiły go do domu. Upadł pod prysznicem. Dostał nowe, czyste ubranie, bo stare do niczego się nie nadawało. Wychodzący z bezdomności mężczyźni, który pomagają tutaj siostrom, ostrzygli mu włosy maszynką, bo miał wszy.

– Coś zjadł i poszedł się położyć, bo chciał odpocząć. O jedenastej w nocy jeszcze chrapał – relacjonuje Grzegorz Guzy, który sam jest bezdomnym uratowanym przez siostry. Kiedy pan Grzegorz chciał o siódmej rano obudzić biednego na śniadanie, ten był już zimny. Umarł w czystej pościeli. Jak człowiek.

Zaskoczony biskup

Zadowoleni z siebie obywatele nieraz takimi ludźmi gardzą, podejrzewając, że z własnej winy doprowadzili się do takiego stanu. A katowickie Siostry Misjonarki Miłości, zwane przez biednych kalkutkami, zamiast obwiniać, podają biednym rękę. Niejednego już wyciągnęły z bezdomności. Niejeden też – zamiast skonać w delirium gdzieś w kanale, wśród brudu, w smrodzie niemytych ciał – zmarł w ludzkich warunkach, otoczony miłością.

– Matka Teresa mówiła, że Jezus w Eucharystii i Jezus w ubogich to jest ten sam Jezus – komentowała przełożona katowickich kalkutek w czasie dziękczynienia za ich 30-letnią obecność na Górnym Śląsku. Mszy św. z tej okazji w kościele przy Granicznej w Katowicach przewodniczył abp Wiktor Skworc. Było to też dziękczynienie za kanonizację Matki Teresy.

– Nie zapominamy, że stopy nowej świętej chodziły po ulicach i chodnikach Chorzowa, Piekar i Katowic – mówił metropolita katowicki. Arcybiskup był tego świadkiem przed 30 laty. – 20 września 1985 r. ówczesny biskup katowicki Damian Zimoń zwrócił się do Matki Teresy z pisemną prośbą o otwarcie domu Misjonarek Miłości w Katowicach. Już w marcu 1986 r. grupa sióstr przybyła do Katowic, aby zobaczyć miejsce ich przyszłej posługi. Jednym z efektów tej wizyty był list bp. Damiana Zimonia do Matki Teresy: „Jestem zaskoczony tym, że misjonarki miłości potrzebują tak mało rzeczy dla ich życia i pracy. Prosiły tylko o jedną rzecz – tj. opiekę duchową – oczywiście takowa zawsze zostanie zapewniona” – mówił abp Skworc.

Relacjonował, że siostry najpierw zamieszkały w Chorzowie, a w Katowicach dopiero w 1991 roku. Wspominał też wizytę samej Matki Teresy. W lipcu 1986 r. była w Katowicach, Chorzowie i Piekarach Śląskich. W księdze pamiątkowej sanktuarium w Piekarach zostawiła wpis: „Maryjo, Matko Jezusa, daj nam Twoje serce tak piękne – tak pełne miłości i pokory, byśmy mogli kochać Jezusa tak, jak Ty go kochałaś”.

One służą, a nie jedzą

W Katowicach posługuje 9 sióstr misjonarek plus postulantki z całego świata. Co pół roku przyjeżdżają kolejne. Teraz we wspólnocie są Europejki, Egipcjanka, Libanka. Siostry szukają wśród bezdomnych ludzi, którzy chcą podnieść się ze swojego bagna. Zachęcają: „Przyjdźcie na koronkę”. – Ale muszą być trzeźwi. Oni sami z tego się cieszą, że dali radę, że nie są pijani – mówi brat Zbigniew Kołodziejczyk, kapucyn, współpracownik sióstr w opiece nad biednymi. – Przychodzą do kaplicy na Krasińskiego trochę jak synowie marnotrawni. Ale też idą po tę miłość, którą siostry dają. Dla nich to jest taki powrót do mamy – ocenia.

Brat Zbigniew w dzień kanonizacji Matki Teresy spotkał w ich domu dawnego bezdomnego, biednego alkoholika, który dzięki siostrom podniósł się z dna. Dziś nie pije alkoholu w ogóle. – Był ze swoją żoną. Pan Bóg poukładał mu życie. Takich jest wielu – mówi.

Siostry żyją niezwykle skromnie i... radośnie. Śpią we wspólnej sali, każda ma tylko łóżko i małą, stojącą szafkę. Wstają o czwartej rano i mnóstwo pracują dla swoich biednych. Jeden z księży, który odprawia Msze św. w ich kaplicy, powiedział kiedyś ich przełożonej: „Siostro, ja bym tu umarł po dwóch dniach”. – Ona tak popatrzyła na mnie i mówi: „No, prawdopodobnie tak” – śmieje się.

Wielu podopiecznych nie docenia ich wysiłku, ale one nie zwracają na to uwagi. Nie poszły za Panem dla ludzkiej wdzięczności. W dzień kanonizacji Matki Teresy zostały na miejscu, żeby przeżyć uroczystość ze swoimi biednymi. Rozciągnęły ekran, była transmisja. – Kiedy tylko Msza się skończyła, one wzięły się za przygotowywanie posiłku. Był obiad z deserami, nawet lody, bo Matka Teresa bardzo je lubiła. Ale one z nami nie jadły, bo one służą, a nie jedzą. Nawet w święto ich Matki – mówi brat Zbigniew.

Dodaje, że siostry jedzą później, gdzieś w kuchni. – Działają w sposób ewangeliczny: jeśli chcesz urządzić przyjęcie, zaproś ubogich, którzy nie będą mogli ci wrócić – komentuje.

TAGI: