Niepokojące "jak trzeba"

ks. Tomasz Horak

Człowiek wie, że jest jakiś „mus”, jakieś „trzeba”, które on akceptuje. I to jest jego wolność! Prawdziwa, autentyczna wolność człowieka.

Niepokojące "jak trzeba"

„Powiedzcie babci, że zachowałam się jak trzeba” – to zdanie wróciło w publicznej przestrzeni w związku z pogrzebem Inki. Zastrzelona z wyroku ówczesnej władzy – rok 1946. Czy trwała w sprzeciwie wobec władzy, czy raczej jako sanitariuszka chciała być pomocną potrzebującym? Czy nie lepiej było „z lasu” wrócić do domu? Ale domu już nie było – rodzice nie żyli przecież. Nie ma odpowiedzi na te i szereg innych pytań – czy to o Inkę chodzi, czy o tylu innych młodych ludzi. Nasuwa się inne, może nawet brutalne pytanie. Czy Inka postąpiła wbrew rozsądkowi? Bita i poniżana nie poszła na współpracę z bezpieką. Czy właśnie to znaczyło zdanie przekazane babci: „Zachowałam się jak trzeba”? Niepokoi nas to „jak trzeba”.

Przeskoczę do innej znanej postaci – Klimek Bachleda – jeden z pierwszych członków Straży Ratunkowej (późniejszego TOPR-u) mawiał „mus cłeka ratować”. Ten sam „mus”, takie samo „trzeba”. Był rok 1910, Tatry. Gen. Zaruski, twórca i naczelnik Straży przerwał akcję na Małym Jaworowym, „Klimku, wracajcie!”. Klimek jednak poszedł, „mus cłeka ratować”. Zginął w kamiennej lawinie. Przerywając poszukiwania zaginionego, generał zachował się jak trzeba. Szans uratowania zaginionego nie było, a narażać życia ratowników w takiej sytuacji nie mógł. I co? Jedno „jak trzeba” przeciw drugiemu „jak trzeba”. Jedno nie wyklucza drugiego.”. I to nas też niepokoi.

Sceptyk powie: nie ma żadnego „jak trzeba”. To wymysł idealistów, z którego nic nie wynika. Ani ze śmierci Inki oraz setek innych ofiar tamtych czasów nic nam nie przyszło. Nam? Czyli komu? Ze śmierci Klimka też nie. Już wtedy okrzyknięto, że narażanie życia w ryzykownych wspinaczkach, czego konsekwencją jest konieczność ratowania, to jedno wielkie szaleństwo. „Trzeba ratować najpierw głową, a dopiero potem sercem” – powie ktoś. Ratować ofiarę wypadku w górach czy gdziekolwiek – jak Klimek, ratować Ojczyznę – jak Inka. A męczennicy wiary? Co i czym ratowali? U początku każdego męczeństwa stoi też niepokojące „jak trzeba”.

Nie mówiąc o tym, że nawet maksyma gen. Zaruskiego: „uważnie, odważnie, rozważnie” nie zawsze jest możliwa do zastosowania. Na decyzję zostaje czasem mgnienie oka, bywa że mniej. Decyzja tak naprawdę została podjęta wcześniej, jest w sercu, w duszy, w sumieniu. W momencie próby ta ukryta decyzja zostaje wyzwolona okolicznościami. Człowiek wie, że jest jakiś „mus”, jakieś „trzeba”, które on akceptuje. I to jest jego wolność! Prawdziwa, autentyczna wolność człowieka.

Czy dzisiaj są tacy ludzie? Oczywiście, są. Reakcje na takie postawy, na co dzień zwykle nie tak dramatyczne jak w przytoczonych przykładach, bywają różne – od podziwu po puknięcie się w czoło. Obie reakcje stare jak świat. Ale nawet ci pukający się w czoło zostają z jakimś dziwnym niepokojem, który potrzebny jest człowiekowi. Każdemu. Nie tylko branemu jednostkowo. Jest potrzebny jako jeden z elementów tworzących społeczności ludzkie. Bez jakiejś dozy moralnego niepokoju nie mogą zaistnieć ani trwać społeczeństwa czy wspólnoty. A jeśli ubywa owego niepokoju, siła i spoistość ludzkich społeczności maleje, a ich oddziaływanie się pomniejsza.

Wydaje się, że jesteśmy świadkami procesu karłowacenia społeczności europejskich. Jesteśmy coraz bardziej wygodni (co papież Franciszek nazwał „kanapą”). Wygodnictwo jest wrogiem reguły zachowania się „jak trzeba”. Zostaje wtedy „jak mi się zechce”. Albo „jak dam radę”. Batalia o człowieczeństwo, dotykamy jakiejś wewnętrznej twierdzy człowieka, jakiegoś jądra ludzkiego „być albo nie być”. Czym być? Kim? Oczywiście być albo nie być człowiekiem. Tu są ukryte istotne oceny, nakazy, wartości, cele, motywy, także cena przeróżnych zachowań człowieka. Decyzje osób gotowych zapłacić cenę najwyższą. Aczkolwiek mogą budzić reakcję puknięcia się w czoło, to jednak budują i umacniają spoistość ludzkiej społeczności. Europa nie obroni ani swej tożsamości, ani nawet istnienia, jeśli moralny imperatyw „trzeba” nie odrodzi się powszechnie.