Życie za życie Francji

Jacek Dziedzina

GN 32/2016 |

publikacja 01.09.2016 06:00

„Widzieliście kiedyś księdza na emeryturze? Ja będę pracował do ostatniego tchnienia”... Tak mawiał ks. Jacques Hamel, zamordowany przez dżihadystów podczas odprawiania Mszy Świętej. Męczennik 
za wiarę w kraju, na którym niektórzy już dawno postawili krzyżyk.

Saint-Étienne-du-
-Rouvray następnego dnia po tragedii tonął w kwiatach. IAN LANGSDON /epa/pap Saint-Étienne-du-
-Rouvray następnego dnia po tragedii tonął w kwiatach.

Po serii zamachów w Europie, w których ginęły dziesiątki anonimowych osób, tym razem zamachowcy zgotowali rytualny mord konkretnej osobie i uderzyli tym samym w konkretną wspólnotę religijną – Kościół katolicki. To nie przypadek.

Kościół na liście

Saint-Étienne-du-Rouvray niedaleko Rouen w Normandii, północna Francja. Na co dzień mieszka tam niespełna 30 tys. osób. Są dwie parafie katolickie i niewielka, ale dynamiczna wspólnota praktykujących katolików. Księży, jak w niemal całej Francji, bardzo brakuje. To między innymi dlatego ks. Jacques Hamel, choć wiek emerytalny (75 lat) osiągnął 11 lat temu, postanowił, że będzie służył tak długo, jak tylko będzie mógł. Lokalna społeczność zna go bardzo dobrze, ale nie był postacią znaną w całej Francji. Aż do wtorku 26 lipca.

W odprawianej przez niego Mszy św. w parafii Saint-Étienne (św. Szczepana) uczestniczy, poza nim, kilka osób: dwie siostry zakonne i dwóch parafian. Około godziny 10 do kościoła, krzycząc w języku arabskim, wpada dwóch napastników z nożami w ręku. Ksiądz Jacques zostaje schwytany przez jednego z nich. Według świadków mordercy zmuszają kapłana do klęknięcia przed nimi. Po wykrzyczanym „przemówieniu” zabójca podrzyna księdzu gardło. Drugi napastnik filmuje zbrodnię. Jeden z wiernych zostaje ciężko raniony. Wcześniej jednej z sióstr udaje się zbiec z kościoła tylnym wyjściem i zawiadomić policję. Gdy zbrodniarze wybiegają ze świątyni z okrzykiem „Allahu Akbar!” (Bóg jest wielki), kościół jest już otoczony przez służby antyterrorystyczne. Padają celne strzały, mordercy nie żyją.

Obaj byli bardzo dobrze znani francuskim służbom specjalnym, podejrzani i oskarżani o związki z Państwem Islamskim. Jeden z nich nosił nawet na nogach specjalną bransoletkę elektroniczną, która pozwalała policji na kontrolowanie go 24 godziny na dobę. A parafia Saint-Étienne była na specjalnej liście kościołów do zaatakowania, którą rok temu policja znalazła przy innym islamskim terroryście, współpracowniku organizatora zamachów w Paryżu.

Dramatyzmu sprawie dodaje fakt, że ta sama parafia podarowała przed laty ziemię pod budowę meczetu (do którego zresztą uczęszcza więcej muzułmanów niż katolików do sąsiedniego kościoła). Według niektórych francuskich źródeł uczęszczał do niego również jeden z zabójców księdza...

Na przepustce

W tej historii nikt nie jest anonimowy. Choć pozostali uczestnicy tej masakry wolą nie występować pod nazwiskiem, to zarówno zamordowany kapłan, jak i jego kaci to konkretni ludzie, z konkretnymi twarzami i życiorysami. Może też dlatego ta zbrodnia tak wstrząsnęła Francją – wszyscy widzą, że nic w tej historii nie jest przypadkowe. Co więcej, to wszystko wygląda nie jak uderzenie jakichś bezosobowych sił zła w niewinną masę ludzi, tylko jak wojna wypowiedziana przez konkretne zło konkretnemu dobru.

Dane pierwszego mordercy policja podała już w dniu zabójstwa. Adel Kermiche miał 19 lat. Urodził się we Francji i służby od dawna traktowały go jako dżihadystę. Dwukrotnie próbował przedostać się do Syrii, by dołączyć do oddziałów Państwa Islamskiego. Raz został zatrzymany w Niemczech, a drugi raz poleciał przez Szwajcarię do Turcji, gdzie też go zatrzymano. Tureckie władze wydaliły go do Szwajcarii, skąd został odesłany do Francji. Tam postawiono mu zarzuty przynależności do organizacji terrorystycznej i umieszczono w areszcie. W marcu tego roku areszt zamieniono warunkowo na areszt domowy (pomimo sprzeciwu prokuratora) z obowiązkiem noszenia bransoletki elektronicznej. Miał zgodę na opuszczanie mieszkania na kilka godzin dziennie. Dokładnie w tych „wychodnych” godzinach zabił ks. Jacques’a...

Drugi zabójca, Abdel Malik Nabil Petitjean, również urodził się we Francji. Był rówieśnikiem swojego wspólnika, również notowany przez policję i znany służbom wywiadowczym jako osoba związana z radykalnymi ugrupowaniami islamskimi. Co ciekawe, specjalną kartotekę jako potencjalnemu zamachowcowi policja założyła mu zaledwie kilka tygodni przed zbrodnią, pod koniec czerwca. Ważne jest to, że do kierowania całą operacją przyznało się Państwo Islamskie. Jakby na potwierdzenie opublikowało w internecie nagranie z udziałem obu „braci”, którzy zamordowali ks. Jacques’a, składających przysięgę wierności przywódcy dżihadystów.

Dobry wiejski proboszcz

Trudno pewnie znaleźć dzisiaj osobę we Francji, która nie zna nazwiska ks. Jacques’a. Postać niepozornego, podeszłego wiekiem, ale silnego duchem kapłana do 26 lipca była znana głównie mieszkańcom Saint-Étienne-du-Rouvray. Teraz płacze po nim cała Francja. Krótko po zabójstwie na Twitterze, Facebooku, a z czasem również w mediach lokalnych i krajowych pojawiły się wspomnienia osób, które znały księdza. Najczęściej ze zwykłej, codziennej posługi: śluby, chrzest dzieci, pogrzeby, ale też zwykłe rozmowy, pomoc duchowa, spowiedź... Te świadectwa łączyło jedno: szczere uznanie dla prostoty i otwartości duchownego, który swoją posługę wykonywał z prawdziwym nabożeństwem.

Urodził się w 1930 r., święcenia przyjął w 1958 roku. Pod nieobecność proboszcza parafii (pochodzącego z Konga redemptorysty ks. Auguste’a Moandy-Phuatiego), to ks. Jacques kierował wspólnotą. Tak było też w dniu zabójstwa, ponieważ proboszcz przebywał akurat na wakacjach.

„To był niezwykle zaangażowany i odważny kapłan” – mówił już po nagłym powrocie w wywiadzie dla „Le Figaro”. „Księża mają prawo przejść na emeryturę w wieku 75 lat, ale on wolał kontynuować służbę ludziom, bo czuł się jeszcze ciągle silny. To był dobry człowiek, prosty i bez cienia ekstrawagancji. Bardzo skorzystaliśmy w parafii z jego doświadczenia i wiedzy. Służył ludziom praktycznie przez całe swoje życie” – dodaje ks. Phuati.

Z kolei proboszcz z sąsiedniego miasteczka Sotteville-lès-Rouen,
o. Aimé-Rémi Mputu Amba, wspominał w wywiadzie dla prasy francuskiej swoją rozmowę z ks. Jakiem sprzed 11 lat. „Powiedziałem mu, że powinien już trochę zwolnić tempo i odpocząć, pora na emeryturę. Na to Jacques odparł: »A widziałeś kiedyś proboszcza na emeryturze? Ja będę pracował do ostatniego tchnienia«”. I rzeczywiście do samego końca prowadził w parafii grupę biblijną, a jeszcze w ubiegłym roku katechizował – dzieci, młodzież i dorosłych. Dobry, porządny wiejski proboszcz, którego dotąd znała tylko niewielka grupa wiernych i sąsiadów. Nie spodziewał się nigdy, jak przełomowa dla całej Francji może okazać się jego śmierć.

Męczennik 
dla Francji

Gdy parę miesięcy temu rozmawiałem z Dariuszem Karłowiczem o współczesnych męczennikach, doszliśmy do pytania, dlaczego w niektórych rejonach świata ich śmierć przynosi widoczne owoce i odrodzenie Kościoła, a w innych niekoniecznie. Dlaczego starożytna maksyma Tertuliana „Krew męczenników jest zasiewem nowych wyznawców” sprawdziła się np. w Korei czy Wietnamie, a już niekoniecznie w Turcji czy właśnie we Francji po rewolucji. Karłowicz trafnie zauważył, że warunkiem tego, żeby męczeństwo „działało”, jest pamięć o męczennikach. A ta bywa najczęściej zacierana – z wyrachowania lub wygody. Z wyrachowania – przez tych, którzy boją się odrodzenia chrześcijaństwa, z wygody – najczęściej przez nas wszystkich, ludzi Zachodu, oswojonych z własnym ciepełkiem. Nie przesądzając z góry rozwoju wypadków, trudno nie dostrzec, że to, co dzieje się wokół śmierci mało znanego wcześniej ks. Jacques’a Hamela, jest odwróceniem tej tendencji.

Nikt nie próbuje umniejszać wagi tego, co się stało. Przeciwnie, nagle w laickiej Francji, od prawa do lewa (łącznie z socjalistycznym prezydentem), słychać głosy, że zamach na księdza katolickiego to zamach na Republikę. Sohrab Ahmari, czołowy publicysta amerykańskiego „The Wall Street Journall”, muzułmanin irańskiego pochodzenia, w reakcji na śmierć kapłana publicznie ogłasza, że przechodzi na katolicyzm. W mediach publicznych we Francji co drugi rozmówca w programach publicystycznych to duchowny katolicki. W setkach kościołów trwają modlitwy, a rada muzułmanów prosi współwyznawców w całym kraju, by w niedzielę poszli do kościołów i uczestniczyli we Mszy św. w geście solidarności z katolikami...

Lewicowy intelektualista Régis Debray powiedział kiedyś szczerze, że prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie dlatego nie frapują tak bardzo ludzi, bo sytuują się... „w martwym polu optyki Zachodu”. Ofiary są „zbyt chrześcijańskie”, by emocjonowała się nimi lewica, i „zbyt odległe”, aby zainteresować prawicę. Męczeństwo ks. Jacques’a sprawiło nagle, że ani lewicy nie przeszkadza już jego chrześcijański charakter, ani prawica nie może usprawiedliwiać się odległością geograficzną.

Na tegoroczne wakacje ks. Hamel napisał do swoich wiernych list, który teraz stał się czymś w rodzaju testamentu. W liście życzy po prostu dobrego wypoczynku, ale też zachęca do otwarcia na Boga, na potrzeby drugiego człowieka. Wzywając do pamięci o modlitwie, napisał: „Bądźmy uważni na to, co będzie się działo aktualnie w naszym świecie. Módlmy się za najbardziej potrzebujących, o pokój, o lepsze współżycie międzyludzkie”. Ta śmierć nie pójdzie na marne.

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.