Chodzę 
po wodzie

Marcin Jakimowicz

publikacja 28.08.2016 06:00

Czy pan jest osobą wierzącą? – zapytała onkolog. Ugięły mi się nogi. Czekałem na najgorsze – opowiada Benon Wylegała. Dziś organizuje pokazy filmu „Ufam Tobie”, który powstał specjalnie na ŚDM. I nie ma wątpliwości: ten dokument pracuje w ludziach. Wychodzą z projekcji zapłakani.

Benon Wylegała organizuje projekcje filmu „Ufam Tobie” w kościołach. 
Widzi, jak ten film zmienia ludzi. Roman Koszowski /Foto Gość Benon Wylegała organizuje projekcje filmu „Ufam Tobie” w kościołach. 
Widzi, jak ten film zmienia ludzi.

Wyjechałem na Wyspy Brytyjskie. Za pracą. Siedziałem tam półtora roku. Robiłem wszystko, co było możliwe. Pomoc w kuchni, stolarka, zamiatanie – opowiada Benon Wylegała. – Nie miałem pojęcia, że Ela bardzo ciężko zachorowała. To była szybka piłka: diagnoza i natychmiast szpital. Od lekarki żony usłyszałem, że „Ela jest umierająca”.

Szok. Bezsilność. 
Co robić?

Nie miałem wówczas wiary. Szamotałem się. Miałem jedynie 20 funtów w kieszeni i kilkanaście litrów paliwa w baku. Jak tu wrócić? Jak zapłacić za prom?

Wymyśliłem, że zacznę wyprzedawać moje stolarskie narzędzia. I wyobraź sobie, nawet sklepy, których regulaminy zabraniały zwrotów, przyjmowały je. Ludzie płacili wielokrotne ceny. Nie potrafię tego po ludzku wytłumaczyć. W ciągu 30 godzin wyprzedałem warsztat i ruszyłem do Polski. Pędziłem przez Europę. Wierzę, że to Anioł Stróż wyprowadzał mnie z korków na obwodnicach miast. Był moim GPS-em. Wróciłem do Polski, a pieniędzy starczyło nam jeszcze na miesiąc!

Ela przeszła operację na onkologii. Dzień wcześniej poszedłem do naszego kościoła na Mszę z modlitwą o uzdrowienie. Kapłan zobaczył mnie i podszedł. Stanął przede mną i wyciągnął ręce, trzymając nad mą głową monstrancję. Zacząłem w duchu wyć. Wrzeszczałem: „Dlaczego mi to robisz? Czy Ty w ogóle istniejesz? Uratuj moją żonę! Słyszysz? Jesteś Panem rzeczy niemożliwych? Przecież to bzdura!”. I nagle w tym całym krzyku usłyszałem cichy szept: „Nie bój się. Ja mogę. Zaufaj”.

Poszedłem do domu. Jakimś cudem udało mi się zasnąć. Następnego dnia poszedłem do szpitala. Żona był wybudzana po operacji. Na onkologii zaczęły podchodzić do mnie obce kobiety i mnie tulić, ściskać. Niektóre miały w dłoniach różańce. O co chodzi? – przeraziłem się. Przyszedłem za późno?

Pani doktor, nie rozumiem pytania…

Onkolog spytała mnie: „Czy pan jest osobą wierzącą?”. Ugięły mi się nogi. Czekałem na najgorsze. A ona zapytała: „Wierzy pan w cuda?”. Mówiła w sposób suchy, bez emocji. „Pani doktor, nie rozumiem pytania”. „Dziś skończyła się moja wiedza medyczna” – usłyszałem. „Powiem brutalnie: mieliśmy tylko »otworzyć« pana żonę i zaszyć. A potem czekać na zgon. Nie wiem, co się stało: nie ma raka”. Zatkało mnie. „To cud?” – wybąkałem.

Wtedy Mu zawierzyłem. Zacząłem ufać Jego miłosierdziu. Opowiadać o Nim ludziom. Jak podziękować Mu za to, co dla mnie zrobił? – myślałem. Zacząłem organizować w Bielsku-Białej rekolekcje ewangelizacyjne. Z ojcem Antonello, Johnem Bashoborą. Ileż razy słyszałem: „To się nie uda!”.

Ile kosztuje wynajęcie sali? Osiem tysięcy złotych za dzień. A spotkanie miało trwać trzy dni. Dwa miesiące przed rekolekcjami mieliśmy 2 tys. zł. Przestraszyłem się, ale na szczęście Bóg dał mi Elę. Moja żona mówiła: „Benek, idziemy na adorację!”. Tam oddychałem, kamień spadał mi z serca. Szeptałem: „Ufam Tobie”. I wtedy przychodził pokój.

Odczep się!

Bóg odpowiadał. Przez malutkie kroczki, drobnostki. Pieniądze nagle zaczynały spływać. Nieoczekiwanie znajdował się sponsor. Pieniędzy nie tylko starczało, ale było tak dużo, że mogliśmy dać je o. Johnowi na budowę szkoły w Ugandzie.

Na jedno ze spotkań zaprosiłem Lecha Dokowicza. Poruszyło mnie jego świadectwo. Przyjechał do Bielska z filmem „Ja Jestem”. Zaprosiłem go z dokumentem „Ostatnie wezwanie”. Okazało się, że nie może przyjechać. Pojawił się Maciek Bodasiński. To było niezwykłe spotkanie. Mnóstwo ludzi. Pracowałem wtedy w agencji reklamowej. Robiłem tablice, billboardy, dziurkowałem banery. Maciek rzucił: „Benek. Rób to, co ja. Rusz w Polskę z filmami”. „Maciek. Mam stałą robotę, dom, dzieci. Na początku miesiąca pensję na koncie”. „Benek, zaufaj!” „Dobra, zaufam” – odparłem na zasadzie „odczep się”.

Te słowa nie dawały mi jednak spokoju. Czułem, że to zaproszenie Boga. W końcu powziąłem decyzję: zajmę się jedynie ewangelizacją, wyświetlaniem filmów o tematyce religijnej. Założyłem Filmowy Ruch Ewangelizacyjny. Położyłem wszystko na jedną szalę. Tylko z tego żyję. Zacząłem uczyć się chodzenia po wodzie. Jak tu kupić sprzęt, projektor, ekran? – martwiłem się. Maciek zapytał: „Umiesz pościć?”. Wszedłem w post. O chlebie i wodzie. Długo nie musiałem czekać na odpowiedź. Bóg zaczął układać kolejne puzzle.

Za pięć 
dwunasta

Po filmie „Ostatnie wezwanie” (wiele nawróceń po projekcjach, historie na dobrą książkę) zapytałem Bodasińskiego i Dokowicza: „O czym będzie wasz kolejny film?”. „O Bożym miłosierdziu”. „Macie scenariusz, koncepcję?” „Scenariusz jak zwykle napisze Bóg” – usłyszałem. To ciekawe, ich filmy „same się kręcą”. Bóg podsyła im ludzi, pisze scenariusz, a oni starają się jedynie Mu nie przeszkadzać.

Co miesiąc w Bielsku organizuję pokazy filmowe. Przychodzi sporo ludzi. Chciałem puścić film „Ufam Tobie” jeszcze przed premierą w „Gościu Niedzielnym”. Poszła informacja, plakaty.

Dwa tygodnie do projekcji. Dzwonię do autorów filmu. „Benek, poczekaj, jeszcze dogrywamy jakieś szczegóły”. Tydzień do projekcji: „Jeszcze chwilka, musimy dopieścić detale. Nie martw się wszystko będzie dobrze”. Dwa dni do projekcji. Mówię do Maćka: „Jak mi dziś nie puścisz tego filmu kurierem, to nie dojdzie”. „Benek, przepraszam, ja ci tego kurierem nie puszczę. Nie zdążę. Wyślę ci go drogą elektroniczną, a ty ściągniesz go z serwera”.

Dzień projekcji. Włączam komputer. Nie mogę ściągnąć filmu! Co się dzieje? Jakaś blokada? „Maciek, ratunku! Co robić?” „Ja idę się modlić. A ty działaj!” Ale mnie wypuścił. (śmiech) 

Popędziłem do Krakowa, do brata, który pracuje w studiu Katolik. Zaczął ściągać film z serwera. Udało się. Zassało! Full HD. Nagrałem dokument na dysk. Pytanie, czy uda się go odpalić w Bielsku... Z duszą na ramieniu tuż przed projekcją wsadziłem film do projektora. Zobaczyłem napis „Ufam Tobie!” i odetchnąłem.

Pchamy ten sam wózek

To niezwykły film. Nie ma takiej siły rażenia jak poprzednie, nie jest spektakularnym dokumentem, ale mocno pracuje w ludziach po projekcji. Dojrzewa w nich. Słyszałem wiele świadectw, informacji zwrotnych. Ludzie wychodzą poruszeni, zapłakani. Nawet twardzi górale, gdy mieliśmy projekcje w sanktuarium na Krzeptówkach (kościół nabity), podchodzili do mnie i zaczynali opowiadać o tym, co ich dotknęło.

Sygnał od pewnej dziewczyny: „Miałam wrażenie, że to ja pchałam z bohaterami ten wózek. To opowieść o mnie”. Po projekcji na Krzeptówkach to samo usłyszałem od pewnego górala (góral skłonny do zwierzeń? Przecież to pierwszy cud!): „To ja pcham ten wózek”.

Ten film – zauważyłem – działa po emisji. Wierzę, że nieprzypadkowo został zrealizowany na Światowe Dni Młodzieży. To będzie czas przełomu w polskim Kościele. Już to widzę. Jeżdżę po Polsce z filmami i widzę ogromną tęsknotę za takim wylaniem Ducha. Ludzie tęsknią za Bożym miłosierdziem. Ile razy słyszałem po projekcjach podobne słowa! Jedna rzecz – ludzie chcą najczęściej szybkiego, spektakularnego przełomu. A i ten film, i historia mojego życia pokazują, że: musimy uczyć się chodzenia po wodzie. Z dnia na dzień. Spokojnie. Bez nerwowych ruchów. Każdego dnia bezgranicznie poddawać się Maryi i Jej Synowi. Mówić z wiarą: „Ufam”. Dopiero wtedy można uczynić pierwszy krok.

Chcesz zorganizować rekolekcje z filmami ewangelizacyjnymi? Wejdź na stronę Filmowego Ruchu Ewangelizacyjnego www.fre.ewangelizacja.info.

TAGI: