Mali niebiescy z lasu

Agata Puścikowska

publikacja 27.08.2016 06:00

Kanadyjczycy, którzy ewangelizują Polaków?W dodatku po polsku. 
A w skromnym, drewnianym domku najwyraźniej byli oczekiwani od dawna…

Francine, Manuel, Mireille ze wspólnoty Rodzina Miriam Betlejem, która znalazła dom w podwarszawskim Józefowie. Jakub Szymczuk /foto gość Francine, Manuel, Mireille ze wspólnoty Rodzina Miriam Betlejem, która znalazła dom w podwarszawskim Józefowie.

Niedaleko za Warszawą, a jakby inny świat. Las, i to dość gęsty. Niedawno pod siatkę ogrodzenia podeszły dziki. Całe stado. – Liczyłem dokładnie. Było ich 21 – mówi Manuel, mały brat Rodziny Miriam Betlejem. – U nas, w Kanadzie, dzików nie ma. Więc mieliśmy dziką atrakcję.

Manuel ma 29 lat. Całe dorosłe życie poświęcił Panu Bogu. Od 2 lat razem z małymi siostrami – Francine i Mireille – mieszka w Józefowie. W domu przy ul. Kempingowej. Należą do wspólnoty Rodzina Miriam Betlejem. Pełna nazwa ich domu brzmi Ognisko Miriam od Pojednania. Mówią też na nie po prostu Betlejem. Betlejem przy Kempingowej jest drewniane, zielone, wymaga remontu. Taki wielki dar otrzymany od dobrego Ojca.

Ktoś czuwał

Przełożona domu, mała siostra Francine, krząta się po kuchni. Wszystkie sprzęty są tu proste i skromne. Atmosfera spokoju, akceptacji, wyciszenia. – Wiedziałam, że Pan nas tu wzywa – opowiada Francine trochę po polsku, więcej po francusku. Te polskie czasowniki, rzeczowniki, liczebniki, odmiany łatwe nie są… – Dziwny język – mówili mi. – I dziwne – mówili – żeby jechać tak daleko, do katolickiej Polski, i dom zakładać. Tym bardziej że mieliśmy zaproszenia z krajów anglo- i hiszpańskojęzycznych. Ale jak już przyjechałam do Polski po raz pierwszy, miałam pewność że to miejsce to dla nas wypełnienie Bożego planu. Planu, którego jeszcze do końca nie rozumiemy.

Po raz pierwszy mała siostra Francine wraz ze swoją przełożoną przyjechała do Polski latem 2013 r., żeby znaleźć dla wspólnoty odpowiedni dom. Z małymi siostrami domu poszukiwała też jedyna – jak na razie – polska oblatka Rodziny Miriam, Lilla Danilecka, która poznała tę kanadyjską wspólnotę w 1996 r. Po złożeniu pierwszych ślubów w 2009 r. pomyślała: „Jezu, jeśli mam być ziarnem wrzuconym w polską ziemię, to niech tak będzie. Ty wiesz, co ma z niego wyrosnąć. Zaufałam, Ty prowadź”. Więc poprowadził. Dwa lata później biskup warszawsko-praski abp Henryk Hoser zadzwonił do pani Lilli – chciał nawiązać kontakt z przełożoną generalną. I sprowadzić Rodzinę Miriam do Polski. – Najwyraźniej jak się Bogu powie „tak” w ciemno, to On odpowiada jasno – mówi Lilla. – Ale wtedy naprawdę nawet nie zastanawiałam się nad tym, czy moja wspólnota zawita kiedyś do Polski…

Więc małe siostry i oblatka Lilla szukały domu. Bezskutecznie. – Kiedyś, podczas poszukiwań, spacerowałyśmy po Warszawie, pokazywałam siostrom miasto. Byłyśmy już tymi poszukiwaniami trochę zmęczone. Podczas zwiedzania Starówki stanęłyśmy przed pomnikiem kard. Wyszyńskiego. I wtedy zaczęłam modlić się do niego. Spontaniczną, głośną, taką dziecięcą modlitwą: „Księże Prymasie! Mój dziadek [prof. Władysław Danilecki, współpracownik Prymasa Tysiąclecia w Prymasowskiej Radzie Odbudowy i Budowy Kościołów Warszawy w latach 1964–1985 – przyp. red.] pomagał Ci odbudowywać domy Boże w Warszawie. Pomóż nam znaleźć dom”…

Odpowiedzi od razu nie było. No bo i jak? Małe siostry wróciły do Kanady. Lilla w Polsce szukała domu nadal. – Po jakimś czasie ktoś wskazał mi dom. Byłam o tyle zdziwiona, że znajduje się bardzo blisko mojego, rodzinnego. W Józefowie k. Otwocka. Spojrzałam na mapę i zobaczyłam… las. Niemal zrezygnowałam, gdy usłyszałam od jednej z właścicielek: „Zamiast oceniać z zewnątrz, proponuję najpierw wejść do środka”.

Pani Lilla pojechała na miejsce. Weszła do parterowego drewnianego domku otoczonego lasem. Wszędzie panował półmrok. Pierwsze jej spojrzenie padło na jasny, duży szkic wiszący na ścianie: to był prymas Wyszyński w geście błogosławieństwa. – Księże Prymasie, jestem w domu – pomyślała pani Lilla.

Remont

Ale zarząd w Kanadzie o tym nie wiedział. – Milczałam o tej historii, żeby nie wywierać presji. Po prostu czekałam na decyzję. Przyszła niebawem: Rodzina Miriam przyjedzie do Józefowa, do lasu! Podobno gdy zobaczyli zdjęcie domu, stwierdzili, że bardzo przypomina im… domki kanadyjskie.

Historia zielonego domku jest arcyciekawa. Od 1957 r. leśny teren należał do przyjaciół Prymasa Tysiąclecia. Dzięki kard. Wyszyńskiemu ukrywały się w nim panie ze Świeckiego Instytutu Dominikańskiego z Orleanu. Sam prymas przyjeżdżał tu czasem na krótki odpoczynek. I na modlitwę; w kapliczce domowej zawsze był Najświętszy Sakrament. Aż do wyprowadzki dominikanek w 2012 r. Teraz ich miejsce zajęła Rodzina Miriam.

– Dom jest piękny, stary i... wymagający wielkiej pracy. Dużo roboty, dużo roboty – Manuel pokazuje pokoje. Kaplica z Najświętszym Sakramentem jest najpiękniejsza. Choć też skromna. – Najważniejsze, że można tu mieszkać. Z czasem, gdy wyremontujemy, a może rozbudujemy dom, będziemy też zapraszać chętnych na rekolekcje – dodaje siostra Francine. I tłumaczy, że przecież ta lokalizacja – w lesie, na uboczu, i te warunki bardzo skromne idealnie wpisują się w tajemnicę Betlejem. – Całe dzieje świata zmieniły się w malutkim Betlejem. Było długo ukryte, jak ten nasz dom… I do Betlejem Pan Bóg przyprowadza tych ludzi, których chce. Jak i do nas – mówi.

Dom żyje rytmem modlitwy. Msza św. w pobliskim kościele (można iść przez las, a wtedy mieszkańcy szepczą: „O, ludzie z lasu. Niebiescy z lasu”). Godzina osobistej modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, jutrznia, Różaniec, wieczorna modlitwa wspólnotowa. Od godz. 21 do jutrzni następnego dnia jest czas milczenia. Czyli czas wyłącznie do rozmowy z Bogiem. Siostry i bracia słyną z przepięknych śpiewów: harmonijnych, wielogłosowych. Muzykę napisał człowiek, słowa – sam Bóg. Bo słowa to głównie fragmenty z Biblii.

Dom żyje też rytmem pracy, pilnym uczeniem się języka polskiego, zwyczajnymi pracami gospodarczymi, praniem, remontami (jak to w domu…) i gotowaniem. Najczęściej gotuje najmłodsza z polskiej wspólnoty, Mireille. Ciut po polsku, ciut po kanadyjsku. Polsko-kanadyjska kuchnia fusion. Zresztą dom jest zawsze otwarty i gościnny: sąsiedzi, Polacy zza lasu, wpadają na herbatę. I modlitwę.

– W Kanadzie, w ­Quebecu, przez rok studiowałam weterynarię. Bardzo lubię zwierzęta. Jednak już podczas studiów wiedziałam, że w przyszłości zajmę się czymś innym, że to nie moja droga – opowiada Mireille. – Pochodzę z bardzo wierzącej rodziny. Mimo to jako nastolatka nie potrafiłam radzić sobie ze sobą, ze światem. Na szczęście rozmawiałam o tym dużo z tatą, który próbował wszelkimi metodami mi pomóc. W końcu skierował mnie do grupy młodzieży, która zawiązała się podczas ŚDM w Toronto. Co prawda nie chciałam się z nimi spotkać, ale ojciec przekonywał: „Nie spodoba ci się, to po pięciu minutach cię zabiorę”. Wróciłam późno w nocy…

Kilka tygodni później, z tą samą grupą, Mireille wyjechała na weekend skupienia. Do jednego z domów Rodziny Miriam. – Weszłam po raz pierwszy do domu i kaplicy, i… poczułam, czy niemal usłyszałam słowa Jezusa: „Chcę uczynić cię szczęśliwą”. Poczułam się u siebie, w długo poszukiwanym domu – wspomina Mireille, a jej oczy, zza grubych okularów, błyszczą.

Oczywiście nie została od razu. Potrzebowała czasu, modlitwy, przemyśleń. – W tym czasie doznałam wewnętrznego uzdrowienia, pojednania z przeszłością. Upewniłam się, że naprawdę jestem powołana do Rodziny Miriam. Wstąpiłam po dogłębnym przygotowaniu. I od dziewięciu lat jestem szczęśliwa we wspólnocie…

Bóg powołuje

Natomiast mała siostra Francine przed wstąpieniem do wspólnoty była psychologiem, skończyła też marketing. Pracowała w świetnych firmach, robiła karierę. I pewnie pieniądze. – Dość szybko po ludzku osiągnęłam wszystko, czego chciałam. Miałam też wspaniałą rodzinę: rodziców i siedmioro rodzeństwa, dobrych przyjaciół. A mimo to nosiłam w sobie ogromną pustkę. Nawet na jakiś czas straciłam wiarę. Na szczęście pewna napotkana siostra zakonna pomogła mi ją odzyskać. Zresztą (i tu Francine łagodnie się uśmiecha) dość opacznie postrzegałam zakonnice. I nie widziałam siebie w habicie…

A Pan Bóg ją widział. Więc gdy Francine poznała Rodzinę Miriam, poczuła, że to jej miejsce. W niebieskim, dość workowatym habicie, długim dla kobiet, krótkim (plus ciemne spodnie) dla mężczyzn. – Miałam pragnienie wspólnoty, ale również życia rodzinnego. Nasza wspólnota jest rodziną, choć oczywiście nie w sensie fizycznym. Łączymy zwyczajne życie, takie właśnie domowe, z modlitwą i kontemplacją.

Założycielka Rodziny Miriam, s. Joanna Bizier (ur. 1923), na początku nie miała intencji tworzenia nowej wspólnoty. Skupiała wokół siebie ludzi różnych stanów, różnego wieku, kobiety i mężczyzn. Z czasem wspólnota przeobrażała się i coraz bardziej wzmacniała. A biskup miejsca widział, że jest to dobre: Rodzina Miriam oficjalnie została powołana w 1978 r. Jej hasło brzmi: „Tak, Ojcze, w Maryi, przez Eucharystię do Trójcy Świętej”. Patroni wspólnoty to m.in. św. Faustyna Kowalska i św. Maksymilian Kolbe. Obecnie domy wspólnoty mieszczą się (oprócz Kanady) w Rosji, Belgii, Urugwaju i na Haiti. Małych braci (wśród których jest kilku księży) i małych sióstr jest łącznie ok. 90.

– Naszym celem jest ukazywanie jedności Kościoła – komunii w różnorodności jego członków. Jesteśmy różni – mężczyźni i kobiety, a dopełniamy się w Panu.

W każdym z domów wydzielone są części wspólne, ale także części przeznaczone wyłącznie dla sióstr i dla braci. Mały brat Manuel ostatnio miał dużo więcej roboty. Razem z tatą Lilli Danileckiej budowali w ogrodzie namiot. Dla młodych pielgrzymów z Kanady związanych z Rodziną Miriam, którzy na ŚDM przylecieli do Polski. W Kanadzie, przed wstąpieniem do Rodziny Miriam, Manuel studiował informatykę. Bardzo krótko, bo gdy poznał wspólnotę, wiedział jedno: to do niej posyła go Pan Bóg. – Nigdy bym nie przypuszczał, że Bóg powoła akurat mnie. Kiedyś byłem pewny, że ożenię się i będę miał dwanaścioro dzieci. Dziś jestem szczęśliwy jako mały brat…

Mały brat i małe siostry zapraszają na herbatę do lasu. I do wspólnej modlitwy. Przed Panem.

Dostępne jest 24% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.