To się działo naprawdę

Agnieszka Lesiecka

publikacja 31.07.2016 12:25

- Jak zobaczyłam papieża po raz pierwszy, gdy obok mnie przejechał, to od razu łzy napłynęły mi do oczu - mówi s. Paula, elżbietanka, która do Krakowa przyszła z grupą pielgrzymów z Gdańska.

To się działo naprawdę Agnieszka Lesiecka /Foto Gość S. Paula, Maria i Łukasz śmieją się, że może warto pomyśleć w przyszłości także o Światowych Dniach Seniora, ponieważ w ŚDM-ie uczestniczy sporo ludzi powyżej pięćdziesiątego roku życia

- To jest nie do opisania. Jak zobaczyłam go uśmiechniętego, to na duszy jeszcze bardziej radośnie mi się zrobiło. I człowiek ma tę świadomość, że te 20 dni szedł, a teraz nadeszła nagroda, taki cukierek na koniec, po trudach - opowiada.

- Później, w czwartek wieczorem Ojciec Święty przejechał obok naszej grupy jeszcze raz. Trudno nam było w to uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Że w tych tłumach i milionach my jesteśmy tak blisko - dodaje ze wzruszeniem.

Siostra Paula uczestniczy w Światowych Dniach Młodzieży razem ze swoimi przyjaciółmi: Marią Przegenda i jej niepełnosprawnym synem Łukaszem. Obie przyznają, że Łukasz dzielnie wszystko znosi i nie mają żadnych problemów, by z wózkiem inwalidzkim przemieszczać się po Krakowie, bowiem wolontariusze i uczestnicy ŚDM-u pomagają im na każdym kroku i troszczą się.

- Atmosfera jest bardzo fajna. Obcokrajowcy mają dużą wrażliwość na osoby niepełnosprawne. Jak są schody czy podjazdy, to chcą wózki pchać. Krzyczą do innych, żeby odsunęli się na bok, żeby wózek mógł pierwszy przejechać - dzieli się elżbietanka.

Poza Polakami na ulicach najwięcej widać i słychać Włochów i Hiszpanów. Siostra opowiada, że można ich spotkać na każdym kroku. - Są głośni i radośni. Włosi ze wszystkimi chcą się wymieniać flagami, bransoletkami, gadżetami. Tłumaczą, że chcą zebrać pamiątki z całego świata - śmieje się elżbietanka.

Do południa każdego dnia Światowych Dni Młodzieży odbywały się katechezy dla uczestników. W wielu wydarzeniach można było także wziąć udział wieczorami.

W kościołach wystawiony był Najświętszy Sakrament i adoracje trwały do północy. Odbywały się również liczne koncerty i to w różnych językach.

- Widać było w tym bogactwo Kościoła - mówi zakonnica. - Jednego dnia byliśmy na Koronce w Łagiewnikach. Później przy kaplicy, na polu odbyła się adoracja Najświętszego Sakramentu. Monstrancja była taka wielka. To było coś pięknego - zachwyca się.

- Piątkowa droga krzyżowa zrobiła na mnie ogromne wrażenie - opowiada s. Paula. 10., 11., 12. i 13. stację mieliśmy pod nosem. Gdy był moment ukrzyżowania Pana Jezusa i potem aktor Go grający został podświetlony na czerwono, to bardzo mnie to chwyciło za serce. Byliśmy wtedy z Marią i Łukaszem praktycznie pod samym krzyżem. Miałam wrażenie, jakbym była bardzo blisko Pana Jezusa. Niby był to aktor, ale poruszyło to moje serce. Rozważania o uczynkach miłosierdzia przy każdej stacji też dały mi wiele do myślenia. Ta droga krzyżowa to był taki rachunek sumienia - podsumowuje. - Podobało mi się również to, co w czwartek papież powiedział o młodych, że niektórzy mają 24 lata a zachowują się jak emeryci i że jego to smuci. W końcu ktoś poparł moje zdanie - śmieje się.

Zapytani o bezpieczeństwo Siostra, Maria i Łukasz odpowiadają, że czują się bardzo bezpiecznie, ponieważ pilnują ich policjanci z całej Polski. - Tu jest naprawdę spokojnie. Pod Domem Chleba spotkaliśmy nawet policjantów z Gdańska, którzy dali nam jeść i pić. Byli bardzo życzliwi i uczynni - dodają z wdzięcznością.