ŚDM nie urodziły się w Rzymie

Miłosz Kluba

publikacja 15.07.2016 04:30

O przygotowaniach do Światowych Dni Młodzieży i powtarzających się problemach opowiada Marcello Bedeschi, członek Papieskiej Rady ds. Świeckich.

Marcello Bedeschi  Jest członkiem Papieskiej Rady  ds. Świeckich, która ze strony Stolicy Apostolskiej odpowiada za organizację Światowych Dni Młodzieży. Pełni także funkcję przewodniczącego Fundacji Jana Pawła II dla Młodzieży.  Pochodzi z Włoch.  Jest związany z Akcją Katolicką, której przewodniczył  na szczeblu diecezjalnym  (w diecezji Ancona-Osimo) i krajowym.  Znany jest ze swojego profesjonalizmu  i zaangażowania podczas organizacji wielkich wydarzeń z udziałem papieża. Uczestniczył w przygotowan... Miłosz Kluba /Foto Gość Marcello Bedeschi Jest członkiem Papieskiej Rady ds. Świeckich, która ze strony Stolicy Apostolskiej odpowiada za organizację Światowych Dni Młodzieży. Pełni także funkcję przewodniczącego Fundacji Jana Pawła II dla Młodzieży. Pochodzi z Włoch. Jest związany z Akcją Katolicką, której przewodniczył na szczeblu diecezjalnym (w diecezji Ancona-Osimo) i krajowym. Znany jest ze swojego profesjonalizmu i zaangażowania podczas organizacji wielkich wydarzeń z udziałem papieża. Uczestniczył w przygotowan...

Miłosz Kluba: Rozmawiamy niemal na miesiąc przed rozpoczęciem ŚDM w Krakowie. Jak ocenia Pan stan przygotowań do tego spotkania?

Marcello Bedeschi: Uczestniczyłem we wszystkich dotychczasowych Światowych Dniach Młodzieży i – patrząc z tej perspektywy – uważam, że przygotowania są na odpowiednim etapie. Przede wszystkim jesteśmy pod wrażeniem Pola Miłosierdzia w Brzegach. Jest ono bardzo dobrze położone, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, ale także widoczność ołtarza i całego podium, na którym będzie Ojciec Święty. Odwiedziliśmy też Błonia i widać, że tam przygotowania są już na ostatniej prostej.

Tymczasem wątpliwości dotyczące miejsc i samej organizacji Światowych Dni Młodzieży w Krakowie co jakiś czas powracają w mediach. Jak to wyglądało w innych krajach?

Często zaczyna się od wizji, że nastąpi jakaś wielka inwazja młodych na miasto i najlepszym wyjściem dla mieszkańców jest w tym czasie wyjechać. To samo, pamiętam, mówiło się w Santiago de Compostela, w Rzymie. Tam także do ucieczki zachęcały władze miejskie – widać, jak bardzo podobnie to wygląda tutaj [wyjazd na urlop doradzał krakowianom prezydent Jacek Majchrowski – przyp. red.]. Nic bardziej błędnego! Nie można przecież pokazać pustego miasta.

Zawsze jest tak, że gdy mieszkańcy spotykają pielgrzymów, zostają poruszeni ich zachowaniem. W Rzymie wiele rodzin, które opuściły miasto, widząc w telewizji, co się dzieje, i że to jest tak pozytywne i dobre, wróciło, by móc w tym uczestniczyć. W Santiago, gdzie odległość między miastem a miejscem głównego spotkania z papieżem była bardzo duża, mieszkańcy świetnie zareagowali – otworzyli swoje domy, częstowali tych młodych ludzi wodą, udostępniali toalety. To niesamowicie przyciągające doświadczenie, które ogarnia wszystkich.

Nieraz się śmieję, bo widzę, że podczas każdych ŚDM są te same problemy. Ważne, żeby umieć je rozwiązywać. I w Krakowie to się, moim zdaniem, udało. Trzeba szczerze powiedzieć, że mówimy o tak wielkim wydarzeniu – chodzi przecież o miliony osób, które tu przyjadą – że zawsze pozostanie jakaś niepewność. Według mnie, jednymi z najlepszych pod względem organizacyjnym były ŚDM w Rzymie. Ale nawet tam były rzeczy, których nie przewidzieliśmy. Dlatego ważne są organizacyjna elastyczność i reagowanie na takie sytuacje. Do tego potrzebne jest zainteresowanie wszystkich wspólnot, grup, parafii, a także mieszkańców miasta, w którym są organizowane ŚDM.

Z jakimi problemami za każdym razem mierzą się organizatorzy spotkania młodych?

Trudny jest zwłaszcza początek. Komitet zna daty, kiedy powinny przybyć konkretne grupy, a one nieraz pojawiają się spóźnione. To powoduje zamieszanie. Innym wyzwaniem, które pojawia się zawsze, jest pierwszy dzień katechez. Jest on zawsze trochę chaotyczny, bo każdy szuka swojego kościoła, nie wie dokładnie, jak tam trafić. Następnego dnia jest już o wiele spokojniej. Poza tym zawsze wielką niewiadomą jest kwestia pogody. Tak jest wszędzie i komitet organizacyjny musi być przygotowany na każdą ewentualność – czy będzie deszcz, czy słońce. W Toronto np. całą noc lało. Mimo to młodzi nie wrócili do miejsc swoich noclegów, ale zostali na nocnym czuwaniu. Pamiętam, że dokładnie wtedy, gdy papież wszedł na ołtarz, zza chmur przebiło się słońce i oświetliło Ojca Świętego oraz zgromadzoną młodzież.

ŚDM w Polsce przypadają w specyficznym momencie. Z jednej strony to Rok Miłosierdzia, z drugiej – niepewna sytuacja polityczna. Jak to wpłynie na przesłanie, które z Krakowa popłynie na cały świat – za pośrednictwem młodych pielgrzymów, ale też np. poprzez media?

Według mnie, papież jest pełen wewnętrznego pokoju i nie pozwoli, by ten zewnętrzny kontekst wpłynął na jego słowa czy zachowanie. Jest to wyzwanie przede wszystkim dla władz, które muszą być wyczulone na kwestie bezpieczeństwa. Do tej pory dwa razy mieliśmy podobne problemy – w Denver, gdzie była bardzo wysoka przestępczość, oraz w Manili. Tam mierzyliśmy się z kwestią terroryzmu islamskiego. W jednym i w drugim miejscu pojawiały się pytania o bezpieczeństwo. Trzeba być w tych sprawach ostrożnym i roztropnym, ale nie wolno militaryzować całego wydarzenia. Ono ma charakter całkowicie pokojowy i nie może być inaczej pokazywane.

Znamy już papieża i wiemy, że on prezentuje niesamowicie pozytywną, chrześcijańską postawę. Jest też uwrażliwiony na ubóstwo. A właśnie te cechy są przez młodych pożądane i bardzo dobrze przyjmowane. To nie jest człowiek, który będzie tutaj robił politykę dla polityki. Papież będzie głosił Jezusa i w radości będzie chciał pociągnąć młodych do Niego.

ŚDM to nie tylko spotkanie z papieżem. To także spotkanie ludzi między sobą. Co my możemy od siebie dać pielgrzymom, którzy przyjadą do Krakowa z niemal wszystkich krajów świata?

Światowe Dni Młodzieży to spotkanie przede wszystkim z Jezusem i tak pokazywali to wszyscy trzej papieże, którzy brali w nich udział. Jeśli chodzi o Polskę, Kraków, to macie tutaj dwa ważne przesłania. Z jednej strony to Boże miłosierdzie, z drugiej – źródło samych Światowych Dni Młodzieży. Jan Paweł II zawsze powtarzał, że ŚDM nie były wymyślone w Rzymie, ale zrodziły się z jego kontaktu z młodymi w Krakowie, czyli tak naprawdę to młodzi wymyślili ŚDM. To trzeba przekazać innym!

O tym można mówić podczas katechez, kazań czy wizyt w krakowskich sanktuariach. Ale co pielgrzymom mogą przekazać np. rodziny, które będą ich gościły w swoich domach?

Moje doświadczenie Polski – od pierwszej wizyty w 1972 roku, aż do dzisiaj – jest takie, że tutaj bardzo żywy jest Kościół „ludowy”. Widać ludzi, którzy naprawdę głęboko wierzą. Nie chodzi mi tylko o księży czy biskupów, ale zwykłych ludzi. Właśnie tym, tą wiarą, którą żyjecie i której jesteście pewni, możecie się podzielić z innymi. Druga rzecz, która mnie zawsze uderzała – zwłaszcza w Krakowie, Małopolsce – to ścisły związek z Europą, którego nie zagubiliście, mimo tak trudnych doświadczeń, jak II wojna światowa, faszyzm czy komunizm.

Nam po Światowych Dniach Młodzieży pozostaną materialne pamiątki – od zdjęć w albumach po pomnik ŚDM w Brzegach, nieopodal Campus Misericordiae. Na tym – miejmy nadzieję – nie koniec.

Mogę się podzielić swoim doświadczeniem z ŚDM w Denver. Kiedy pojechaliśmy tam pierwszy raz, zdaliśmy sobie sprawę, że to miasto nie ma silnych tradycji katolickich. Katolików było tam wtedy zaledwie 22–23 proc. Oprócz tego było sporo protestantów, ale także dużo grup fundamentalistycznych oraz silne środowisko homoseksualistów. Oni wszyscy – włącznie z burmistrzem Denver – byli bardzo przeciwni ŚDM. Blisko miejsca głównego spotkania mieszkała też wspólnota mormonów, negatywnie nastawionych do tego stopnia, że jeden z mężczyzn ze strzelbą pilnował, by nikt nie zbliżył się do ich terenu. Trwało to do soboty. Wtedy zobaczyliśmy, jak ta wioska, która wcześniej przypominała twierdzę, otwarła się na młodych i jak ci przeciwni temu wydarzeniu ludzie przyłączyli się do śpiewających i tańczących pielgrzymów!

Miesiąc po Światowych Dniach Młodzieży pojechaliśmy do Denver z delegacją z Watykanu, żeby podomykać niektóre sprawy. Otrzymaliśmy zaproszenie także od burmistrza. Do dziś pamiętam, jak podczas obiadu, ze łzami w oczach, myśląc o uczestnikach ŚDM, powiedział: „Daliście ogromny przykład miastu. Teraz bez was czujemy się samotni”. Widać, że nawet tam, gdzie tak trudno było zorganizować Światowe Dni Młodzieży, ostatecznie przez przykład młodych, którzy spotkali się, by razem się modlić i rozmawiać ze sobą, udało się zasiać coś niesamowicie dobrego.