Mistrz codzienności

Miłosz Kluba

publikacja 16.07.2016 04:30

Życiorys o. Wenantego Katarzyńca, franciszkanina konwentualnego, nie jest materiałem na film sensacyjny. Ale jako wzór rekomendował go sam św. Maksymilian Kolbe.

Mistrz codzienności zasoby internetu

Choć w biografii o. Katarzyńca brak spektakularnych wydarzeń, to właśnie jego o. Kolbe wybrał na patrona jednego ze swoich dzieł – „Rycerza Niepokalanej”. Zmarłemu niespełna rok przed wydaniem pierwszego numeru pisma współbratu późniejszy męczennik z Auschwitz poświęcił dość obszerne wspomnienie, w którym nazwał go m.in. wzorowym zakonnikiem, najzdolniejszym z kleryków oraz „dzielnym szermierzem M. I.”, czyli Rycerstwa Niepokalanej. Kiedy indziej powiedział o ojcu Wenantym, że „czyny zwyczajne wykonywał nadzwyczajnie”. – Zawsze mnie fascynowało, że gdy przyglądamy się życiorysom świętych, obok nich widzimy innych świętych – mówi o. Andrzej Zając OFM Conv, dyrektor Instytutu Studiów Franciszkańskich.

Wyjątkowo młody magister

Józef Katarzyniec (Wenanty to jego imię zakonne) urodził się 7 października 1889 roku w ubogiej, chłopskiej rodzinie w Obydowie niedaleko Lwowa. Rodzice wysłali go do studium nauczycielskiego, jednak już wcześniej Józef poczuł powołanie do życia zakonnego. Rok przed zakończeniem studium pojawił się na furcie franciszkańskiego klasztoru. Został jednak odesłany – miał skończyć szkołę, a w międzyczasie nauczyć się łaciny. Kiedy ponownie poprosił o przyjęcie do zakonu, wszyscy byli zaskoczeni, jak dobrze w ciągu zaledwie roku udało mu się ją opanować. – To była pierwsza próba, która pokazuje, jak bardzo mu na tym zależało – mówi o. Andrzej Zając. – On miał świadomość, że Bóg go wzywa i zrobił wszystko, by zostać franciszkaninem.

W nowicjacie Wenanty zgłębiał tradycję zakonu św. Franciszka – w krakowskim seminarium był jednym z założycieli koła naukowego Zelus Seraphicus. Święcenia kapłańskie przyjął w 1914 roku w bazylice św. Franciszka w Krakowie, a jego pierwszą placówką był klasztor w Czyszkach koło Lwowa. Mimo słabego zdrowia godzinami spowiadał. Współbraci i wiernych ujmował skromnością, ubóstwem, spokojem, uprzejmością. Przejawiał wielki szacunek dla reguły i konstytucji zakonnych – przestrzegał dokładnie najdrobniejszych przepisów. – Nie silił się na rzeczy nadzwyczajne, ale zawsze miał świadomość, że wszystko może stać się „miłą Bogu ofiarą”, jeśli jest pełnione z miłością i zaangażowaniem – zaznacza o. Zając. Chyba właśnie dlatego mimo młodego wieku już po roku o. Wenanty został wybrany na magistra nowicjatu we Lwowie. Najmłodszymi zakonnikami opiekował się przez cztery lata, jednocześnie pełniąc funkcję magistra kleryków, wykładowcy filozofii, łaciny i greki. Poza klasztorem głosił konferencje i rekolekcje, odwiedzał chorych w szpitalu.

Natychmiast święty

W 1917 roku zachorował na hiszpankę, z której jednak udało mu się wyleczyć. Później dosięgła go gruźlica i mimo wypoczynku w Hanaczowie, a potem w Kalwarii Pacławskiej (tam też spędzał dużo czasu w konfesjonale) jego stan się pogarszał. Zmarł 31 marca 1921 roku w opinii świętości. Pierwszym biografem o. Wenantego Katarzyńca został młodszy brat o. Maksymiliana – o. Alfons Kolbe. W „Ułomkach z życia o. Wenantego Katarzyńca, franciszkanina” zebrał on m.in. świadectwa braci, którzy krótko po śmierci o. Katarzyńca doświadczali cudów za jego wstawiennictwem. Jeden z nich nadwyrężył się w czasie ciężkiej pracy i z powodu bólu nie mógł chodzić. Modlił się wtedy, jak zanotował o. Alfons Kolbe: „Ojcze Wenanty, tyle mi o tobie naopowiadali, że cię już uważam za świętego. Jeżeli jesteś naprawdę w Niebie, to proszę cię, wstaw się za mną!”. Następnego dnia wstał z łóżka i razem z innymi udał się na wspólne modlitwy.

„Podaję do wiadomości, że moja koleżanka przez trzy miesiące leczyła się na oczy, a nic jej żadne lekarstwa nie pomagały. Nareszcie udała się z prośbą do o. Wenantego i po tygodniu otrzymała uzdrowienie oczu. Obiecała dać na Mszę Świętą dziękczynną, która została odprawiona u franciszkanów w Krakowie. Drugi przypadek dołączam. Moja bliska krewna dwa lata temu była u spowiedzi. Poleciłam ją o. Wenantemu i wyspowiadała się w czasie wielkanocnym. Wszystko to niech będzie na większą chwałę Bożą, Matki Najświętszej i na cześć o. Wenantego, którego opiece się polecam” – to świadectwo Zofia Listwan z Suchej (rok 1923, dwa lata po śmierci o. Katarzyńca), również zanotowane przez o. Kolbego.

Ojciec Wenanty działa dziś w sprawach mniejszych i większych. Ojciec Andrzej Zając wspomina, że jego postacią zachwycił się na początku swojej drogi zakonnej, często modlił się przy jego grobie w Kalwarii Pacławskiej. Od tej pory zaraża innych znajomością ze skromnym franciszkaninem – także swoją młodszą siostrę. – Kiedy ja byłem w nowicjacie, ona chodziła do szkoły podstawowej. Opowiedziałem jej o Wenantym, a ona postanowiła go „sprawdzić”, prosząc o pomoc na klasówce – ze śmiechem wspomina o. Zając. – Mnie zawsze załatwia miejsce parkingowe, o które w Krakowie nie jest łatwo – dorzuca.

Rycerze Niepokalanej

Przyjaźń o. Wenantego Katarzyńca z o. Maksymilianem Kolbem zaczęła się na wakacjach w Kalwarii Pacławskiej. Wspominając tamte dwa miesiące, o. Wenanty pisał później do młodszego o pięć lat przyjaciela: „Jakoś mi Ojciec przypadł wówczas do serca i zdawało mi się, że mamy jednakowe dążenia i porywy”. Połączyła ich przede wszystkim miłość do Maryi. Ojciec Wenanty natychmiast dołączył do tworzonej przez o. Kolbego Milicji Niepokalanej. Wspierał też ideę „Rycerza Niepokalanej”. W liście do o. Maksymiliana radził, by wydawanie pisma rozpocząć jak najszybciej.

Druku pierwszego numeru co prawda nie doczekał, ale gdy całe przedsięwzięcie stało pod znakiem zapytania, o. Kolbe przypomniał sobie obietnicę Wenantego, który zapowiedział, że „po śmierci zrobi dużo dla Zakonu”. Ojciec Maksymilian powierzył więc sprawę jego wstawiennictwu i ogłosił, że jeśli „Rycerz Niepokalanej” ukaże się w styczniu 1922 roku, będzie to zasługa o. Katarzyńca. Dlatego swoje wspomnienie o nim – właśnie w pierwszym numerze RN – kończył słowami: „Teraz, gdy już stoisz przed tronem Najwyższego i wstawiasz się za zbłąkanemi duszami, gdy słabość ciała nie stawia ci zapory w intensywnej pracy – spojrzyj! Oto bracia twoi urzeczywistniają twe gorące zamiary: pisemko, któregoś tak wyczekiwał, powstaje, aby dusze dla Niepokalanej zdobywać i przez Jej najczystsze ręce składać w miłością gorejącem Sercu Jezusa. Spojrzyj i zajmij się nim szczerze: wymódl pomyślny rozwój i bądź mu Patronem!”.

– Maksymilian Kolbe i w tym był człowiekiem uczciwym. Skoro prosił o wstawiennictwo o. Wenantego, to później uznał jego działanie. Ogłoszenie go patronem „Rycerza Niepokalanej” było dla niego oczywiste – komentuje o. Andrzej Zając. – Nam czasem takiej uczciwości brakuje – modlimy się o coś, a gdy to się stanie, przyjmujemy, że widocznie „tak miało być”.

Godność zwykłego życia

Ojciec Maksymilian Kolbe zbierał także materiały z myślą o procesie beatyfikacyjnym o. Katarzyńca. Rozpoczął się on dopiero w 1950 roku. W kwietniu 2016 roku dekret o heroiczności cnót zakonnika podpisał ojciec święty Franciszek.

Czy w XXI wieku zmarły 95 lat temu skromny franciszkanin, który swoją drogę do świętości widział w dokładnym przestrzeganiu zakonnych przepisów, ma jeszcze coś do „zaoferowania”? Zdaniem o. Andrzeja Zająca skrupulatność o. Wenantego może być odpowiedzią na panujące w dzisiejszych czasach autonomiczność jednostki i powszechny relatywizm. – Można odnieść wrażenie, że dziś każdy ma swoją prawdę. A prawda jest jedna – w Chrystusie – podkreśla o. Zając. Przekonuje, że proste i wierne podejście o. Wenantego do przepisów zakonnych, dokumentów Kościoła, a ostatecznie do Ewangelii jest bardzo potrzebne, ponieważ prowokuje do większej wiary i zaufania do Boga, a zakonnikom pomaga trwać w charyzmacie założycieli ich zgromadzeń.

– Ojciec Wenanty pokazuje, że takie postępowanie gwarantuje szczęśliwe życie, bo rezygnując ze swoich upodobań, pozwalamy Bogu działać cuda – mówi dyrektor ISF.

TAGI: