Skarb andyjskich Indian

Andrzej Kerner


publikacja 10.07.2016 04:30

– Jest nas za mało. Jeśli nie ma spowiedzi i Eucharystii, życie wiarą często umiera – przyznaje ks. Dariusz Flak, misjonarz naszej diecezji pracujący w Peru. Z dwoma innymi księżmi obsługuje około 110 wiosek.

Lama na drodze w Andach ks. Dariusz Flak
 Lama na drodze w Andach

Kapłani starają się być w każdej wioseczce raz w roku. – Zdarzają się takie sytuacje: przyjeżdżam i nikt nie przychodzi. Bo przez rok nikogo z nas, księży, nie było. A raz nawet zdarzyło mi się, że ludzie powiedzieli: proszę księdza, my dalej w Pana Jezusa wierzymy, ale przyszedł pastor tutaj i my już nie jesteśmy katolikami. Dla mnie to był największy szok i ból. Pracujesz, pracujesz, ale oddziaływanie jest za słabe – mówi ks. Dariusz. 
Cztery lata temu wyjechał na misje do Peru i pracuje w Andach, w diecezji Huancavelica. Kontynuuje pracę, którą ponad 30 lat temu zaczęli tam inni misjonarze opolskiej diecezji. Jest wikariuszem w parafii w Pampas i administratorem parafii Salcabamba. 


Fiesta 


Opolski misjonarz daleki jest od oceniania zwyczajów i obyczajów ludzi, wśród których żyje i pracuje. – Musimy zrozumieć kontekst kulturowy i ich mentalność. Jeśli będziemy patrzeć z wyższością, przyrównywać do naszych, polskich zwyczajów i przepisów kościelnych, wyczują to od razu i powiedzą: uszanuj nas, to ty do nas przyjechałeś – podkreśla ks. Flak.

Mówi szczególnie o słynnych fiestach, podczas których Peruwiańczycy (jak i inne ludy latynoskie) potrafią celebrować przez wiele dni święto patrona miasta albo uroczystość ku czci Matki Bożej. Krytykowana jest ich ludowość, powierzchowność i zabawowość. – Kiedy nadchodzi fiesta, życie zatrzymuje się na dwa tygodnie. Wszystko toczy się wokół tego. Wtedy kościół jest pełny. Tak świętują, że wydają wszystko, co przez rok zarobili. Można powiedzieć: po co, to nie ma nic wspólnego z religią. Ale to nie tak. Fiesta ma wiele wspólnego z ich przeżywaniem religii – tłumaczy misjonarz. 


Człowiek od Pana Jezusa


Sytuacja Kościoła na terenie diecezji Huancavelica jest zróżnicowana. W miasteczku Pampas praktykuje ok. 10 procent ochrzczonych. W każdej gminie na terenie duszpasterskim raz w miesiącu odprawiana jest Msza św., ksiądz spotyka się z wiernymi, chodzi do szkół. Ponieważ wspólnoty protestanckie są bardzo aktywne, zdarzają się takie sytuacje jak opisana na początku. Ale bywa także inaczej. 
– Przyjechałem do jednej wioski i widzę, że witają mnie jak papieża! Co się stało? Dwa lata nie było u nich księdza. Wszystko wtedy tam robiłem: chrzty, Komunie, bierzmowania. Zrobili wielkie święto! Msza na placu szkolnym, przed szkołą brama z kwiatów, dzieci rządkami stoją. Mikrofony! Powitania! Ofiary – kartofle, kukurydza etc. Co tam się działo! Więc jest ten szacunek, bo ksiądz przyjeżdża. Do spowiedzi może nie przyjdą wszyscy, często z poczucia niższości, uniżenia, że nie są godni sakramentu. Ale do błogosławieństwa – wszyscy! Bo to jest moc. Wiedzą, że ten człowiek jest od Pana Jezusa. To im daje do myślenia, że przyjechał z daleka, żeby być z nimi. Zostawił swój świat, więc coś w tym musi być – opowiada ks. Dariusz Flak.

W niedzielę z braćmi


Ksiądz przez pierwsze lata kapłaństwa pracował w Sławięcicach i w opolskiej katedrze. – Na początku żałowałem, że nie wyjechałem wcześniej na misje. Ale dzięki temu, że dziewięć lat pracowałem w naszej diecezji, mam tu wiele osób życzliwych, znajomych, które wspierają nas i modlą się – mówi misjonarz. Prosi, żeby na łamach „Gościa” podziękować wiernym w parafiach, które odwiedził w tym roku w czasie urlopu, za wsparcie andyjskich misji. – Dzięki tym pieniądzom budujemy kościoły, kaplice, plebanie. To tam zostanie. Peruwiańczycy choćby tylko z tego powodu mają dla nas szacunek. Oni są jakby skazani na te nasze pieniądze, jeśli chodzi o budownictwo sakralne. Diecezja Huancavelica nie byłaby w stanie tego sama zrobić – mówi ksiądz Flak i szczerze dodaje, że misjonarze z Polski po prostu nie daliby rady mieszkać w takich warunkach jak andyjscy Indianie. Opowiada, że siłą do pracy jest wspólnota polskich księży misjonarzy. – Nie chciałbym pracować sam. W niedzielę wieczór spotykamy się w gronie kolegów, polskich misjonarzy pracujących na tym terenie. To jest święto! Siedzimy do późnego wieczora, wygadamy się. Tam doceniłem siłę autentycznej wspólnoty kapłańskiej. A przecież każdy z nas jest inny. I każdy nienormalny, bo normalni nie wyjeżdżają – śmieje się misjonarz. – Każdy ksiądz na tym terenie jest skarbem – dodaje poważnie. 


Bieda, narkotyki, puste wioski


W Andach ludzie żyją z uprawy ziemniaków, kukurydzy, hodowli owiec, krów i świń. – To ludzie bardzo serdeczni, prości, ubodzy. Nigdy złego słowa od nich nie usłyszałem. Rodziny są liczne, ale jeśli mają krewnych w większych miastach, to po ukończeniu szkoły nastolatki uciekają z górskich wiosek.

Już w niektórych nie ma kto pracować, bo zostali tylko starsi – opowiada ks. Dariusz Flak. Teren Pampas i Salcabamba to strefa podwyższonego ryzyka, kontrolowana przez wojsko, z oddziałem szybkiego reagowania. Chodzi o przemyt narkotyków. – Chwytają tylko tych biednych Indian, którzy próbują coś przenieść w plecakach. Ale główny handel i tak idzie samolotami. Świetlisty Szlak, dawna partyzantka 
maoistyczna, dziś stał się „państwem w państwie”, ma swoje strefy strzeżone przez własnych żołnierzy, na których uprawiają narkotyki, prowadzą swoje interesy. Nikt się w to nie wtrąca – mówi opolski misjonarz. 


Misjonarz się uczy


– Praca w Peru dała mi możliwość spojrzenia na Kościół z innej perspektywy. My siłą rzeczy patrzymy z perspektywy polskiej, często opolskiej. Wyjeżdżasz tam i widzisz: Polska to nie wszystko. Tam też są ludzie wierzący, ale inaczej oceniający rzeczy, kompletnie inaczej funkcjonujący. To misjonarza otwiera. Bo nie możesz oceniać. Byłoby to nieuczciwe. Ile lat trzeba byłoby być w Peru, żeby mieć odwagę oceniania tamtejszej sytuacji? – pyta ks. D. Flak. I dodaje: – Doświadczenie tego, że jestem Ślązakiem, pomogło mi w otwarciu na inność świata, do którego pojechałem. To, że nasza historia i losy były i są tak skomplikowane, wielokulturowe, ułatwiło mi zaakceptowanie inności, pokorę wobec odmienności. Mam szacunek dla ludzi totalnie innych.