Przejmujemy to miasto

Marcin Jakimowicz

publikacja 07.07.2016 04:30

W imieniu Jezusa przejmujemy tę ziemię – słyszę pod sklepikiem z dopalaczami. Ciarki na plecach. Wariaci. Albo chrześcijanie.

– Rok temu Bóg uratował mi życie. Wszystko nabrało kolorów  – słyszę od Karoliny w jej zakładzie fryzjerskim. Henryk Przondziono /foto gość – Rok temu Bóg uratował mi życie. Wszystko nabrało kolorów – słyszę od Karoliny w jej zakładzie fryzjerskim.

Pabianice. Typowy szarobury osiedlowy pawilon handlowy. Graffiti Widzewa Łódź. Parno jak w tropiku. Szybkimi krokami nadciąga burza. Będzie lało.

Pod nieoznakowanym sklepikiem na Brackiej 29 zbiera się ekipa. Przychodzi ks. Michał Misiak. Jest w sutannie. Bierze do ręki mikrofon i bez obciachu głośno zaczyna przyzywać mocy Ducha Świętego. Ekipa szturmowa wyciąga różance. – Nie jesteśmy tu, by przeklinać kogokolwiek, ale by błogosławić – wyjaśnia kapłan odpowiedzialny za wiele ewangelizacyjnych akcji. Dziś świętuje 8. rocznicę święceń. Właśnie wrócił z pogrzebu, a wieczorem czeka go „spacer uzdrowienia”. Będzie chodził wokół kościoła św. Mateusza, a każdy, kto tylko zechce, będzie mógł podejść, zagadać czy wyspowiadać się. W tym samym czasie w kościele będzie trwała modlitwa wstawiennicza. – Zawsze przychodzą ludzie i czasami wychodzimy koło pierwszej w nocy – słyszę od członków wspólnoty.

Wojownicy

– Panie, przyjdź do nas, swoich wojowników. Jesteś miłośnikiem życia, stań w obronie słabych, grzesznych, upodlonych przez szatana. Przyjdź do tych czterech chłopaków, którzy tu pracują 24 godziny na dobę w biznesie śmierci. Dotknij ich serc woła ks. Michał. W czasie modlitw padają konkretne nazwiska: „Przyjdź do tych, którzy odpowiadają za produkcję i rozprowadzanie dopalaczy na terenie kraju”.

Ludzie z okolicznych bloków ciekawie wyglądają przez okna. Przechodnie, słysząc głośne modlitwy, przystają zaciekawieni. Są jednak spłoszeni i nie mają odwagi przyłączyć się do grupy. Niektórzy spoglądają na ten szturm modlitewny z wysokości balkonu. Grupa podnosi do góry ręce i woła: „Jesteśmy tu w imieniu Jezusa Chrystusa. Obmywamy ten teren Jego krwią”. Pod sklepikiem płynie Koronka do Bożego Miłosierdzia.

W dokumencie „Ojciec światłości”, ukazującym potężne działanie Ducha Świętego w świecie, jest scena, która za każdym razem wywołuje u mnie ciarki. Chrześcijanin przychodzi do szamana, który sieje grozę w południowych Indiach (rzuca na innych zaklęcia, przerażeni ludzi szepczą, że prawdopodobnie składa ofiary z niemowląt). Ewangelizator, przekraczając progi jego gospodarstwa, na „dzień dobry” rzuca: „W imieniu Jezusa przejmuję twoją ziemię”. Szaman chowa się w chatce i nie ma odwagi wyjść. Następnego dnia pakuje manatki i ulatnia się.

Tę scenę przypomniałem sobie w Pabianicach, gdy ewangelizatorzy wołali: „W imieniu Jezusa przejmujemy to miasto, obmywamy je krwią Syna Bożego”, a na końcu zwracali się, jak sami powiedzieli, do swojego przyjaciela archanioła Michała.

Wielka ściema

Dopalacze zwane są „chemicznym Frankensteinem”. Zawierają w sobie chemiczne świństwa; trujące pestycydy, ołów i rtęć. W niektórych znajdywano nawet kruszone szkło czy (jak u producenta w Elblągu) trutkę na szczury. Ponieważ nie wiadomo, jakie substancje się w nich znajdują, osobom, które je zażyły, trudno udzielić skutecznej pomocy medycznej.

To produkty, które łączy wspólna cecha: zawierają substancje psychoaktywne działające na układ nerwowy w podobny sposób do dotychczas znanych narkotyków. Łatwo można je przedawkować, co prowadzi do poważnych konsekwencji dla zdrowia fizycznego i psychicznego, a nawet do śmierci. Już sam moment sprzedaży jest czystą kpiną: choć na ich opakowaniach widnieje napis: „Produkt nie jest przeznaczony do spożycia”, właśnie z taką intencją jest sprzedawany. Substancje zawarte w dopalaczach nie znajdują się w wykazach substancji kontrolowanych prawem, a producenci wytwarzają coraz to nowe środki zaraz po tym, jak poprzednie ich wersje zostaną zabronione.

W Łódzkiem trudno znaleźć miasto, w którym w pobliżu szkół nie działałby sklep z dopalaczami. Dyrektorzy stawiają na prewencję. Uczniowie w czasie przerw nie mogą wychodzić na zewnątrz. Przynajmniej w czasie zajęć są chronieni. – To walka z wiatrakami – opowiada Małgorzata Sumińska, powiatowy inspektor sanitarny w Pabianicach. – Mechanizm, który wykorzystują sprzedawcy tzw. środków zastępczych, jest od lat taki sam. Zamykamy jeden podmiot gospodarczy, który sprzedaje dopalacze, pobieramy próbki i wysyłamy do analizy. W tym samym czasie powstaje kolejna spółka, która działa czasem nawet pod tym samym adresem, w pomieszczeniu obok. Procedura zaczyna się od nowa.

10 proc. szans na przeżycie

– Co wy możecie zrobić? Najwyżej się pomodlić słyszę często o akcjach podobnych do tej, którą zainicjował ks. Misiak. Tacy ludzie nie wiedzą, co mówią.

Dostaliśmy niedawno cynk, że chłopak po dopalaczach trafił do szpitala w Pabianicach – opowiada mi pod sklepem z dopalaczami ks. Michał. – A ponieważ mamy ekipę, która modli się regularnie w szpitalu, nasi ludzie poszli na oddział. Adam leżał na OIOM-ie. Dawano mu 10 proc. szans na przeżycie. Ludzie ze wspólnoty zaczęli się modlić nad tym umierającym chłopakiem. Nagle on zaczął oddychać i poruszać się. Okazało się, że został uzdrowiony! Adam przyjął Jezusa jako Pana i Zbawiciela. „Chcesz spotkać się z księdzem?” – zapytali go ewangelizatorzy. „Tak!” – odpowiedział. Wyspowiadałem go wczoraj. Pierwszy raz po 10 latach wyznał swe grzechy. W czasie modlitwy Bóg dał mi słowo z Księgi Przysłów: „Upadek w ciele jest początkiem wzrostu duchowego”. Rozmawialiśmy o tym... Po spowiedzi Adam powiedział: „Uciekłem do Anglii, zostawiając dziewczynę z dzieckiem. Chcę zabrać ich ze sobą i zaopiekować się nimi”. Będzie ślub? Zobaczymy!.

Przypadek?

Zanim ruszyliśmy na modlitwę pod sklep z dopalaczami, wybraliśmy się do fryzjera. Nie po to, by się obciąć. Żeby pogadać. – Dlaczego nazwałaś swój zakład „Maksymilian”? – pytam Karolinę, właścicielkę salonu. – Jak to dlaczego? Od ojca Kolbego! Przecież to w naszym parafialnym kościele, kilkaset metrów stąd, miał widzenie, w którym mógł wybrać korony: czystości lub męczeństwa. Pisałeś o tym w „Gościu” w tekście „Mistycy w piaskownicy”. No tak bąkam zdumiony. Pisałem.

Z głośników sączy się muzyka medytacyjna śpiewana przez Mocnych w Duchu, grupę łódzkiej Odnowy spotykającą się przy kościele ojców jezuitów. Obok stosik gazet z „Gościem Niedzielnym” na wierzchu. Czym różni się ten salon od innych? Karolina dyskretnie modli się za ludzi, których strzyże. Studiowała architekturę, ale fryzjerstwo jest jej wielką pasją.

Bóg uratował mi życie – zaczyna opowieść. Byłam uzależniona od marihuany, a On dał mi całkowitą wolność, sens życia. Ten salon fryzjerski też dostałam od Niego. Moje nawrócenie zaczęło się niezbyt sielankowo. Byłam zanurzona w świecie New Age. Prenumerowałam „Wróżkę”. Chłonęłam takie klimaty. Gdy mój synek Filip Maksymilian miał dwa latka, zaczął straszliwie płakać w nocy. Zawsze około trzeciej. Byliśmy wykończeni, bo powtarzało się to regularnie. Wówczas moja znajoma powiedziała: „To problem duchowy. Idź do księdza”. I tak rozpoczęło się moje wracanie do Kościoła. Weszłam do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Wszystko nabrało kolorów. Wzięliśmy ślub, ochrzciliśmy syna. Dziś nie wstydzę się opowiadać o wierze. W czasie pracy zaczynamy z klientkami w sposób całkowicie naturalny rozmawiać o Bogu. Temat wiary stał się dziś tabu, czymś wstydliwym. A ludzie naprawdę chcą słuchać o tym, jaki On jest dobry! Dokonuje cudów. Skoro uratował mnie, może uratować też innych. Wierzę w to. Dlatego jadę zaraz modlić się pod sklep z dopalaczami.

Sami jesteście modele

Budka z dopalaczami na Brackiej. Przychodzę tu, bo wierzę w cud opowiada mi ks. Misiak. Tu wyrastał o. Kolbe. Jego rodzina była uboga, nie było jej stać na posłanie syna do szkoły. I wówczas zdarzył się niezwykły epizod. Ponieważ mały Rajmund Kolbe często służył do Mszy, oswajał się z łaciną. A miał bystry umysł. Gdy jego chora mama miała wykupić w aptece leki, posłała syna. Recepta zapisana była łacińskimi nazwami, a chłopak nauczył się ich na pamięć w drodze do apteki. Gdy wyrecytował jak z nut trudne słówka, zdumiony aptekarz zapytał: „Skąd znasz te nazwy?”. „Nauczyłem się ich po drodze”. Farmaceuta zawołał jego matkę i powiedział: „Chciałbym opłacić edukację tego chłopca”.

Dorosły Kolbe oddał życie za grzeszników opowiada ks. Michał. Jego przykład uczy mnie, by wyrzucić z serca osądy, pozbyć się złości. Jezus mnie upomina. Miałem jechać kiedyś do domu właściciela sklepu z dopalaczami i modliłem się o światło. Dostałem wówczas słowo: „Nie uciskaj w bramie biedaka dlatego, że jest biedakiem”. Zrozumiałem, że to oni są biedni i ubodzy, a ja nie mogę im jeszcze dokładać. Zawsze wychodzę do takich ludzi z miłością. Ale też z prawdą. Nie boję się wymieniać konkretnych nazwisk ludzi, którzy robią ciemne interesy. Nie boję się procesu sądowego.

Opowiem o jednej akcji. Wchodzę w sutannie do sklepiku z dopalaczami. Sprzedawca, student, zbaraniał. „O co księdzu chodzi? W czym problem?” „Przyszedłem się z wami spotkać, pogadać”. „Mamy tu jedynie modele do sklejania”. „Wiecie, że się za was modlę?” „Tak, wiemy”. „Ale wiecie, że modlę się, żeby w końcu zamknęli wam ten sklep i cały interes?” „Wiemy”. Nagle wychodzi ochroniarz. „Szczęść Boże – podałem mu rękę. Za pana też się modlę”. „Tak?” zgłupiał. „Tak. Żeby był pan dobrym ojcem i mężem. I by pan dawał innym szczęście, a nie śmierć”. „Ależ księże, ja śmierci nie daję!”

Na to wychodzi jeszcze dwóch ochroniarzy. A potem kolejni chłopcy. „Pięciu chłopaków i trzech ochroniarzy sprzedaje modele do sklejania? Po to ta ściema” – rzuciłem. Chłopcy, sami jesteście modelami i trzeba was posklejać. Pan Bóg sobie z tym poradzi, tylko zaufajcie Mu”. I zacząłem im opowiadać o tym, że Bóg ich kocha. Pospuszczali głowy. Słuchali w napięciu tego kazanka. „Wrócę tu jeszcze do was. Jesteście głodni? Mogę wam przynieść jakieś jedzenie”. „Nie, dzisiaj nie jesteśmy głodni ”

Kończy się modlitwa pod sklepikiem. „Panie, wołamy do Ciebie, aby Pabianice nie były miastem śmierci. By demony nie panoszyły się na ulicach. Ogłaszam zwycięstwo Jezusa Chrystusa w Pabianicach” woła ks. Misiak. „Dzięki Ci, Jezu, za wszystkich, którzy zostają teraz uwolnieni. Za tych chłopaków, którzy przestali brać dopalacze: za Sebastiana, za Adama Dzięki, że teraz, w czasie naszej modlitwy, nikt nie kupił tego świństwa. Że to było pół godziny bez śmierci!”

Czarne chmury, które nadciągały nad miasto, rozmyły się, rozpierzchły. Burza przeszła bokiem.