Mistycy w piaskownicy

Marcin Jakimowicz

publikacja 25.06.2016 06:00

Mała Mała Tereska, mała Teresa Wielka, Kasia ze Sieny i Helenka Kowalska.  Janek Bosco, Franek Forgione (późniejszy o. Pio) i Rajmund Kolbe. Już jako brzdące rozmawiali z Bogiem o najważniejszych sprawach pod słońcem.

Janowi Bosco życiową misję Pan Bóg objawił, gdy przyszły święty miał 10 lat. Św. Teresa z Lisieux od dziecka marzyła o klasztorze.  Św. Maksymilian Maria Kolbe pierwsze doświadczenie mistyczne przeżył jako 5-latek. canstockphoto; Monika Augustyniak, henryk przondziono /Foto Gość Janowi Bosco życiową misję Pan Bóg objawił, gdy przyszły święty miał 10 lat. Św. Teresa z Lisieux od dziecka marzyła o klasztorze. Św. Maksymilian Maria Kolbe pierwsze doświadczenie mistyczne przeżył jako 5-latek.

Ich zażyłość z niebem zawstydzała otoczenie i wprawiała je w zakłopotanie. Już jako dzieci mieli znakomity kontakt z Bogiem, a często to właśnie wtedy poznawali swą życiową misję.

Tron nad dachem

„Uspokój się! walczyłem przed laty z Łukaszem, który nie mógł w spokoju dotrwać do końca Mszy Świętej. Gdy Katarzyna ze Sieny była w twoim wieku, na dachu kościoła ujrzała kiedyś samego Jezusa”. „I co? – zainteresował się mój syn. – Poprosiła Go o moc zamrażania wszystkiego dookoła?”. Zgłupiałem. A potem dałem za wygraną.

Siena, perła Toskanii. Promienie słońca ślizgają się po prążkowanej, czarno-białej katedrze. Nieopodal w gigantycznej bazylice San Domenico tłumy turystów przyglądają się relikwiom św. Katarzyny ze Sieny. To właśnie nad potężnym dachem kościoła św. Dominika 6-letnia Caterina ujrzała coś, co radykalnie odmieniło jej życie. Na szczycie świątyni zobaczyła potężny tron. Siedział na nim Jezus. Po roku siedmiolatka ślubowała Mu dozgonną wierność i zachowanie dziewictwa.

„Podniósłszy oczy, zobaczyła naprzeciwko ponad szczytem kościoła Braci Kaznodziejów w powietrzu przepiękną komnatę, po królewsku urządzoną, w której Zbawiciel świata Pan Jezus Chrystus siedział na królewskim tronie. Odziany w pontyfikalne szaty, na głowie miał tiarę, to znaczy monarszą i papieską mitrę. Byli przy nim książęta Apostołów Piotr i Paweł, a także Ewangelista Jan. Gdy to zobaczyła, stanęła zdumiona i nie odrywając wzroku od Zbawiciela, wpatrywała się w Niego szeroko otwartymi oczami, pełnymi miłości. On zaś, który po to się tak cudownie ukazał, by miłosiernie wzbudzić jej miłość ku sobie, skierował ku niej oczy swego majestatu i uśmiechając się przyjaźnie, wyciągnął prawą rękę ku Niej i zwyczajem przełożonych uczynił znak krzyża, udzielając jej daru swego wiecznego błogosławieństwa. Z miejsca porwana w zachwycie i przemieniona w Tego, którego z miłością oglądała, zdawała się nieświadoma drogi ani nawet siebie” pisał w żywocie świętej Rajmund z Kapui.

Urodziła się 25 marca 1347 roku jako 24. dziecko w rodzinie. Siena była wówczas miastem większym od Paryża czy Londynu. Jako kilkulatka nosiła w sobie tajemnicę, której nie rozumiało jej najbliższe otoczenie. Od najmłodszych lat zdumiewała i przerażała rodziców. Pościła, umartwiała się, biczowała, spędzała długie godziny na rozmowie z Jezusem. Nie pomagały fortele rodziny, by wywieźć ją „do wód”. Modliła się w kaplicy, którą urządziła w rodzinnym domu, i w gigantycznej bazylice św. Dominika. Kiedyś w czasie snu ujrzała patrona świątyni, który wręczał jej dominikański habit. Jako pięciolatka nauczyła się modlitwy „Ave Maria” i często ją powtarzała. „Z niebieskiego natchnienia zaczęła, wchodząc czy schodząc ze schodów, na każdym stopniu klękać i pozdrawiać Błogosławioną Dziewicę. Wyznała mi to w tajemnicy na spowiedzi, kiedy nadarzyła się okazja” wspominał Rajmund z Kapui.

Sen mara, Bóg wiara?

Spacerował po linie, wdrapywał się na drzewa, przeżył wiele zamachów na swoje życie, a jego działalność wielokrotnie była torpedowana. Doprowadzał do furii masonów z Turynu.

Hasło: „Jan Bosco”. Odzew: „Młodzież”. To pierwsze skojarzenie. I słusznie. Założyciel salezjanów stworzył nowy model wychowania, które dotąd oparte było przede wszystkim na systemie surowych kar. O swej życiowej misji dowiedział się jako dziesięciolatek. W czasie snu. „Bóg w widzeniu sennym objawił mi moją misję” opowiadał twórca oratorium pod Turynem. Podobnych proroczych snów miał zresztą więcej.

W śnie na rozległej łące zobaczył tłum chłopców. Jedni bawili się, wybuchali śmiechem, inni przeklinali. Mały Janek rzucił się na tych ostatnich z krzykiem, chcąc ich uciszyć. I wtedy – jak wspominał ukazał mu się mężczyzna. Jego twarz jaśniała. Kazał mu stanąć na czele tej czeredy. „Nie biciem, ale łagodnością i miłością będziesz musiał pozyskać sobie nowych przyjaciół” wyjaśnił. Chłopczyk na chwilę posmutniał, bo poczuł się kompletnie niezdolny do wykonania zadania, ale mężczyzna pokazał mu nauczycielkę, pod okiem której miał poznać Bożą pedagogikę.

Do końca życia Jan Bosco był całkowicie oddany Maryi. Jako dziecko nie mógł usiedzieć w miejscu. Widząc, jak wielkim zainteresowaniem cieszą się występy kuglarzy i cyrkowców, w wolnym czasie szedł do miejsc, gdzie ci popisywali się swoimi sztuczkami, i zaczynał ich naśladować. A potem zbierał sąsiadów i zabawiał ich w niedziele i świąteczne popołudnia, przeplatając swoje kuglarskie popisy modlitwą, pobożnym śpiewem i „kazaniem”, które wygłaszał. Miał fenomenalną pamięć, więc niczym dyktafon odtwarzał homilie usłyszane w kościele.

Idziemy, by ucięli nam głowę!

Przed kilkoma miesiącami zachwyciły mnie słowa Billa Johnsona, który wołał: „Bóg i ja stanowimy większość”. Cytował Teresę Wielką, która to hasło uczyniła dewizą swojego życia. Kiedyś, gdy była w prawdziwych tarapatach i zaczynała wpadać w panikę, Jezus powiedział jej wprost: „Uspokój się, kobieto małej wiary. Wszystko idzie jak najlepiej”. „Zajmij się Mną, a Ja zajmę się tobą” – usłyszała Teresa z Avila od samego Jezusa. I przejęła się tymi słowami.

„Było nas trzy siostry i dziewięciu braci karmelitanka wspominała swoje dzieciństwo. Z jednym z braci, najwięcej zbliżonym do mnie wiekiem, czytywaliśmy razem żywoty świętych. Czytając o mękach, jakie wycierpieli dla Boga, myślałam, jak tanim kosztem kupili sobie szczęście dostania się do nieba i cieszenia się Bogiem; zapalałam się pragnieniem poniesienia śmierci podobnej, nie żebym dla Boga tak wielką miłość czuła, ale iż pragnęłam taką krótką drogą nabyć sobie te wielkie dobra, które święci posiadają w niebie. Wspólnie więc z tym bratem moim naradzaliśmy się, jakim sposobem moglibyśmy ten cel osiągnąć. Umawialiśmy się, że pójdziemy, żebrząc po drodze dla miłości Bożej, do kraju Maurów, aby tam ucięli nam głowę; i zdaje mi się, że odwagę do tego, choć w tak młodym wieku, Pan nam dawał dostateczną, gdybyśmy tylko tam dostać się mogli”.

Ponieważ rodzina zwęszyła, co się święci, niedoszli męczennicy zostali zawróceni do domu. „Widząc, że niepodobna puszczać się w kraje dalekie, kędy by nam życie odebrano dla Boga, postanowiliśmy zostać pustelnikami; w ogrodzie, który był przy domu naszym pisała Teresa próbowaliśmy, jak umieliśmy, budować pustelnie, kładąc kamyki jeden na drugim, które jednak zaraz nam się rozsypywały i tak żadną miarą nie mogliśmy trafić na sposób uskutecznienia naszego zamiaru. Bawiąc się z innymi dziewczynkami bardzo lubiłam budować klasztorki, jak gdybyśmy były zakonnicami. I zdaje mi się, że pragnęłam zostać zakonnicą, choć nie tak gorąco tego pragnęłam jak tamtych rzeczy, o których wyżej mówiłam”.

Jak stygmatyk nauczył się modlić

Nie zabiegał o sławę, a jednak popularności mogą mu pozazdrościć gwiazdy rocka. Doczekał się gazety, a nawet własnej telewizji. Pojawiał się w dwóch miejscach naraz, jego stygmaty pachniały liliami.

Zanim rankiem 20 września 1918 roku otrzymał krwawe ślady męki („Dostałem nagle wielkich dreszczy po całym ciele. Potem nastał spokój i zobaczyłem naszego Pana w postawie jak na krzyżu, choć miałem wrażenie, że nie było krzyża, skarżącego się na brak wzajemności u ludzi), jako 5-latek przeżył pierwsze doświadczenie mistyczne, w czasie którego Jezus zaprosił chłopca do udziału w swej ofierze. W czasie wizji ujrzał Serce Chrystusa. Jezus uczynił znak, by chłopak się do Niego zbliżył, a potem położył swą dłoń na jego głowie, potwierdzając, że chętnie przyjmie jego dar z siebie i wolę poświęcenia się Jego miłości.

Wielokrotnie Francesco z Pietrelciny miewał w czasie snu przerażające wizje demonów. Męczyły go tak bardzo, że musiał spać przy zapalonym świetle. Mały Franciszek Forgione uciekał się wówczas do Anioła Stróża, z którym bardzo się zaprzyjaźnił. Nazywał go po latach „towarzyszem dzieciństwa”. „Osobistości z nieba nie przestają mnie odwiedzać i dawać mi odczuć przedsmak upajającego szczęścia świętych” pisał w jednym z listów.

Koledzy zapamiętali, jak pewnego dnia chłopczyk – sądząc, że nadprzyrodzona rzeczywistość, którą widzi, jest również dostrzegalna dla innych – zawołał zdumiony: „Jak to? Nie widzicie Madonny?”.

Kapucyn często opowiadał historię, gdy jako mały chłopak poszedł z ojcem do pewnego włoskiego sanktuarium. Tłum rozmodlonych Włochów zamarł, gdy do kościoła weszła uboga kobiecina ze sparaliżowanym synkiem na rękach. Podeszła do obrazu czczonego w kościele świętego i zaczęła krzyczeć na całe gardło: „I co? Ładnie to tak? Jestem wdową, nie mam żadnych środków do życia, a teraz jeszcze ta choroba syna. Ty to masz dobrze – pogroziła świętemu – siedzisz sobie beztrosko w niebie, a ja tu ginę. Mam dość!!! Albo uzdrowisz mi dziecko, albo weź je sobie!” – ryknęła na cały kościół. Ludzie z dezaprobatą pokręcili głowami: przesadziła. Tymczasem położony na ołtarzu sparaliżowany chłopak poruszył się, a po chwili zeskoczył na ziemię zdrowy. „To wtedy - opowiadał po latach Stygmatyk - nauczyłem się modlić”.

Chcę iść do piekła!

Przed śmiercią obiecała, że gdy trafi do nieba, stanie się złodziejką wykradającą Bogu to, co najlepsze. Przypisywane jej przed kanonizacją cuda przekroczyły liczbę 4 tysięcy. „Wiem, że cały świat będzie mnie kochał” zapowiadała. Idąc „małą drogą”, realizowała plan maksimum. Już gdy była małą dziewczynką i mówiono jej, że może wybrać z koszyka barwne wstążki do zabawy, odpowiadała: wybieram wszystkie!

„Od trzeciego roku życia nigdy nie powiedziałam Bogu: nie” wyznała kiedyś. Biografowie Teresy Martin zgodnie piszą, że dziewczynka była niezwykle dojrzała duchowo. Szczęśliwe dzieciństwo brutalnie odeszło wraz ze śmiercią matki (Zelia Martin zmarła z powodu nowotworu). Tereska pisała: „Długo stałam przed otwartą trumną. Nigdy przedtem tego nie widziałam, a mimo to rozumiałam”. To wyznanie jest znakomitą metaforą jej dzieciństwa. Dziewczynka utraciła przebojowość i stała się cicha, wycofana, zamknięta w sobie. Nadwrażliwa. Ten długi okres (bo trwający niemal 9 lat) nazwała „najbardziej bolesnym w życiu”. Głęboko czuła, kto może wypełnić jej największą tęsknotę. Od dziecka nosiła tajemnicę: marzyła o klasztorze.

Pewnego dnia, gdy najbliżsi opowiadali kilkulatce o pięknie raju, przytuliła się do mamy i życzyła jej śmierci. „Ach, jakże chciałabym, byś umarła!”. Jak możesz tak mówić? – zdumiała się rodzina. „Przecież w ten sposób będziesz mogła pójść do nieba! Zawsze mi mówisz, że aby tam pójść, trzeba umrzeć!”.

Gdy jako dziewczynka usłyszała opowieść o piekle miejscu, w którym nikt nie kocha Boga, zawołała: „Jakże to smutne przebywać w takim miejscu. Chcę iść do piekła, by jako jedyna kochać w nim Boga”. Cała Tereska

Chcę obydwie

„Łaskę powołania do życia zakonnego czułam od siedmiu lat; w siódmym roku życia usłyszałam pierwszy raz głos Boży w duszy, czyli zaproszenie do życia doskonalszego” – notowała w swym „Dzienniczku” największa polska mistyczka. Helenka Kowalska urodziła się 111 lat temu, jako trzecie z dziesięciorga dzieci, w rolniczej rodzinie z Głogowca. Do szkoły chodziła niecałe 3 lata. Już jako dziecko miała niezwykle zażyłą relację z niebem. Nie mogła doczekać się swej Pierwszej Komunii Świętej. Przyjęła ją jako dziewięciolatka. „Nic już więcej mi do szczęścia nie potrzeba” – opowiadała.

W czasie procesu beatyfikacyjnego watykańscy eksperci pamiętają o słowach Tertuliana, że chrześcijaninem nikt się nie rodzi, ale nim się staje. Za każdym razem bada się szczegółowo proces dojrzewania do wiary, a w przypadku procesu męczenników zbiera się jak najwięcej informacji na temat okoliczności ich śmierci i motywów, jakimi kierowali się zabójcy.

Czy hitlerowcy wrzucili o. Maksymiliana Kolbego do celi śmierci powodowani nienawiścią do Kościoła? Tak – orzekła watykańska komisja. Trafił do Auschwitz 75 lat temu. Wielki orędownik Niepokalanej zginął w wigilię uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Dziesięcioletni Rajmund (takie imię otrzymał na chrzcie w Zduńskiej Woli) miał wizję Maryi, która wyjaśniła mu, jakie będzie jego powołanie. „Prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mną będzie... wspominał później w swym pamiętniku. Wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Spytała, czy chcę tych koron; biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę dwie”.

TAGI: