Prymas. Dlaczego błogosławiony?

Ewa K. Czaczkowska

publikacja 26.06.2016 06:00

O świętości prymasa Stefana Wyszyńskiego nie świadczą jego historyczne czyny, choć w nich także, jak w codzienności, ona się wyrażała.

Prymas. Dlaczego błogosławiony? reprodukcja Henryk przondziono /foto gość

Niedawno minęło 35 lat od śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego. Od 27 lat trwa jego proces beatyfikacyjny. Obecnie jest na dobrym etapie, który daje nadzieję, że w niedługim czasie prymas zostanie ogłoszony błogosławionym. 35 lat to wystarczająco długi okres, by zobaczyć postać w całej pełni, bez emocji, pojawiających się zawsze, gdy rzecz dotyczy osoby wybitnej, przed którą Bóg postawił wielkie zadania. Przyznaję, że im dłużej zajmuję się postacią prymasa, tym silniej jestem przekonana, że zasługuje on na beatyfikację. Myślę też, że jako patron jest dzisiaj Polsce bardzo potrzebny. Potrzebny jako punkt odniesienia w przeżywaniu wolności indywidualnej, ale także społecznej i narodowej, o którą przez ponad 30 lat zabiegał; w rozeznawaniu, co składa się na naszą tożsamość. Oczywiście przekonanie czy kult, jakkolwiek byłby on szeroki społecznie, nie zdecyduje o wyniesieniu na ołtarze, dopóki nie zostaną spełnione wszystkie procedury beatyfikacyjne – z najważniejszym: uznaniem cudu, który dla nas, śmiertelników, jest znakiem nieba, potwierdzającym świętość sługi Bożego.

A świętość kard. Wyszyńskiego, jak twierdzi o. prof. Zdzisław Kijas OFM Conv, relator w procesie kanonizacyjnym prymasa, „realizowała się przez dobre życie w tych miejscach, w których postawił go Pan Bóg, i wierne realizowanie tych zadań, jakie zostały mu wyznaczone”. Mówiąc inaczej, prymas nie zostanie beatyfikowany za to, że przeprowadził Wielką Nowennę i Milenium Chrztu Polski, że skutecznie bronił wiary i Kościoła zagrożonego polityką komunistycznego państwa. Nie za to, choć jednocześnie o wszystkich tych zewnętrznych działaniach decydowały motywacje i cnoty, które składały się na rys świętości sługi Bożego.

„Rozum ufa, wola jest poddana”

Najważniejszym rysem świętości prymasa Stefana Wyszyńskiego było dążenie do złączenia własnej woli z wolą Boga. Wyszyński miał powołanie kapłańskie od dziecka, ale swoje miejsce w Kościele widział w roli księdza publicysty, działacza społecznego i wykładowcy katolickiej nauki społecznej. To było jego pragnienie i dążenie. Nie chciał być ani biskupem, a tym bardziej prymasem Polski. W 1946 roku do przyjęcia nominacji na biskupa lubelskiego musiał go przekonywać kard. August Hlond, a w 1948 roku do objęcia arcybiskupstwa Warszawy i Gniezna oraz prymasostwa – kard. Sapieha, przypominając, że papieżowi się nie odmawia. Jeszcze po wielu latach prymas wypominał sobie, że próbował stawiać opór decyzjom Ojca Świętego. Przyjęcie funkcji prymasa w 1948 roku, gdy zaczynał się najsilniejszy atak stalinizmu na Kościół, było dla niego ogromnym wyzwaniem i brzemieniem. Wypełniał zadanie, które zostało na niego nałożone, najlepiej jak potrafił. Prymas wiedział, że to Bóg rządzi Kościołem, a on jest tylko jego sługą. „Jeśli człowiek pamięta o tym, że obraca się w porządku nadprzyrodzonym, opuszczają go lęki. Choćby świadom był swojej nieudolności, wie, że jeszcze istnieje »felix culpa« – »szczęśliwa wina«” – pisał. 31 grudnia 1954 roku, a zatem w okresie internowania, które było dla niego czasem próby, notował: „Rok ten bardzo przekonał mnie o pełnej miłości mądrości Bożej, że niemal nie ma już miejsca na najdrobniejszy odruch oporu przeciwko woli Bożej. Rozum ufa, wola jest poddana”.

Relacja z Bogiem

Fundamentalną rolę w życiu prymasa odgrywały wiara i modlitewna więź z Bogiem Ojcem i Maryją. To było jego źródło i motywacja działań oraz zachowań. „Wódz Narodu nie może wątpić, nie może się załamywać; musi mieć bardziej bezpośrednią relację z Bogiem aniżeli z ludźmi” – pisał. Tę relację budował nie tylko przez modlitwę, która była ważną i stałą częścią każdego dnia. On „każdy dzień i każdą godzinę umiał odnosić do Boga” – mówił znający dobrze swego poprzednika kard. Józef Glemp. Modlitwa jednoczyła kard. Wyszyńskiego z Bogiem i tak zupełnie oddawała go w macierzyńską opiekę Matki Najświętszej, że „czyniła z niego człowieka niezwykłej pokory”. „W tym była jego siła i wielkość, bo przecież dopiero pokorne spojrzenie na siebie wobec Nieskończonego Majestatu Boga i dobroci Jego Matki ukazuje wielkość człowieka”, podkreślał kard. Glemp. Zaś sam prymas Wyszyński w 50. rocznicę święceń kapłańskich mówił, że ogromnie lęka się „każdej myśli wyniosłej, jakiejś próżności, zadowolenia z siebie, przypisywania sobie czegokolwiek” w obawie, aby go „Bóg nie opuścił. I aby owocność słabej służby człowieka przez to się nie pomniejszyła”.

„Jeśli jest Ci to potrzebne ”

Prymas Wyszyński nie tylko wierzył w Boga, ale całkowicie Mu zawierzył. Mówił: „Nie wystarczy w Boga wierzyć, trzeba jeszcze Bogu zawierzyć!” . W „Zapiskach więziennych” w Komańczy zanotował: „(...) jeśli Ci, Ojcze, jest potrzebne coś więcej, niż dotychczas się dzieje ze mną, to czyń. Jeśli Ci jest potrzebne moje więzienie, piwnica dla mnie, udręki śledcze, procesy, widowisko z Twego sługi, oszczerstwa i pośmiewisko, wzgarda pospólstwa i wszystko, czego tylko zapragniesz... Otom ja!”. Innym razem, również w okresie internowania, który był dla niego czasem rekolekcji, pisał: „Gdybyś nawet nie miał dla mnie, Ojcze Najlepszy, nic więcej jak kamień rzucony złośliwą ręką, to pragnę przyjąć go jak największą łaskę Twoją; pragnę go ucałować, aby – jak św. Szczepanowi – wydał mi się słodki. I gdybyś nawet nie miał dla mnie, Ojcze Miłości, żadnego słowa dobrego, tylko obelgę nieprzyjaciół krzyża, tylko potwarz i szyderstwo – to jeszcze pragnę uznać to za łaskę, na którą jedynie zdolny jestem sobie zasłużyć. ( ) Tak, Ojcze, bo wszystko, co od Ciebie przychodzi, co z Twego jest dopuszczenia, jest największą dla mnie łaską, jest znakiem Twojej miłości; wszystko to zasługuje na zawierzenie Tobie”. W „Zapiskach więziennych” z 1956 roku znajdujemy słowa, które pokazują gotowość cierpienia za Kościół: „Jeśli jest Ci to potrzebne, zabij mnie, aby mógł żyć w Polsce Kościół Syna Twego”.

Prymas Wyszyński, jak pisał ks. prof. Marek Chmielewski, dostrzegał „ścisły związek pomiędzy synowskim oddaniem siebie Bogu Ojcu a dziecięcym zawierzeniem Maryi jako Matce”, stąd też biskupie hasło „Soli Deo” uzupełnił dewizą: „per Mariam”. „Per Mariam Soli Deo”.

Za partię

Ważnym rysem świętości prymasa było przebaczanie prześladowcom i krzywdzicielom, których miał wielu. Stawał wielokrotnie przed tą duchową próbą. Prymas Wyszyński nie tylko przebaczał, ale też modlił się za swoich wrogów. Trzy miesiące po aresztowaniu, w Wigilię 1953 roku w Stoczku Warmińskim, zanotował w „Pro memoria”: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. Na okładkach brewiarza miał zapisaną intencję modlitewną: „za Ojczyznę i Jej Prezydenta”, i za tych, „co z Kościołem walczą”. Modlił się też za PZPR Bolesława Bieruta oraz za innych partyjnych notabli, którzy walczyli z Kościołem i byli odpowiedzialni za aresztowanie prymasa Franciszka Mazura, Edwarda Ochaba, Antoniego Bidę, „za partię, UB, więziennych dozorców”. Kiedy w Komańczy dowiedział się o śmierci Bolesława Bieruta 12 marca 1956 roku, odprawił za niego Mszę św., a następnie na znak żałoby przez kilka dni zrezygnował ze spacerów. W dzienniku zaś o śmierci Bieruta, obłożonego przez Piusa XII ekskomuniką za współudział w uwięzieniu prymasa Polski, napisał: „Dla mnie ta okoliczność jest wyjątkowo ciężka, że z mego powodu stanęła jeszcze jedna przeszkoda między sprawiedliwym Sędzią a zmarłym (....). Tym więcej pragnę modlić się o miłosierdzie Boże dla człowieka, który tak bardzo mnie ukrzywdził”. Prymas przebaczał też Władysławowi Gomułce, z którym prowadził trudne rozmowy, milicjantom i tym, którzy decydowali o „aresztowaniu” peregrynującego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, przebaczał oszczercom i donosicielom. W testamencie z 1969 roku napisał: „Uważam sobie za łaskę, że mogłem dać świadectwo Prawdzie jako więzień polityczny przez trzyletnie więzienie, i że uchroniłem się przed nienawiścią do moich Rodaków sprawujących władzę w państwie. Świadom wyrządzonych mi krzywd, przebaczam im z serca wszystkie oszczerstwa, którymi mnie zaszczycili”.

TAGI: