Nie miała nic, prócz trudności

ks. Rafał Starkowicz

publikacja 14.06.2016 06:00

Do kanonizacji założycielki zakonu przygotowywały się po cichu od niemal roku. Czytały jej pisma, ciekawsze fragmenty przesyłały do innych placówek, wzywały jej wstawiennictwa. Teraz wraz z wiernymi diecezji chcą uczcić nową świętą Kościoła.

– Nauczanie św. Elżbiety Hesselblad jest w centrum naszego posługiwania – mówią siostry. ks. Rafał Starkowicz – Nauczanie św. Elżbiety Hesselblad jest w centrum naszego posługiwania – mówią siostry.

Z Gdańskiem brygidki związane są od kilku stuleci. Kiedy w 1374 r. na terenie parafii św. Katarzyny zatrzymał się kondukt wiozący ciało św. Brygidy z Rzymu, gdzie zmarła, do rodzinnej Vadsteny, na Wybrzeżu rozpoczął się ogromny kult świętej. Zaledwie 22 lata później tuż obok kościoła św. Katarzyny oficjalnie erygowano brygidiański klasztor Świętego Zbawiciela. Siostry do nowej fundacji przybyły aż z Estonii. – To był zakon klauzurowy, zamknięty. Mógł się utrzymać dzięki ogromnym dobrom ciągnącym się aż po Elbląg – opowiada s. Karin, przełożona gdańskich brygidek. Kres obecności założonego przez św. Brygidę zakonu na ziemiach gdańskich spowodowany był wymierzoną w dzieła katolickie polityką Prusaków. Już na początku XIX w. rząd pruski przystąpił do likwidacji polskiego życia klasztornego. Po śmierci Anny Kucharzewskiej, ostatniej przeoryszy klasztoru, nie wybrano jej następczyni. Zakonnicom odebrano także prawa do korzystania z posiadłości ziemskich. Ostatecznie 1 stycznia 1835 r. ogłoszono kasatę klasztoru, a jego dobra przekazano na rzecz państwa pruskiego.

Dwie gałęzie jednego drzewa

Rok 1888. Europa, która w XIX w. doświadczyła wielu wojen i powstań, nie jest idealnym miejscem do życia. Ubóstwo sprawia, że ludzie coraz częściej spoglądają w stronę rozwijającej się, demokratycznej Ameryki. Liczne statki wiozą więc do nowej ziemi obiecanej licznych, spragnionych dobrobytu Europejczyków. Wiedziona pragnieniem pomocy rodzinie, za ocean udaje się także 18-letnia Elżbieta Hesselblad. Młoda, odważna Szwedka, która jest piątym z trzynaściorga rodzeństwa, czuje wielką odpowiedzialność za swoją rodzinę. Osiada w Nowym Jorku, gdzie w szpitalu na Manhattanie podejmuje pracę pielęgniarki. Jest luteranką, ale ciągle poszukuje właściwej drogi spotkania z Bogiem. Dzięki refleksji intelektualnej i modlitwie, tę z czasem odkrywa w Kościele katolickim. – Była człowiekiem wielkiej wiary. Kiedy odkryła, że ma być katoliczką, przyszła do jezuity o. Hagena i powiedziała: „Chcę być w Kościele katolickim. Nawet gdyby się mnie wyparł papież, ja nie wyprę się Kościoła”. To była twarda kobieta – mówi z charakterystycznym śląskim akcentem s. Laura. Po swoim chrzcie w 1904 r. Elżbieta udaje się do Rzymu. Tam, za specjalnym pozwoleniem papieża Piusa X, przywdziewa habit. Dane jest jej także zamieszkać w miejscu szczególnie bliskim jej sercu – domu św. Brygidy, zajmowanym w tym czasie przez zakon karmelitanek. – Kiedy wchodziła do tego domu, nie była jeszcze zakonnicą. Usłyszała wewnętrzny głos Jezusa: „Chcę, żebyś mi tu służyła” – opowiada s. Karin. 7 lat później Elżbieta zakłada nową gałąź zakonu brygidek. – Przejmuje całą duchowość św. Brygidy. Dodaje jednak do tego otwartość na sprawy dialogu z innymi wyznaniami. To miał być most łączący dwie ukochane przez nią rzeczywistości: stolicę Kościoła – Rzym oraz protestancką Szwecję, jej ojczyznę – wyjaśnia s. Karin.

Niełatwe początki

Siostry podkreślają, że Elżbieta mężnie pokonywała wszystkie przeciwności. Dialog z innymi wyznaniami chrześcijańskimi praktycznie wówczas jeszcze nie funkcjonował. A gdy przyjeżdżała do swojej ojczyzny, narażała się na niezliczone szykany. – W latach 30. XX w. siostry w Szwecji musiały się ukrywać. Dzięki św. Elżbiecie sytuacja ta jednak zaczęła się powoli zmieniać. W końcu doprowadziła ona do tego, że po wielu wiekach w luterańskim kościele w Vadstenie, gdzie spoczywa św. Brygida, udało się odprawić pierwszą katolicką Mszę św. – mówi s. Karin. Czas II wojny światowej był dla błogosławionej jeszcze trudniejszy. W piwnicy swojego domu ukrywała mieszkającą w Rzymie od pokoleń żydowską rodzinę oraz... Estończyka, dezertera z Wehrmachtu. Młody żołnierz, patrząc na przykład życia sióstr, przeżył osobiste nawrócenie. Został kapłanem, a dzisiaj posługuje siostrom brygidkom w ich klasztorze w Tallinie.

Dostosować się do potrzeb

Elżbieta zmarła w 1957 roku, w opinii świętości. Dzisiaj jej duchowe córki pracują na niemal wszystkich kontynentach. Mimo ogólnoświatowej tendencji nie narzekają także na brak powołań. Wśród zakonnic są m.in. trzy parafianki gdańskiego kościoła św. Brygidy i jedna nowicjuszka z parafii katedralnej. – Od 80 lat prowadzimy misje w Indiach, mamy domy w całej Skandynawii, udało się nam otworzyć nawet placówki na komunistycznej Kubie. Co ciekawe, stamtąd także mamy powołania – mówi s. Karin. Siostry rodzaj swojej posługi dostosowują do potrzeb lokalnej społeczności. W krajach misyjnych, gdzie jest to konieczne, katechizują. W innych oddają się wyłącznie modlitwie oraz służbie dialogowi międzyreligijnemu. Prowadzą – podobnie jak w Gdańsku – domy oferujące miejsca noclegowe oraz ośrodki opieki. – Święta matka Elżbieta wprowadziła zasadę, że klauzurę mamy mieć w sercu, ale musimy wychodzić z Bogiem do ludzi. Jej największym pragnieniem było ofiarowanie się na wyłączną służbę Bogu. Śpiewamy więc cały brewiarz. Modlitwę na chwałę Boga łączymy z posługiwaniem, którego wymagają okoliczności – mówi s. Karin. Zarówno postać św. Brygidy, jak i bł. Elżbiety Hesselblad sprawiają, że zakon dobrze odbierany jest w krajach skandynawskich. – Postrzegają nas jako część swojego dziedzictwa. W Szwecji stworzono nawet fundację, związek luteranów żyjących w duchowości św. Brygidy – podkreśla przełożona.

Wielokulturowy tygiel

Odnowiona gałąź brygidek wróciła na Wybrzeże w 1998 roku. Kiedy przybyły do Gdańska, budynki przejęte po jednostce wojskowej przypominały ruinę. Dzisiaj, po latach, gości wita pięknie zadbana posiadłość. Wiele z potrzebnych prac wykonały same zakonnice. Jest ich 10. W ciągu 18 lat w gdańskim domu pracowały już siostry z Niemiec, Filipin, Anglii, Indonezji, Meksyku... Jak się ze sobą porozumiewają? – Język dobieramy w zależności od tego, jaki mamy nastrój i kto z kim rozmawia. Generalnie jednak, zgodnie z zaleceniami św. Elżbiety, w każdym kraju mówimy w lokalnych językach – odpowiada z uśmiechem przełożona. W charyzmat zgromadzenia wpisują się także historie życia poszczególnych sióstr. – Elżbieta pochodziła z luterańskiej rodziny. Sama, będąc katoliczką, miała protestancką rodzinę. Ten ekumenizm jest mi bardzo bliski, bo jestem z rodziny mieszanej wyznaniowo, katolicko-prawosławnej – mówi z szerokim uśmiechem s. Ella. Jej rodzina pochodzi z Podlasia. – Kiedy byłam mała i jeździliśmy do rodziny, często zadawałam mamie pytania: „Dlaczego my idziemy w niedzielę do kościoła, a ciocia do cerkwi?”. Sama często bywałam także na modlitwach w cerkwi – wyznaje. – W Narewce, skąd pochodziła „Inka” – dodaje po chwili z wyraźną dumą. Twierdzi, że wybór brygidek był przez nią dogłębnie przemyślany i przemodlony. – Znałam sporo zgromadzeń zakonnych. Ale kiedy odczytałam powołanie, szukałam specjalnie takiego zgromadzenia, które będzie miało charyzmat ekumeniczny – podkreśla.

Z dalekich Indii

Siostra Jayseeli pochodzi z Indii, z rodziny tamilskiej. Jej przodkowie od pokoleń byli katolikami. – Od dziecka byłam bardzo mocno związana z Zakonem Świętego Krzyża. Siostry pracują w naszej parafii. Uczą religii, pracują jako pielęgniarki i lekarze. Od dziecka odwiedzałam ten klasztor. Czułam się tam jak we własnym domu – wyznaje. Przyznaje, że w jej okolicy katolicy stanowią mniejszość. Do szkoły chodziła z hinduistami i muzułmanami. Kiedy odczytała swoje powołanie, postanowiła wstąpić do Zakonu Świętego Krzyża. Niestety, jej ukochana siostra przełożona wyjechała. Nie mogła w żaden sposób się z nią skontaktować. Wówczas odwiedziła ją krewna, która przywiozła ze sobą ulotki wydane przez zgromadzenie brygidek. Odczytała to jako znak. Dzisiaj zarówno ona, jak i wspomniana krewna służą Bogu w tym samym zakonie. Mówi, że znalazła swoje miejsce na ziemi. W Polsce jest od 14 lat.

Po 625 latach...

W kanonizacji Elżbiety Hesselblad uczestniczyło 5 z 10 sióstr. Wyboru dokonały przez losowanie. Jak twierdzi przełożona, poprzedziła je długa modlitwa. Wydarzenie kanonizacji siostry traktują wręcz jako przełomowe. – Brygida była kanonizowana w 1391 roku. Po 625 latach Kościół doczekał się następnej świętej ze Szwecji – podkreśla s. Karin. Kanonizacja bł. Elżbiety bardzo ją cieszy. – Jak się nie cieszyć z uroczystości, podczas której jedna z nas zostaje świętą? Była naszą matką, mistrzynią. Wytyczyła nam drogę. Każda z nas kształtuje się na tej duchowości – zaznacza. Siostra Ella pozostała w do- mu. Ma jednak ogromne nadzieje dotyczące kanonizacji. – To będzie wielka orędowniczka Szwecji i Skandynawii. Mam nadzieję, że doprowadzi do przebudzenia duchowego w Skandynawii – mówi. – Ponieważ wraz z Elżbietą kanonizowany był polski błogosławiony, relację z uroczystości mogłam oglądać w telewizji – cieszy się s. Ella. Siostra Laura patrzy na św. Elżbietę ze śląskim pragmatyzmem. – Pomijając cały splendor, który stworzył się dzisiaj wokół jej osoby, dla mnie jest przede wszystkim człowiekiem wielkiej wiary. Zrobiła coś z niczego. Nie miała nic, zakładając nasz zakon. Nie miała też nikogo, kto mógłby jej pomóc. Miała za to bardzo wiele trudności. Ekumenizm jeszcze wówczas nie zawitał do Kościoła. Była pionierem dialogu – podkreśla. Dodaje, że dla każdej brygidki święta jest niedoścignionym wzorem.