„Nie żałuję niczego”

Jędrzej Rams

Gość Legnicki 23/2016 |

publikacja 12.06.2016 06:00

Ruszyli przebyć Karkonosze i ruszyć góry nadziei.

Gdy ks. Grzegorz Niwczyk i Daniel Prus ruszali w drogę do Rzymu, był ostatni dzień marca. Podjęli się długiej pielgrzymki w dwóch intencjach: budowy kościoła pw. Matki Bożej Królowej Polski i św. Franciszka z Asyżu oraz zdrowia dla księdza Dariusza z Jagniątkowa. – Modlimy się w podzięce za to, co już udało się zbudować, za dotychczasowych ofiarodawców, ale także z prośbą o siły i wsparcie na przyszłe lata. A co do drugiej intencji, to mam nadzieję, że ks. Dariusz się nie pogniewa – mówił ks. Grzegorz Niwczyk przy wyjściu z Jeleniej Góry.

Jak wyruszali o świcie, tak samo prawie o świcie zameldowali się u celu. Dokładnie o 7.30 w środę 18 maja, rocznicę urodzin św. Jana Pawła II, weszli do Wiecznego Miasta. Pielgrzymi wzięli udział w audiencji generalnej na pl. św. Piotra. Niestety, nie udało się im mimo wcześniejszych planów dostać na prywatne spotkanie z papieżem. Pielgrzymi wcale nie narzekają jednak na niedostatek wrażeń, bo tych na trasie nie brakowało. Wśród nich można wymienić spotkanie z Polakami na ostatnich kilometrach, zwiedzanie Watykanu (dzięki uprzejmości pracujących tam sióstr) czy Mszę św. sprawowaną w tamtejszej kaplicy. Nie mniej emocji dostarczyły wędrówki po 30 km dziennie, gdy z nieba lał się rzęsisty deszcz („Gdybym mógł wówczas sam na siebie popatrzeć z boku, to pewnie bym się wzruszył swoim widokiem”), rozmowy z napotkanymi ludźmi, noclegi u sióstr zakonnych, które bały się „obcych”, a potem przepraszały, że dają tylko chleb i masło na śniadanie, ale jest piątek („Tłumaczyliśmy, że u nas w Polsce też jest właśnie piątek, i też pościmy”). Był także Polak, który zainteresował się polskimi flagami na ich plecakach i ostatecznie pomógł naprawić im samochód. Była polska misja katolicka, w której urzędowali akurat Chorwaci („Zaangażowali się tak bardzo, że po jakimś czasie, gdy ta pomoc okazała się już zbyteczna, dalej chcieli pomagać”).

Czapki z głów

Ksiądz Grzegorz przez wiele lat był przewodnikiem jeleniogórskiej grupy nr 2 Pieszej Pielgrzymki Legnickiej na Jasną Górę, więc wędrował już tak nieraz. Z tą tylko różnicą, że z Jeleniej Góry przez Legnicę ku Częstochowie jest zaledwie kilkanaście dni marszu. Do Rzymu – dwa miesiące! – To trochę szalony plan i mówili mi, że „niemłody, a porywa się na takie coś”. Przeszedłem 17 pieszych pielgrzymek na Jasną Górę, z czego część jeszcze z Wrocławia. Później pojawił się problem ze stopą, a teraz, gdy ją podleczyłem, zapragnąłem zrobić coś innego. Innego, a jednocześnie pożytecznego dla parafii – mówi ks. Grzegorz. Trasa faktycznie była imponująca, bo wiodła przez Czechy, Niemcy, Austrię i Włochy. Łącznie 1500 km. Przebyty dystans wzbudzał zdziwienie, ale i spory szacunek u Włochów. Jeden z księży, gdy przyszli wieczorem prosić o nocleg, na wieść, że mają już za sobą 1300 km, dał im klucze do swojego mieszkania i pojechał dalej załatwiać jakieś ważne sprawy na mieście. Sam był kiedyś na Camino de Santiago i przeszedł... ok. 100 km. – Byliśmy w szoku, bo przyjął nas z ulicy, nie sprawdził żadnych dokumentów! Otworzył swój dom, nie wiedząc, kogo gości. Z pełnym zaufaniem. A już w Rzymie, gdy było strasznie gorąco i poszliśmy na lody, okazaliśmy kartkę z napisaną po włosku informacją, kim jesteśmy i ile przeszliśmy, to ten pan, który nam sprzedawał lody, aż zdjął czapkę z szacunku – śmieje się ks. Grzegorz.

Bo trzeba mieć pokorę

Pielgrzymka nie udałaby się, gdyby nie Daniel Prus, który – nie licząc 10-dniowej przymusowej przerwy – szedł z księdzem cały czas. Gdy go nie było, do idącego kapłana dołączyli kolejno dwaj inni mężczyźni. Był też kierowca busa. – Jeden z nich, gdy już musiał wrócić po kilku dniach, na koniec powiedział mi: „Wie ksiądz co? Ja nie wiem, co ja będę teraz robił w Polsce. To było tak piękne przeżycie! Zupełnie nowe. Żal mi odjeżdżać. Nie wiem, jak się odnajdę”. Drugi miał podobnie. I przyleciał do Rzymu – mówi kapłan. – Nie żałuję niczego, czego doświadczyliśmy na tej trasie. Ta pielgrzymka to jedna z najważniejszych rzeczy w moim życiu. Cieszę się, że do niej doszło. Dziękuję Danielowi, bo bez niego bym chyba się nie wybrał. No, i Piotrkowi, który do mnie dołączył. On to dopiero jest mocno zdumiony tym, że można przeżywać takie piękne spotkania i zdarzenia. Świat jest coraz piękniejszy, bo spotyka się co rusz ludzi, którzy bezinteresownie chcą pomagać. To daje nadzieję. Bo trzeba mieć w sobie pokorę, by prosić o pomoc innych. Prawda? – mówi ks. Grzegorz Niwczyk.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: