My się musimy nawracać

Jędrzej Rams


publikacja 16.05.2016 06:00

– Czy ten znak mnie dotyka? Czy stawia mi pytania o zmianę mojego życia? – pytał ks. Andrzej Ziombra.

My się musimy nawracać Jędrzej Rams /Foto Gość – Trzeba pokutować za grzechy. Pan Bóg tymi znakami strzela do nas z dział, żeby coś w nas się realnie zadziało – mówił prelegent

Członkowie Akcji Katolickiej z parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego co miesiąc spotykają się na formacji intelektualnej. W tym miesiącu zaprosili do siebie ks. dr. Andrzeja Ziombrę, proboszcza parafii pw. św. Jacka Odrowąża w Legnicy, w której doszło do wydarzenia eucharystycznego mającego znamiona cudu.


Zostawili nas z niczym


– Po iluś tygodniach od upublicznienia tego wydarzenia zauważyłem, że teolodzy właściwie nie wiedzą, jak mają go określać. Mówią: „relikwie Ciała Pańskiego”, mówią: „znak”. Ja chciałbym państwa prosić, by w tym całym chaosie pojęciowym spojrzeć na to fenomenologicznie. Żeby nie dać się zbałamucić. Zadajcie sobie pytanie, co cud eucharystyczny w Legnicy mówi wam. Jaka informacja jest wam dedykowana? Patrzcie bezpośrednio, nie sugerujcie się opiniami – zaczął kapłan.


Ksiądz Ziombra przedstawił też kilka interesujących wątków związanych z etapowym odkrywaniem tego, co stało się z Hostią pozostawioną w wodzie. – Nikt z nas nie chciał niczego udowadniać. Nie szukaliśmy na siłę cudowności. To uruchomiło naszą wyobraźnię, ale nie wiedzieliśmy, do kogo Pan Bóg kieruje ten znak. Od czasu zobaczenia przebarwienia do ogłoszenia go przeszliśmy długą i żmudną drogę, niewolną od kryzysów. Chcieliśmy się nawet poddać – mówił ks. Andrzej.


Zakład Medycyny Sądowej we Wrocławiu wykluczył możliwość, że zmiany mają podłoże bakteryjne. Próbki przygotowano tak, jak robi się to przy badaniach histopatologicznych na obecność nowotworu. Histopatolodzy zauważyli fragmenty podobne do mięśnia sercowego.
– Najciekawsze było to, że pani profesor, która pierwsza przeprowadzała te badania, dała próbki trzem innym fachowcom, jak sama o nich powiedziała: „łebskim głowom”, nie mówiąc, skąd pochodzi ten preparat. Ci napisali, że nie znaleźli grzybów i bakterii, że jest to fragment mięśnia, ale że nie ma DNA, to znaczy, że nie może pochodzić od człowieka. I taka ekspertyza zadowoliłaby i wierzącego, i niewierzącego. W sumie to zostawili nas z niczym – mówił.


Bierzmy się do roboty


Pojawił się jednak problem, bo naukowcy z innych ośrodków nie bardzo chcieli pomóc. – Daliśmy próbkę jednemu z profesorów, ten zajrzał przez mikroskop, stwierdził obecność tkanki mięśnia sercowego i spytał, skąd ona pochodzi. Gdy usłyszał prawdę, rzucił próbką i wykrzyczał, że on cudami się zajmować nie będzie – relacjonuje kustosz. 
W końcu profesor ze Szczecina podjął się analizy. Zastosował inną metodykę badawczą. We Wrocławiu stwierdzono, że na obrzeżach tkanki są fragmenty obumarłej grzybni, jednak w Szczecinie pod filtrem okazało się, że są to tkanki kolagenowe, czyli typowo ludzkie. Udało się tam też wydobyć DNA. Klucz był niepełny, ale udało się stwierdzić, że to jest DNA ludzkie.


– Były okresy w dziejach Kościoła, zwykle trudne, że następował wysyp takich wydarzeń. Bóg jakby dawał znaki wątpiącym. Obserwuję niebezpieczną tendencję wśród wierzących – trochę wierzą, trochę niedowierzają. Ale czy ten znak dotyka mnie? Stawia mi pytania o zmianę mojego życia? O moje nawrócenie? Ten fragment tkanki serca jest w stanie agonii! W stanie cierpienia i konania! Z jakiego powodu? Z powodu mojego i twojego grzechu! – mówił na zakończenie ks. Andrzej Ziombra.


– Chodzi o to, byśmy mogli stać się iskrą budzącą wiarę w Europie. Ale to nie jest tak, że Pan Bóg dał nam misję i wszystko się samo zrobi. My ten moment możemy zmarnować. Musimy się wziąć do roboty! Przestańmy się ukrywać i udawać, że nie ma tematu. My się musimy nawracać. Pan Bóg tymi znakami strzela do nas z dział, żeby coś w nas się realnie zadziało. Nie w sąsiedzie, który nie chodzi do kościoła, ale we mnie! Stańmy się świadkami Jezusa zmartwychwstałego! – apelował kapłan.