Kleryk nie yeti

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 30.05.2016 06:00

Przez 4 dni przeszli ponad 130 km, przemierzając diecezję z północy na południe. – Modlimy się i pokazujemy – kwituje cel tej niezwykłej pielgrzymki jeden z diakonów.

Pielgrzymów w Skrzatuszu 4 maja przywitał bp Krzysztof Zadarko, który przewodniczył Mszy św. przed cudowną Pietą. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Pielgrzymów w Skrzatuszu 4 maja przywitał bp Krzysztof Zadarko, który przewodniczył Mszy św. przed cudowną Pietą.

To była pierwsza taka pielgrzymka w historii koszalińskiego seminarium. Poza kilkoma chorymi poszli na nią wszyscy klerycy i przełożeni. Wszyscy, czyli niewiele ponad 40 osób. Jakie kroki podjąć, aby powołań było więcej? Być może te tysiące kroków, które trzeba było zrobić, aby dojść z Koszalina do Skrzatusza z modlitwą w sercu, przyniosą owoce? – Jest nas mniej, niż by się chciało. Powoli zaczyna brakować księży. Tym bardziej nasza pielgrzymka ma sens – wyjaśnia ks. dr Piotr Skiba, ojciec duchowny.

Pod prąd

Pielgrzymi wyruszyli z Koszalina 30 kwietnia. Do diecezjalnego sanktuarium w Skrzatuszu dotarli 4 maja. – Wszyscy jadą na majówkę na północ nad morze. My idziemy w odwrotnym kierunku, niejako pod prąd – dzieli się swoim spostrzeżeniem w czasie drogi dk. Patryk Wojcieszak, wskazując, że jest to w pewnym sensie obraz tego, czym jest dzisiaj powołanie kapłańskie. Aby pójść za głosem powołania, trzeba bowiem zdecydować się na drogę, która, być może bardziej niż kiedyś, jest pod prąd.

Na trudy kapłańskiej drogi zwrócił też uwagę ks. dr Wojciech Wójtowicz, rektor, który wygłosił homilię podczas Mszy św. w Skrzatuszu na zakończenie pielgrzymki. Wskazując na cudowną Pietę, w której widać ból i cierpienie, przełamane nadzieją, nazwał ją ikoną kapłaństwa. – Czy jesteście gotowi na takie kapłaństwo? Czy jesteście gotowi na kapłaństwo nie tylko optymistyczne i pełne radości, ale także ofiarnicze, naznaczone zmęczeniem i cierpieniem, które wiąże się choćby z przeżywaniem celibatu? Czy widzicie w tej ikonie swoje powołanie? – pytał kleryków i przełożonych ks. Wójtowicz. Dlatego głównym celem pielgrzymki była modlitwa nie tylko o nowe powołania, ale także o odwagę dla tych, którzy słyszą w sercu głos Boga wzywający ich do kapłaństwa, ale wciąż wahają się, co odpowiedzieć, a także o świętość dla tych, którzy już idą drogą powołania.

Nie jest tak źle

Pielgrzymka przypomniała uczestnikom, że realizacja powołania kapłańskiego, oprócz krzyża, niesie też ze sobą wiele radości. – Spotykamy się z niesamowitą życzliwością ze strony tych, którzy nas mijają. Poza pojedynczymi przypadkami ludzie z przejeżdżających samochodów pozdrawiają nas, cieszą się, że nas widzą, trąbią, machają – zauważa dk. Patryk. Młodzi powołani przekonali się, że mimo uporczywej promocji kapłańskich upadków, widok „czarnej kolumny” na drodze wzbudzał raczej sympatię. Podobnie było w miejscowościach, przez które przechodziła pielgrzymka. Klerycy mogli liczyć na poczęstunek, a w miejscach noclegu – na gościnę w domach gospodarzy. Proboszczowie stanęli na wysokości zadania. Po raz kolejny okazało się, że ludzie potrzebują księży. Na noclegach czasami toczyły się poważne rozmowy. Gospodarze powierzali pielgrzymom swoje intencje, aby ci zanieśli je do Skrzatusza. Wieczorami w kościołach odbywały się apele z modlitwą o powołania.

Pełne wynurzenie

Jak podkreślają uczestnicy pielgrzymki, ważnym jej aspektem było też wyjście wspólnoty seminaryjnej z murów seminarium do ludzi. – W końcu się wynurzyliśmy. Najczęściej jest tak, że ludzie widzą kleryka raz na rok, kiedy przyjeżdża na zbiórkę prosić o modlitwę i wsparcie, odczytując list od rektora. To za mało. O seminarium można opowiadać, ale jeśli to seminarium się nie pokazuje, to ktoś mógłby pomyśleć, że ono jest jak yeti – wszyscy o nim mówią, ale nikt go nigdy nie widział – stwierdza dk. Patryk. Pojawienie się seminarium w terenie przypomina wiernym o jego istnieniu, a widok niewielkiej grupy kleryków daje do myślenia.

– Zawsze pod koniec roku pojawia się niepewność, ilu nas będzie po wakacjach. Liczba powołań jest oczywiście naszą troską, dlatego pokornie prosimy wszystkich diecezjan o modlitwę. Stawiamy sobie poważne pytania, jednocześnie ucząc się nieustannie przechodzenia od lęku do nadziei i pewności, że jesteśmy jednak w Bożych rękach – mówi ks. Wójtowicz. Ilu nowych kandydatów zgłosi się w tym roku? Czy nowe powołania udało się... „wydeptać”?