Nasze DNA

publikacja 12.05.2016 06:00

O historycznym i aktualnym znaczeniu chrztu Polski z bp. Grzegorzem Rysiem rozmawia Andrzej Grajewski.

Nasze DNA Roman Koszowski /Foto Gość Bp Grzegorz Ryś

Andrzej Grajewski: Czy możemy mówić o chrzcie Polski, skoro 1050 lat temu ochrzcił się jedynie książę Mieszko, władca Polan, a nie jego lud? Przecież na obecnym terytorium Polski żyło wiele plemion, które długo jeszcze były pogańskie.

Bp Grzegorz Ryś: Jest to pewien skrót myślowy, ale mający oparcie w faktach, które miały miejsce po tym wydarzeniu. Państwo polskie rozwinęło się ostatecznie z państwa gnieźnieńskiego, które stworzył Mieszko. Nie wszystko było wiadome w 966 r., ale dzisiaj już mamy świadomość tego, w którą stronę popłynęły nasze dzieje. Gdy Mieszko przystępował do chrztu, kontrolował jedynie około jednej trzeciej terytorium, które później stanowiło zrąb polskiej państwowości, a na terenach południowej Polski, czyli państwa Wiślan, chrześcijaństwo było już wcześniej. Można wiele niuansów wprowadzać, ale z perspektywy czasu widać, że Polska wyrosła z tego wydarzenia. Na to, co się wtedy dokonało, lubię używać określenia „kolebka”. To jest kolebka, w której złożona jest przyszła Polska, niewiedząca jeszcze, że tak ma na imię. Mieszko, kiedy oddawał później Polskę pod opiekę Stolicy Apostolskiej, użył nazwy „państwo gnieźnieńskie”. W ogóle mówienie o wydarzeniach z X wieku w kategoriach państwa jest nadużyciem. Zalążek pojęcia państwowości możemy znaleźć dopiero u Kadłubka, który używał terminu „Rzeczpospolita”. Ale o rzeczywistym rozumieniu idei państwa możemy mówić dopiero w czasach Kazimierza Wielkiego, cztery stulecia po Mieszku. Nie zmienia to jednak faktu, że bez jego postanowienia o chrzcie nie zostałyby podjęte następne decyzje. Chrzest Mieszka był dla nas swego rodzaju DNA, z którego wszystko później mogło się wytworzyć.

Na podstawie jakich źródeł pisanych wiemy o chrzcie Mieszka?

Jest ich całkiem sporo. Najstarsze są zapiski rocznikowe. To zapisy jednozdaniowe. Pod datą 966, a w niektórych wypadkach 965, zanotowano, że książę Mieszko został ochrzczony. Później mamy zapisy kronikarskie, tworzone już po pewnym czasie. Tu należałoby zrobić coś, co nazywa się krytyką źródłową. Inaczej czytamy Thietmara, którego wiarygodność, zwłaszcza w kwestiach kościelnych, zwykle się podkreśla. Inaczej czytamy kronikę Galla Anonima. Mamy już do czynienia z większym odstępem czasowym, a poza tym on pisze coś w rodzaju gesta, książęcego rodu. Może być więc skłonny do pewnej ideologizacji czy alegoryzacji dziejów. Mediewiści w stosunku do tych źródeł wykonali już jednak wielką pracę, która pozwala odróżnić fakty od ich interpretacji.

Decyzja Mieszka, aby się ochrzcić, była polityczna czy podyktowana osobistym nawróceniem?

Myślę, że oba czynniki miały znaczenie.

A jaka była rola Dobrawy w nawróceniu Mieszka? Mocny nacisk na ten wątek kładzie Thietmar.

Ten motyw jest także eksponowany u Galla. Bez względu na interpretacje ten fakt należy więc po prostu także odnotować. Kronikarze pokazują bowiem, jak decyzja o chrzcie rodzi się w relacji między Mieszkiem a jego żoną. Tego z kronik nie da się wyrzucić. To oznacza, że Mieszko rozmawiał o chrzcie nie tylko ze swymi najbliższymi doradcami, ale także z Dobrawą (w świecie własnego „domu”). Ich rozmowy miały zupełnie inny charakter, z pewnością nie miały wymiaru politycznego. To jest ogromne pytanie, na czym ten przewrót w wierze Mieszka polegał i czy rzeczywiście był przewrotem. Nie boimy się mówić o tym, że po jego decyzji nastał w Polsce czas swoistej dwuwiary, a nie prostej i oczywistej dominacji jednej religii. Takie zmiany nie dokonują się szybko, ale w ciągu dziesięcioleci, a czasem nawet stuleci.

Archeolodzy zwracają uwagę, że długo po chrzcie Mieszka nie ma pochówków szkieletowych, co oznacza, że pogański zwyczaj palenia zwłok pozostał.

Ten pogląd skorygowały ostatnie badania, które pokazują, że już w czasach Bolesława Chrobrego zwyczaj palenia zwłok w dużej mierze ustaje. Warto jednak prześledzić, jaki był charakter wiary pogańskiej i jakie w jej obrębie funkcjonowały konstrukcje myślowe. Zasadniczo religia pogańska nie normowała moralności, gdyż wynikała ona ze zwyczajów przodków. Rozumienie wiary i tego, co ona porządkuje, u tamtych ludzi było inne niż nasze. Musiało więc dokonać się wiele ważnych przemian w ich myśleniu, a na to trzeba było czasu.

Czy Mieszko miał jakąś pogańską alternatywę?

Jest analogia ruska, dość często przez historyków przywoływana. Książę Włodzimierz, zanim się ochrzcił, próbował narzucić na całej Rusi kult naczelnego bóstwa pogańskiego o imieniu Perun. Później jednak sam się z tego wycofał; mamy barwne opisy, jak po przyjęciu chrztu osobiście niszczy wszystkie miejsca kultu Peruna.

Podobnie było u nas. Są przekazy, że Mieszko osobiście niszczył wizerunki bóstw pogańskich.

To łączyło się z pewnym programem chrystianizacji, który został stworzony już w czasach karolińskich. W średniowiecznej Europie nie zostaje on zmieniony, aż po chrzest Litwy i Żmudzi, dokonany przez Jagiełłę. Jest moment, który w starożytności nazywało się wyrzeczeniem się zła, Szatana. W naszych warunkach oznaczało to przede wszystkim odrzucenie dawnego, pogańskiego kultu, co nie zawsze musiało nieść za sobą całkowite zniszczenie. Zarówno archeologia, jak i źródła pisane pokazują stosowanie u nas metody podpowiadanej już przez papieża Grzegorza Wielkiego czy papieża Mikołaja I w odniesieniu do Bułgarii, którą można nazwać akomodacją. Niektórzy mówią nawet o inkulturacji, ale moim zdaniem to ocena na wyrost. Znanym przykładem tego rodzaju procesów, choć nieodnoszącym się do Mieszka, jest kopiec Kraka. Nie przypadkiem w jego pobliżu postawiono jeden z najstarszych kościołów (pw. św. Benedykta) na tym terenie.

Co możemy powiedzieć o miejscu chrztu Mieszka?

Jak wiadomo, są trzy propozycje: Poznań, Gniezno i Ostrów Lednicki. Archeolodzy prowadzący badania na Ostrowie przekonują, że zanim to miejsce stało się siedzibą władcy, było siedzibą biskupa.

Ale żadnych dowodów na to nie mamy?

Nie, to jest jedna z możliwych interpretacji tego, co jest w ziemi.

Ale kaplica pałacowa mieściła się w tym czasie w Poznaniu.

Nie zmienia to faktu, że na Ostrowie mamy zachowane baptysterium.

To na pewno są pozostałości baptysterium?

Myślę, że to jest baptysterium. Założenie lednickie to pewien typ budowli niemal żywcem przeniesiony z modelu karolińskiego, o którym już wspominałem. Czyli jest w tym kompleksie palatium, do którego przylega niewielka świątynia, ale wystarczająco duża, aby mógł się w niej modlić władca i jego najbliżsi.

A co przemawia za Gnieznem?

Najbardziej przekaz Długosza, a więc dość późne źródło.

Siedzibą Mieszka był jednak w tym czasie Poznań, ale nie ma tam baptysterium.

Baptysterium wprawdzie nie ma, ale jest misa, którą znaleziono pod katedrą poznańską. Różnie ją interpretowano w przeszłości, ale dzisiaj zdaje się przeważać pogląd, że są to pozostałości po stacji misyjnej Jordana. Powodów, aby miejscem chrztu Mieszka był Poznań, jest najwięcej. Poznań był najważniejszym grodem Mieszka, tu działał Jordan, kapelan Dobrawy, który przybył wraz z nią.

A kto chrzcił Mieszka?

Być może Jordan, który zostanie później pierwszym biskupem. Ale niektórzy przesuwają datę jego przybycia do Polski o 2–3 lata później.

Następstwem chrztu jest akt powierzenia państwa Mieszka św. Piotrowi, co znamy z dokumentu pod nazwą „Dagome iudex”. Jaki był cel tego działania?

Znamy ten dokument z odpisu, oryginał się nie zachował. Jak sądzę, są dwie ważne intencje Mieszka, które kryją się za tym dokumentem. Pierwsza to chęć pozyskania własnej organizacji kościelnej z metropolitą, druga – chęć legitymizacji własnej władzy w kontekście nowej religii. Nie musiało to od razu oznaczać korony królewskiej, choć pewnie był to dalekosiężny cel tych zabiegów. Ale nawet bez korony Mieszko uzyskiwał w ten sposób umocnienie swojej władzy w autorytecie św. Piotra. To znaczyło bowiem, że to państwo jest własnością Piotrową i z jego nadania władca czerpie legitymację do swoich rozmaitych prerogatyw. Chodziło w tym wypadku bardziej o wymiar ideowy niż praktyczny. Papiestwo w tym czasie nie stanowiło bowiem żadnej znaczącej siły. Natomiast wizja władzy sprawowanej jakby z nadania św. Piotra to znowu jest wizja karolińska. Wśród Karolingów kult tego świętego był ogromnie ważny. W tym przekazie kolejni władcy frankońscy byli przedstawiani jako należący do rodziny św. Piotra. Byli ludźmi, nad którymi miał on władzę bezpośrednią. W tym sensie należy widzieć „Dagome iudex” – jako dokument legitymizujący chrześcijańskiego władcę Mieszka. Sens bowiem jest taki, że polski władca otrzymuje teraz swoje państwo z nadania św. Piotra.

Jak Ksiądz Biskup przekonuje młodzież o znaczeniu wydarzenia, które miało miejsce 1050 lat temu?

Młodym ludziom najpierw trzeba pokazać, że ta historia także ich dotyczy i że mają się czym chlubić. Nie można o historii tylko opowiadać. Młode pokolenie musi historii jakoś zasmakować. Dlatego zamiast przekonywać o znaczeniu chrztu Mieszka w abstrakcyjnym wywodzie, wolałbym zabrać młodych do Poznania. Zaprowadziłbym ich do podziemi katedry. Później zabrałbym ich na Lednicę. Tam chciałbym im powiedzieć: zobaczcie, tutaj są ślady chrześcijaństwa w Polsce z X wieku. To znaczy, że na naszej ziemi urodziło się ponad 40 pokoleń Polaków, które wam przekazały wiarę. Jesteście kolejnym ogniwem w tym łańcuchu. I od was będzie zależało, czy to, na co patrzymy, będzie wyłącznie ekspozycją muzealną, czy będzie to rodzaj DNA, które nadal ożywia strukturę społecznego organizmu.

Bp Grzegorz Ryś jest doktorem habilitowanym nauk humanistycznych specjalizującym się w historii Kościoła. Kierownik Katedry Historii Kościoła w Średniowieczu w Instytucie Historii Wydziału Historii i Dziedzictwa Kulturowego Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, autor licznych opracowań naukowych i popularnych z zakresu historii i teologii. Jest członkiem Ogólnopolskiego Komitetu Organizacyjnego Obchodów 1050. Rocznicy Chrztu Polski.

TAGI: