Codziennie trzeba się czymś dzielić

Marta Deka, ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 12.04.2016 06:00

Świadkowie wspominają, że wśród więźniów Auschwitz mówiono o ks. Strzeleckim „głodomór”, bo u silniejszych żebrał o chleb, żeby dawać go słabym i chorym. – Jeśli się nie jest miłosiernym, nie jest się człowiekiem – mówi na rozpoczęcie Tygodnia Miłosierdzia ks. Robert Kowalski, dyrektor Caritas Diecezji Radomskiej.

Pracownicy radomskiej Caritas bardzo sobie cenią fakt, że bł. ks. Bolesław Strzelecki został patronem szkolnych kół i parafialnych zespołów działających w strukturach tej organizacji charytatywnej ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość Pracownicy radomskiej Caritas bardzo sobie cenią fakt, że bł. ks. Bolesław Strzelecki został patronem szkolnych kół i parafialnych zespołów działających w strukturach tej organizacji charytatywnej

Jak sam wspomina, konieczność świadczenia miłosierdzia szczególnie uświadomił sobie podczas wizyty kolędowej. – Byłem wikariuszem w Szydłówku. To była moja pierwsza parafia. Drzwi otworzył mi chłopiec z podstawówki, jak się okazało – najstarszy z trójki rodzeństwa. Powiedział do mnie: „Proszę księdza, nie jesteśmy przygotowani na wizytę, bo rodzice są w pracy”. Powiedziałem mu, że w takim razie przyjdę wieczorem. „Nie, proszę księdza, bo mama pracuje we Włoszech, a tata w Niemczech” – odpowiedział. Rodzeństwu w weekendy obiady przygotowywała ciocia, w pozostałe dni jedli w szkole.

Trójnóg Kościoła

Dziś, po kilkunastu latach od tamtego spotkania w Szydłówku, ks. Kowalski ma za sobą doświadczenie pracy charytatywnej w parafiach, świetlicach i wreszcie w centrali diecezjalnej Caritas. Instytucja została powołana do istnienia przez bp. Edwarda Materskiego 25 marca 1992 r., a więc już w dniu powstania diecezji. Od tamtego czasu bardzo się rozrosła. Zatrudnia dziś na etatach 98 osób, z czego 24 w centrali przy ul. Kościelnej w Radomiu. Współpracuje ze 107 parafialnymi oddziałami Caritas i 64 szkolnymi kołami.

– Posługa charytatywna nie jest czymś wyjątkowym w Kościele. Ona należy do jego natury. Działalność Kościoła to trzy nogi jednego trójnoga: kult, nauczanie i posługa charytatywna. Ta posługa jest dlatego tak bardzo ważna, bo uwiarygodnia nauczanie i liturgię – mówi ks. prof. Wiesław Przygoda, kapłan naszej diecezji, wykładowca KUL, który od ponad 20 lat prowadzi badania nad działalnością dobroczynną w Kościele. Kościół od samego początku swojego istnienia wspomagał biednych. Już w księdze Dziejów Apostolskich czytamy o ustanowieniu diakonów, którzy mieli nieść pomoc wdowom.

– Gdy w starożytności chrześcijańskiej zaczęły powstawać zakony, w ich regułach bardzo szybko pojawił się obowiązek dobroczynności. Tak było na przykład w regule zakonnej św. Bazylego, doktora Kościoła z IV wieku – mówi ks. dr Rafał Piekarski, historyk Kościoła z radomskiego seminarium. Następnie ks. Rafał rozpościera szeroką panoramę historyczną: – Od bazylianów obowiązek caritas (miłości) przejęli duchacy, franciszkanie, jezuici i inni. W XI i XII wieku w Hiszpanii i we Włoszech otaczano opieką pielgrzymów zmierzających do Rzymu czy Santiago de Compostela. Przy kościołach i klasztorach powstawały szpitale, sierocińce i przytułki. Ta działalność została przeniesiona do Polski za sprawą jezuity ks. Piotra Skargi, który żył na przełomie XVI i XVII w. Obok tego bractwa religijne, działające przy parafiach, stawiały sobie trzy cele: modlitwę, formację religijną i pomoc biednym. Tak było też na terenie naszej diecezji. Takie bractwa działały na przykład przy radomskiej farze i u ojców bernardynów, a także w Zwoleniu. Natomiast duchacy prowadzili swoje szpitale w Iłży czy Opocznie. W tym ostatnim tzw. stary szpital znajduje się w miejscu szpitala prowadzonego kiedyś przez ten zakon.

Tę dynamiczną działalność dobroczynną zahamowała rewolucja francuska, a w Rzeczypospolitej także zabory. Mimo przeszkód, Kościół na ziemiach polskich nadal prowadził działalność dobroczynną. Księża angażowali się w pomoc rodzinom, w walkę z pijaństwem i w działalność spółdzielczą. Na stałe do historii przeszli tacy kapłani, jak na przykład ks. Jan Nepomucen Ficek, wielki społecznik, budowniczy kościoła w Piekarach Śląskich.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Kościół katolicki włączył się w działalność międzynarodowej Caritas. Obok tego wciąż nie brakowało wielkich kapłanów społeczników. Wśród nich był ks. Dominik Ściskała, od 1929 r. proboszcz parafii Opieki NMP w Radomiu, dzisiejszej katedry. Założył parafialną Caritas. Działał w Towarzystwie Dobroczynności, w Stowarzyszeniu św. Zyty. Razem z siostrami szarytkami otworzył kuchnię parafialną. Zorganizował dwie ochronki, opiekował się głuchoniemymi. Pomoc dla potrzebujących organizował także podczas okupacji. Zmarł w maju 1945 roku, a jego pogrzeb był wielką manifestacją uznania i wdzięczności.

Głodomór patronem

W końcu grudnia ubiegłego roku bp Henryk Tomasik ustanowił bł. ks. Bolesława Strzeleckiego patronem szkolnych kół Caritas i parafialnych zespołów Caritas w diecezji radomskiej. To była odpowiedź na prośbę ks. Kowalskiego. – Siedziba Caritas przy ul. Kościelnej to wspomnienie mojego dzieciństwa, bo pochodzę z tej części Radomia. Tu byłem chrzczony w kościele pw. NSJ. Tutaj chodziłem na religię i nie przypuszczałem, że po latach w salce, gdzie miałem katechezę, będzie się mieściło moje biuro – opowiada. Naprzeciwko głównej siedziby Caritas znajduje się budynek, w którym po I wojnie światowej została urządzona kaplica nowo utworzonej parafii Najświętszego Serca Jezusowego. Jednocześnie w sąsiedztwie trwała budowa nowej świątyni, do której wierni przenieśli się dopiero po II wojnie światowej. Wówczas kaplica opustoszała, a po latach stała się magazynem Caritas.

Od lipca 1940 r. proboszczem parafii był ks. Strzelecki, znany w Radomiu jeszcze przed wojną z szerokiej działalności charytatywnej. Nie zaprzestał jej także jako proboszcz. Został aresztowany 7 stycznia 1941 r. po Mszy św., gdy rozpoczął rozdawanie jedzenia najbiedniejszym. – Jednym z zarzutów, jakie mu postawiono, było to, że działał na szkodę Niemców, ale też, że zrzeszał obok siebie ludzi. W istocie to zrzeszanie polegało na tym, że on ich zwoływał, by rozdawać jedzenie ubogim i potrzebującym – wyjaśnia ks. Kowalski.

Ks. Strzelecki trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz. I tam rozwinął opiekę charytatywną. Świadkowie wspominają, że wśród więźniów mówiono o nim „głodomór”, bo u silniejszych żebrał o chleb, żeby dawać go słabym i chorym. Zmarł na skutek pobicia dębowym kijem przez vorarbeitera Nitrasa. 13 czerwca 1999 roku Jan Paweł II ogłosił ks. Strzeleckiego błogosławionym w gronie 108 męczenników II wojny światowej.

Dobry Dom

Po zakończeniu II wojny światowej diecezjalne Caritas wznowiły swoją działalność. Jednakże w styczniu 1950 r. władze komunistyczne ustanowiły nad nimi nowy komisaryczny zarząd. W praktyce kościelna Caritas przestała istnieć, a działalność dobroczynna została sprowadzona jedynie do poziomu parafii.

– Zniszczenie Caritas w 1950 roku było wytrąceniem ważnego narzędzia w pracy Kościoła. Kiedy w okresie stanu wojennego przychodziły do Polski dary, ofiarodawcy nie chcieli przekazywać ich państwu, ale kierowali je wprost do Kościoła. Ten, nie mając odpowiednich struktur, z wielkim trudem radził sobie z ich rozdzielaniem. Dziś, po reaktywacji Caritas w październiku 1990 roku, ta działalność wygląda zupełnie inaczej. Struktury krajowe, diecezjalne i parafialne, współpraca z samorządami i z państwem jest wielkim ułatwieniem dla działań Kościoła na polu dobroczynności – mówi ks. prof. Przygoda.

Na radomskich Glinicach po latach historia zatoczyła koło. – Oto w miejscu, gdzie nie tylko była kaplica, ale też gdzie karmiono ludzi, stworzono magazyn żywności. To do niego pracujący na Glinicach ks. Stanisław Makarewicz zwoził dary w okresie stanu wojennego i w latach 80. XX w. On był koordynatorem, który starał się ogarnąć całość, bo przecież wtedy nie było struktur Caritas. Gdy te mogły się odrodzić, ks. Makarewicz został pierwszym dyrektorem. Po nim w diecezjalnej Caritas pracowali kolejni księża: Adam Płuciennik, Sławomir Gregorczyk, Piotr Jaśkiewicz, Radosław Walerowicz, Grzegorz Wójcik, Damian Drabikowski, no i ja – wylicza ks. Kowalski.

Kilka miesięcy temu zakończył się remont budynku starej drewnianej plebanii glinickiej parafii. Do niego z pomieszczeń przy magazynie przeniosła się świetlica Caritas. Teraz przychodzi czas, by podjąć prace renowacyjne dawnej kaplicy. – To miejsce jest dla mnie bardzo ważne. Jedna z pracownic zaproponowała nazwę. To będzie „Dobry Dom”. Po lewej stronie chcemy urządzić salę konferencyjną na ok. 100 osób. Na dole będzie magazyn, a część po dawnej siedzibie świetlicy przeznaczyliśmy na ośrodek wsparcia. W budynku znajduje się też wypożyczalnia sprzętu rehabilitacyjnego – mówi dyrektor Caritas. Polacy bardzo chętnie włącza- ją się w różnego rodzaju akcje dobroczynne, w tym także wspierają Caritas. Jednakże praca tej instytucji to coś innego niż akcyjność. – Caritas działa codziennie. U nas musi być zabezpieczony każdy dzień roku, bo codziennie trzeba się czymś podzielić i pomagać – tłumaczy ks. Kowalski.

Praca w Caritas nie jest łatwa, ale – jak przyznają pracownicy – przynosi satysfakcję. – Ona daje mi dużą radość. Jest tak szczególnie wtedy, gdy widzi się uśmiech na twarzy potrzebujących, którym zdołaliśmy pomóc. To są chwile, które najbardziej motywują – mówi Iwona Stępniewska, która w Caritas odpowiada za szkolne koła. Natomiast Anna Lis, współpracująca z oddziałami parafialnymi, dodaje: – Nasza praca wiąże się z wrażliwością i otwartością na potrzeby naszych podopiecznych. Jednakże nie zawsze możemy pomóc w takim zakresie, jak byśmy chcieli. Ogromną satysfakcję dają te chwile, gdy uda się przyjść z konkretną, oczekiwaną pomocą. Przykładem tego może być zakończona 5 lat temu akcja badań mammograficznych. Niektóre z uratowanych wtedy kobiet do dziś utrzymują z nami kontakt. To są te chwile, dla których warto pracować.