Jest Bosko

Marcin Jakimowicz


publikacja 07.04.2016 06:00

Prastare wieże i zagłębie truskawek. Templariusze i zakopany skarb. Pancernik, krokodyl i gigantyczny łyżwowy most Jagiełły. Zapierający dech w piersiach widok na królową polskich rzek i tętniące życiem Campo Bosco. Naprawdę lubię tu wracać.


Ekipa salezjanów przed kolosem, który rozsiadł się nad Wisłą 
 roman koszowski /foto gość Ekipa salezjanów przed kolosem, który rozsiadł się nad Wisłą 


Jestem tu już po raz czwarty, ale po raz pierwszy jest tak cicho. Dotychczas Czerwińsk nad Wisłą zamieniał się w rozkrzyczane Campo Bosco, a średniowieczne mury klasztorne wypełniał barwny tłum młodych. Zawsze, gdy patrzyłem na tę nieokiełznaną ekipę, zastanawiałem się, w jaki sposób salezjanie ogarniają i trzymają w ryzach to tętniące życiem towarzystwo.


Lubię Czerwińsk. Miejscowość jest maleńka, uśpiona. Stare, liche chatynki, rozbite, osnute pajęczynami okna, podtopione łodzie kołyszące się na Wiśle, cisza. Słychać, jak odwilż, która spowiła wioskę, zamienia śnieg w małe, rwące strumyczki. Aż nie chce się wierzyć, że w XIII wieku był to najbardziej okazały ośrodek życia politycznego, kulturalnego i gospodarczego Mazowsza. Najstarsze wzmianki o miejscowości pochodzą z… 1065 roku! To tu odbywały się zjazdy, sądy. To tu nad Wisłą rozsiadł się kolos zbudowany z granitu i cegieł.

Truskawkowe pole 
rośnie wokół mnie 


– Za co kocham Czerwińsk? – zastanawia się ks. Przemysław „Kawa” Kawecki – salezjanin, duszpasterz młodych, kierownik Ośrodka Młodzieżowo-Powołaniowego EMAUS, który mieści się w murach klasztoru. – Po pierwsze: tu odbyłem nowicjat. A więc po nawróceniu pierwszy poważny czas „sam na sam z Bogiem”. Do końca życia zapamiętam klimat gotyckiej kaplicy, w której modliliśmy się przez rok, genialny widok ze skarpy na dziką Wisłę (ta rzeka każdego dnia jest inna!). Jestem z Mazur, więc duszę się w ogromnych miastach. A tu za rzeką mam Kampinos…

Po drugie – wylicza salezjanin – zachwyca mnie historia tego miejsca. Klasztor skrywa wiele fascynujących tajemnic. W miejscu kultu pogańskiego, w czasach gdy nasi przodkowie gnieździli się w kurnych chatach, zbudowano gigantyczną kamienną świątynię. Ludzie podnosili wzrok, patrząc na dwie rosłe romańskie wieże, i musiało to robić na nich ogromne wrażenie. Dla nich był to szok. 
Wieże mają, bagatela… 861 lat. Zdaniem specjalistów to w Czerwińsku zastosowano po raz pierwszy w Polsce cegłę. Tu powstał pierwszy na tych ziemiach szpital, pierwszy przytułek. Gospodarzami tego kolosa byli przez wieki kanonicy regularni laterańscy. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, a ile legendy, ale powszechnie mówi się, że zakonnicy sprowadzili na tę ziemię truskawki. Dziś jest to truskawkowe zagłębie. Kiedyś klasztorne ogrody i sady obejmowały teren niemal całej miejscowości aż po dzisiejszą trasę Płock–Warszawa. Potężne agrarne założenia…


W 1310 roku pojawili się tu templariusze. Kroniki opisują, jak po kasacie zakonu rycerze przypłynęli tu Wisłą od strony Gdańska. Czy to nie magiczna opowieść? Innym wymownym momentem jest bombardowanie Czerwińska w czasie I wojny światowej. Kule armatnie huczały nad klasztorem. Front stanął na Wiśle. Po jednej stronie Niemcy, po drugiej Rosjanie. Wiele domów zostało zrujnowanych. A kościół? Przy potężnym ostrzale zniszczona została jedynie… lipa przed bazyliką. Ludzie odczytali klarownie ten znak, a przed kościołem postawili figurę Matki Boskiej.


Krzyżaków zrobiono w konia 


Jaś Kowalski usłyszy o Czerwińsku w czasie lekcji o wielkiej wojnie z zakonem krzyżackim. To tu w 1410 roku Władysław Jagiełło zbudował słynny most łyżwowy, po którym wojsko przeprawiło się przez królową polskich rzek, by połączyć się w drodze pod Grunwald z litewskimi hufcami Witolda. W 1409 roku podczas narady w Brześciu stworzono strategiczny plan budowy mostu. Zmyliło to kompletnie Krzyżaków, którzy oczekiwali polskich wojsk przy istniejących mostach na północy. Most wykonano w Borach Kozienickich. Cieśle zużyli aż 500 metrów sześciennych drewna, zbudowali 168 łodzi, wyciosali 500 dziewięciometrowych belek i 2,5 tysiąca desek o długości 3,5 metra. Spławili to w tajemnicy do Czerwińska. Pod klasztorem 30 czerwca stanął w ciągu 8 godzin półkilometrowy most gigant, a Jagiełło przerzucił wojsko na prawy brzeg Wisły. W ciągu 48 godzin przez rzekę przeprawiło się 18 tysięcy piechoty, 30 dział i aż 8 tysięcy wozów z zaopatrzeniem.

Sam Jagiełło modlił się w tutejszym klasztorze przed bitwą pod Grunwaldem i po niej. To tu dziękował za imponujące zwycięstwo. 
Bywało tu zresztą wielu królów. Jan Kazimierz podczas wojny z Chmielnickim złożył przed cudownym obrazem chorągwie zdobyte na Kozakach pod Beresteczkiem. Po latach w czasie działań wojennych to specyficzne wotum zaginęło. Według legendy, w obawie przed rabunkiem okupantów zostało zakopane gdzieś na terenie klasztoru. Czy to prawda? Okaże się wkrótce. Do klasztoru przyjeżdżają ekipy archeologów i geodetów, a skarb czeka na wydobycie.


Głowa do góry!


W przewodnikach przeczytamy o pięknym romańskim portalu, odkrytym dopiero przed stu laty, największym zespole fresków romańskich w Polsce czy o kolumnach, o które rycerze Jagiełły ostrzyli swe miecze. I o tym, że Czerwińsk był niegdyś miastem portowym. Dziś po Wiśle nie płynie nikt. A jeszcze kilkadziesiąt lat temu ten port śródlądowej żeglugi tętnił życiem.


Nie zawsze jest tu tak cicho. W czasie festiwalu młodych Campo Bosco klasztor zamienia się w gigantyczny ul, a wielkopostne misteria męki Pańskiej przyciągają co tydzień tłumy wiernych (każdego roku przez klasztor przewija się wówczas niemal 10 tysięcy ludzi!).


– Ten kolos wymagał solidnego remontu – opowiada ks. Kawecki. – Gdy w pierwszym roku prowadzenia ośrodka EMAUS usłyszałem, że koszt będzie wynosił 15 milionów, pomyślałem: damy radę. Ludzie poklepywali mnie po ramieniu: znajdziesz fundusze z ministerstwa czy Unii Europejskiej. Gdy po roku słania projektów, pisania wniosków i całej tej papierkowej roboty miałem na koncie 20 tysięcy, usiadłem pod bazyliką i gorzko zapłakałem – śmieje się salezjanin. – Wiedziałem, że to przedsięwzięcie rozłoży mnie na łopatki. Kiedy nastąpił przełom? Na Campo Bosco. Rozmawiałem z jednym z chłopaków, który przyjeżdżał do nas od lat. Okazało się, że jego tata jest specjalistą w branży budowlanej. „Chętne wam pomogę” – powiedział i bez żadnej wstępnej kawki czy herbatki rzucił: „Pokażcie mi klasztor”. „To jest robota na 15, 20 lat” – orzekł po długim spacerze. „Nie znam w Polsce firmy, która mogłaby was wspomóc od razu, ale mogę wam podpowiedzieć, gdzie możecie po kolei uderzać”. I dzięki takim ludziom ruszyliśmy z miejsca. Małymi kroczkami. Nabrałem spokoju, przestałem się szarpać.

Remont powoli posuwa się naprzód. Powstała inicjatywa „Magiczny Czerwińsk”. Raz na jakiś czas spotykają się ludzie, dla których to miejsce jest ważne i chcą mu nieodpłatnie pomóc. Bo w tym miejscu, zaręczam, można się zakochać! Udało się nam wyremontować kilka pomieszczeń, stworzyć muzeum kard. Augusta Hlonda (salezjanina!), zrobić potężny dach dzięki pieniądzom z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, odnowić ciekawą wystawę misyjną (obok strojów z Meksyku, Ameryki Południowej czy Japonii zobaczymy wypchanego pancernika, piranie, krokodyla czy imponującą skórę węża). Wszystko zaczęło się układać. Koszt? Zawaliłem trochę na półtora roku świat kapłański – nie owija w bawełnę ks. Przemek. – Mogłem prędzej głosić rekolekcje o dachówkach, a nie Dobrą Nowinę. Ale to był potrzebny czas. Bóg upomniał się o Siebie. Dziś jestem spokojniejszy. Wiem, że to nie moje dzieło, i śpię normalnie po nocach.

Widzę, jak bardzo wspólnota braci ratuje mnie przed tą całą budowlaną gonitwą. Jest nas 11. Mam świetnych współbraci. Z Jackiem Szewczykiem i Piotrkiem Wyszyńskim ogarniamy na co dzień prowadzenie ośrodka EMAUS, w którym młody człowiek może otrzymać pomoc duszpasterską. Pozostali współbracia dbają o sanktuarium i pracę parafialną. Codziennie otwarte jest oratorium – klub dla młodzieży, gdzie wolny czas spędza około 30 osób. Co roku animujemy Campo Bosco. Prowadzimy rekolekcje, spotkania powołaniowe ProVOCATIO. Co nas ratuje przed wypaleniem, przed staniem się „kierownikami budowy”? Niemal w każdą sobotę z różnymi grupami, które tu przyjeżdżają, w kaplicy uwielbiamy Boga. Mierzymy się ze Słowem. Bardzo dużo spowiadamy. To naprawdę ratuje mi kapłańską skórę. 


Relacja, głupcze!


Z kaplicy słychać gromki śpiew. Sami faceci. Śpiewają o Janie Bosco. Kilkudziesięciu chłopaków z prowadzonego przez salezjanów ośrodka wychowawczego w Różanymstoku właśnie kończy rekolekcje. Na korytarzu rozmawiają o ostatnich meczach Jagi i Legii. Czują się tu jak u siebie. 
– Nie chodzi nam o to, by zafundować im fascynującą opowieść o Jezusie – opowiadają salezjanie. – Chcemy dać im szansę spotkania z Nim, przylgnięcia do Niego, zawiązania relacji.


– Bardzo przekonała mnie opowieść znajomego chłopaka – opowiada ks. Kawecki. „Chodziłem na religię po to, by robić sobie jaja z katechety. Szydziłem, zakładałem koszulki z odwróconymi krzyżami. Podobnie jak ja zachowywała się cała klasa. Poza piątką dziewczyn, które siedziały w pierwszych ławkach”. Latem chłopak pojechał na rekolekcje i po raz pierwszy w życiu doświadczył spotkania żywego Boga. We wrześniu wrócił do szkoły. Katecheta się nie zmienił. On się zmienił i… dołączył do tych pięciu dziewczyn w pierwszych ławkach. Był szóstą osobą, która słuchała katechety. Ten chłopak mówił: „Kurczę, ale ten facet ciekawe mówi”. Tylko jednego nie mógł zrozumieć: dlaczego dwadzieścia parę pozostałych osób wciąż ziewa i szydzi. Zobaczmy, jak ważne są intencje…


Czerwińsk znany jest jako sanktuarium Matki Boskiej Pocieszenia. Kopia obrazu Matki Bożej Śnieżnej z rzymskiej bazyliki Santa Maria Maggiore króluje na wzgórzu. Obraz namalował Łukasz z Łowicza w 1612 roku. W lewej dłoni Maryja trzyma mappę – białą chustę, insygnium władzy monarszej. Na Mazowszu ludzie odczytali to jako symbol pocieszenia.

– Jakiś czas temu jeden z naszych braci spotkał kręcącego się po klasztornym ogrodzie mężczyznę – opowiada ks. Kawecki. – Zaczęli rozmawiać. Okazało się, że człowiek ten wrócił z misji stabilizacyjnej w Iraku. Brał udział w akcji, w której zginęli cywile. „Prawo mnie uniewinniło” – opowiadał. „Psycholog pomaga wyjść na prostą, ale w środku czuję rozdarcie. Przyjechałem tu szukać pocieszenia. Dlaczego? Bo wyczytałem, że Jagiełło był tu po bitwie. Żołnierze, którzy przeżyli to, co ja, szukali tu w XV wieku oddechu, pokoju, pocieszenia. Dlatego i ja przyjechałem tu po ratunek”.

TAGI: