Człowiek z natury pogański

Andrzej Macura

Któryś z Ojców Kościoła pisał kiedyś o człowieku z natury chrześcijańskim. Ja dziś, przewrotnie, o chrześcijaninie z natury pogańskim.

Człowiek z natury pogański

Czy Jezusowe nauczanie jest ideałem, ku któremu powinniśmy zmierzać czy raczej podstawą, od której powinnyśmy zacząć konstruowanie naszej hierarchii wartości?  Ktoś być może powie, że i jednym i drugim. Ja jednak skłaniałbym się ku drugiej opcji. Jasne, to ciągle niedościgniony ideał. Proszę jednak zauważyć, że traktowanie Ewangelii jako niedościgłego ideału bardzo łatwo zamienia się w usprawiedliwianie, że się palcem nie kiwnęło, by je wprowadzić w życie. „No nie, przecież to ideał, a my tacy mali i słabi jesteśmy”. I ich wcielenie w życie odkłada się na bliżej nieokreśloną przyszłość. Przyszłość z mocnym wychyleniem eschatologicznym.

Takie stawianie sprawy przypomina trochę ubieranie choinki. Jesteśmy jak zdrowe, zielone i na wskroś pogańskie drzewko. Ale jako wierzący nakładamy na to drzewko chrześcijańskie ozdóbki. Tu bombkę, tu łańcuszek, tu trochę lamety. To wskazanie Jezusa szanujemy, bo nam pasuje, tamto nie, więc zostanie w pudełku, do wykorzystania w lepszych czasach.  Najistotniejsze jednak, że ile byśmy tych ozdób na siebie nie nałożyli nasza natura pozostaje daleka od chrześcijaństwa. I w trudniejszych sytuacjach wyłazi, jak z świątecznej choinki, gdy się z niej zrzuci owe ozdóbki. Przykłady?

Ucieszyłem się ostatnio, gdy przeczytałem, że ministerstwo zdrowia planuje wycofanie się z dostępności jednej z pigułek „dzień po” bez recepty. Tak, zdecydowanie lepiej jest, gdy prawo nie sprzyja demoralizacji. Z drugiej tak sobie myślę, że gdybyśmy szanowali Boże wskazania, tego rodzaju środki leżałyby na półkach i się przeterminowywały...

Zdecydowanie z kolei zasmuciła mnie deklaracja rządu, że nie będziemy przyjmować uchodźców. Nie to, żebym tęsknił by zalali nasze ulice i parki. Ale jakoś głupio, bo okazuje się, że to nasze chrześcijaństwo to chyba faktycznie tylko taka nasza choinkowa ozdóbka na egocentrycznej hierarchii wartości. Żeby nie było niedomówień: mniej mi chodzi o deklaracje naszej władzy, a bardziej o tę falę gwałtownego sprzeciwu wobec tego pomysłu, jaka przelała się przez nasz kraj. To my, jako chrześcijanie, oblaliśmy egzamin. Rządowe decyzje to raczej wyjście naprzeciw głośno artykułowanym społecznym oczekiwaniom. Ciekawe co usłyszymy w dzień sądu...

Mocno zaniepokoiła mnie za to ostatnio informacja o pomyśle odbierania uprawnień do leczenia tym lekarzom, którzy nie popierają szczepień. Podobnie zresztą jak wcześniej pomysł wysokich kar dla rodziców, którzy nie chcą szczepić dzieci. To nie tylko pomysł rządzących. Na ten temat też toczyła się i toczy gorąca dyskusja. Jej oznaką była ostatnio informacja, jak po „ospa party” zmarło zarażone dziecko. Nie chcę rozstrzygać po czyjej stronie jest racja. Chodzi mi tylko o sposób w jaki całkiem spora część ludzi, pewnie uznających się za chrześcijan, podchodzi o swoich bliźnich. „Nie chcesz szczepić dzieci, jesteś dla nas i naszych dzieci zagrożeniem więc zegniemy ci kark do ziemi; albo się ugniesz, albo koniec z tobą”.  Prawdziwy personalizm chrześcijański, prawda?

To pogaństwo egocentryzmu wychodzi z nas przy wielu innych okazjach, mniej już nadających się do odwoływania się do konkretnych przykładów. Ot, takie lekceważenie dla czasu bliźnich. Np. kiedy normą staje się niedotrzymywanie terminów, co skutkuje tym, że inni muszą bezproduktywnie czekać, a potem poświęcić dodatkowy czas na pchnięcie sprawy dalej... Żaden problem? Jasne, dla tego, który się spóźnił żaden...

Niestety, dopóki swoje chrześcijaństwo będziemy traktowali jak choinkowe ozdóbki, takie sytuacje będą się powtarzać. Gdybyśmy przynajmniej zauważyli, że to postawy niezgodne z Ewangelią, wtedy pewnie dałoby się częstość ich występowania przynajmniej ograniczyć...