Ciągną do góry

Marta Sudnik-Paluch

publikacja 31.03.2016 13:50

Nie szukają łatwych rozwiązań. Dla nich droga na Światowe Dni Młodzieży też ma być duchowym ćwiczeniem.

Kiedy diakon Mateusz Kempiński razem z klerykiem Jakubem Gojnym wpadli na pomysł zorganizowania pierwszej pielgrzymki na rolkach i hulajnogach do Piekar Śląskich, wszyscy patrzyli na nich raczej z politowaniem. – Większość osób, którym mówiliśmy o naszym pomyśle, nie dowierzała, że może się to udać. A pomysł chwycił – cieszy się Mateusz. – Za pierwszym razem nasza pielgrzymka była mocno spontaniczna. Nawet nie przyszło nam do głowy, że potrzebna będzie grupa techniczna, która będzie czuwać nad bezpieczeństwem przejazdu. I wtedy odezwał się do nas pan Adam, który zaproponował, że się tym zajmie. Pan Bóg się najlepiej troszczy, nawet o kwestie techniczne.

Po pierwszej, udanej pielgrzymce zmieniło się nastawienie wielu. – W organizacji pomagają nam teraz osoby związane z Nightskating Katowice. To cykl świeckich imprez dla rolkarzy. Tutaj też dostrzegam działanie Pana Boga. Bo organizując pierwszą naszą pielgrzymkę na rolkach i hulajnogach, napisałem do rolkarzy z pytaniem, czy się włączą w tę inicjatywę. Odpowiedzieli grzecznie, ale stanowczo, że nie interesują ich kościelne imprezy. Ale tuż przed drugą pielgrzymką, do Bierunia, sami się odezwali z pytaniem, czy mogą się dołączyć – wspomina Mateusz. – Teraz powierzyliśmy im zabezpieczenie trasy oraz wytyczenie optymalnej drogi do Krakowa.

Sprawdzian przed Krakowem

Bo skoro dotąd pielgrzymki odbywały się w intencji Światowych Dni Młodzieży, ich uczestnicy do Krakowa nie mogą się wybrać inaczej niż właśnie na rolkach. Jednak z uwagi na długość trasy – ok. 100 km – uczestnicy muszą „udowodnić”, że potrafią jeździć.

– Za pierwszym razem mieliśmy taką sytuację, że już na pierwszym skrzyżowaniu okazało się, że jeden z uczestników nie umie hamować. Gdyby nie nasz techniczny, który go zatrzymał, pewnie wjechałby na skrzyżowanie z całym impetem – wspomina Mateusz. Dlatego każdy, kto na rolkach będzie chciał jechać do Krakowa, musi wcześniej wziąć udział w dwóch innych pielgrzymkach: 7 maja do Tychów, a 11 czerwca do Rud Raciborskich. – To będą zdecydowanie krótsze trasy. Pierwsza ma tylko 22 km, a druga 50. Każdy uczestnik dostanie specjalną legitymację pielgrzyma, gdzie potwierdzi swoją obecność. Chodzi o to, by zweryfikować umiejętności uczestników – tłumaczy Mateusz.

Przygotowanych będzie 3 tys. legitymacji. Dodatkowo trzeba zaliczyć dwa przejazdy Nightskatingu. – Trasa do Krakowa to ponad 100 km. Dodatkowo będziemy jechać w nocy, a wiadomo: wtedy organizm inaczej funkcjonuje. Sam się czasem zastanawiam, czy podołam, ale zostawiam to Bożej Opatrzności – dodaje Mateusz.

Przyznaje, że od czasu pierwszej pielgrzymki sam wiele się nauczył, jeżeli chodzi o technikę jazdy. – Nie miałem jakichś wybitnych umiejętności, ale modliłem się: „Panie Jezu, jak mam to robić, to musisz się sam zatroszczyć”. I zostałem wysłuchany. Nauczyłem się hamować tak, jak powinno się to profesjonalnie robić. Bo od ludzi z Nightskatingu usłyszałem, że jazda z hamulcem to obciach – śmieje się. – No tak, bo żeby zahamować, są dwie techniki: albo pług, czyli tak jak na nartach, albo jedną stopę ustawia się z tyłu pod kątem 90 stopni.

Jak przekonuje, rolki jako sposób podróżowania mają wiele zalet. – Nie będziemy stać w korkach. Poza tym jest ekologicznie, czyli zgodnie z nauczaniem papieża Franciszka. No i rolki łatwo spakować do plecaka. Nie tak jak rower – śmieje się Mateusz.

„Nie dojadę do Częstochowy”

Plan jest prosty: ruszają 29 lipca wieczorem. – Będziemy ruszać mniej więcej w tym samym czasie, gdy w Krakowie będzie rozpoczynać się Droga Krzyżowa. Tak, że pierwszy etap trasy upłynie nam w łączności z papieżem Franciszkiem i uczestnikami nabożeństwa – mówi Mateusz. Pojadą całą noc z jedną dłuższą, godzinną przerwą. Na miejsce dotrą nad ranem, na czuwanie. – Mam świadomość tego, że zgłoszą się do nas osoby, które będą po prostu chciały się sprawdzić na tym dystansie, ale może Pan Bóg je dotknie? Może właśnie w taki sposób mają Go doświadczyć? – zastanawia się.

Bo o tym, że Pan Bóg wybiera nawet tak zaskakujące drogi spotkania, zdążył się już przekonać. – Najlepszym dowodem jest historia jednego z chłopaków, który dołączył do nas w czasie pierwszej pielgrzymki do Piekar Śląskich. Jechaliśmy przez ul. Stawową, on nas zobaczył i ruszył z nami na deskorolce. Próbowałem go zagadać, ale mi się nie udawało. Dopiero na postoju, kiedy podszedłem do niego z wodą, zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że był na imprezie tej nocy i trochę „zabalował”. Nie chodził do kościoła od czasów gimnazjum i właściwie kiedy dowiedział się, że to jest pielgrzymka, był przerażony. „Nie dojadę do Częstochowy”, cały czas kołatało mu po głowie.

Ale dojechał z nami do prawdziwego celu pielgrzymki, czyli Piekar Śląskich. I jak zaczęliśmy zapisy na kolejną pielgrzymkę, do Bierunia, zgłosił się pierwszy – wspomina Mateusz.

Wakacje w drodze

O tym, jak ważna jest forma duszpasterskich działań, przekonali się nieraz ks. Tomasz Koryciorz i ks. Maciej Krajewski, posługujący w „Świetle w familoku”. Proponują oni młodym, by trasę do Krakowa pokonali pieszo. – Wiadomo, że najwygodniej jest wsiąść całą grupą do autokaru w Rudzie Śląskiej lub w Siemianowicach i wyjść na parkingu w Brzegach. Tyle że nasza grupa to młodzież, która w wielu przypadkach jest bardzo daleko od Kościoła. I jeżeli wybralibyśmy takie rozwiązanie, oni zrobiliby sobie tam imprezę – zauważa trzeźwo ks. Tomasz Koryciorz. Dlatego proponują „wakacje w drodze”. – Ten czas jest potrzebny, żeby ich wyciągnąć, odciąć od oddziaływania środowiska. Trzy dni i ci młodzi ludzie zaczynają inaczej funkcjonować – zapewnia.

– Ale żeby się to udało, idzie z nami „mieszana” grupa. Oprócz młodzieży z rudzkiego osiedla Kaufhaus, świętochłowickich Lipin czy Siemianowic w pielgrzymce wezmą też udział inni młodzi pielgrzymi, dla których życie wiarą jest codziennością i którzy chcą się dzielić swoim doświadczeniem Bożej miłości i miłosierdzia. To oni będą „ciągnęli do góry” – uśmiecha się ks. Maciek. – Piesza pielgrzymka to taki wyjątkowy czas. W drodze pojawiają się różne sytuacje. My chcemy tej młodzieży pokazać, jak wiara może zmieniać codzienność, jak wiele prostych czynności czy gestów może z niej wypływać. Nawet tak błahe rzeczy, jak udzielenie noclegu czy przygotowanie posiłku. Mam nadzieję, że uda im się zobaczyć, że ludzie, którzy nam pomagają, robią to, bo tak podpowiada wiara, i nie pytają, kim są pielgrzymi – dodaje ks. Tomek.

Dar na całe życie

Jak przyznają zgodnie duszpasterze, to ważne, by nie dawać gotowych rozwiązań, tylko towarzyszyć i pozwalać doświadczać dobra. Bo w codzienności uczestników „Światła w familoku” tego doświadczenia dobra wyraźnie brakuje. Zwykle nawet nie ma gdzie go szukać, gdy w domach, wśród znajomych czy sąsiadów, króluje alkohol, a codzienność podlega jedynie regułom prawa ulicy. – Piesza pielgrzymka na Światowe Dni Młodzieży to nie jest jednorazowy zryw. To raczej konsekwencja naszej dotychczasowej pracy. Dla jednych to będzie początek, a dla innych kolejny etap na naszej wspólnej drodze ku Bogu – podkreśla ks. Tomasz.

– Po co to robimy? Bo chcemy dać im takie doświadczenia dobra, które zostanie na całe życie. Takie silne obrazy czy emocje, które zapamiętają. I jeśliby się kiedyś coś złego im przytrafiło, znaleźli się w jakiejś zupełnie beznadziejnej sytuacji, żeby przypomnieli sobie ten moment doświadczenia dobra i dzięki niemu wiedzieli, gdzie szukać Światła. Nie muszą wiedzieć, gdzie, kiedy się to zdarzyło. Ważne, że będą wiedzieli, gdzie pójść, by doświadczyć Bożej miłości.

Obaj duszpasterze przyznają, że nie wiedzą, na ile uda im się zrealizować założony plan. – To trzeba zostawić Bożej Opatrzności. My dajemy tylko impuls. Czasem pozornie niewiążący się z wiarą czy z pielgrzymką. Pokazujemy im, że to nie tylko wyjście na „kościółkowe” wydarzenie, że to mogą być fajne wakacje, bo będziemy np. mieć postój w okolicy jeziorka czy rzeki i będzie można się wykąpać. Albo że poznają młodzież z Argentyny czy Stanów Zjednoczonych. Taka argumentacja działa – mówi ks. Tomek.

Plan pieszej trasy powstaje, potrzebne są dary materialne, m.in. na opłacenie pakietów pielgrzyma. – Z wodociągów siemianowickich mamy już obiecanego busa z kierowcą i pielęgniarką. No i oczywiście zapas wody – zapowiada ks. Maciek. – Zapisy prowadzimy od Dnia Kobiet, czyli 8 marca. Trudno określić, ilu zapisanych rzeczywiście spełni nasze kryteria – mówi Mateusz. – Ale jeżeli ktoś czuje się na siłach, zapraszam na stronę: mlodzidlamlodych.pl. Wystarczy się zapisać i zorganizować sobie latarkę-czołówkę. Kamizelkę odblaskową my dajemy.

TAGI: