Pan Bóg za kratkami


publikacja 31.03.2016 06:00

O tym, czym jest szczerza spowiedź, 
mówi augustianin o. Piotr Lamprecht w rozmowie z Agatą Puścikowską.


Pan Bóg za kratkami
 jakub szymczuk /foto gość

Agata Puścikowska: Młody kapłan w konfesjonale. Bywa trudno?


O. Piotr Lamprecht: Fizycznie rzeczywiście czasem bywa ciężko. Jakiś czas temu spowiadałem non stop przez pięć godzin. I to mój, młodego spowiednika, rekord. Ale czasu poświęconego w konfesjonale nie postrzegam w kategorii trudno–łatwo. To jest moje powołanie i wielki dar. Właśnie spowiedź jest dla mnie najpiękniejszym doświadczeniem kapłaństwa. Niemal codziennie pozwala mi „podglądać” w realny sposób działanie łaski. Widzę, jak podczas spowiedzi człowiek odnawia relację, przymierze z Bogiem.


Zawsze?


Bywają spowiedzi różnej jakości. Jednak wciąż doświadczam takich, w których widać Bożą łaskę i dobre, gruntowne przygotowanie osoby spowiadającej się. 


Dobre przygotowanie oznacza wypełnienie, po kolei, wszystkich warunków spowiedzi?


Zasadniczo tak. Jednak tutaj trzeba uważać, by całej spowiedzi nie sprowadzić do jakichś „formułek”, które po kolei skrupulatnie trzeba „odhaczać”. Staranność, by spełnić warunki, jest oczywiście podstawą. Ale istotą spowiedzi jest dążenie do odnowienia więzi i relacji człowieka z Panem Bogiem. Każda relacja rzeczywistej bliskości, zarówno między Bogiem a człowiekiem, jak i między dwojgiem ludzi, musi przecież być oparta na szczerości i prawdzie.


W relacji człowieka z człowiekiem czasem o szczerość trudno. W relacjach z Bogiem podobnie...


Więc żeby szczerość zbudować, trzeba jej naprawdę chcieć. A po drugie świadomie przygotować się do niej. W jaki sposób? Kościół daje nam ku temu wspaniałe, a proste narzędzia. W Wielkim Poście jesteśmy zachęcani do postu, jałmużny i modlitwy. W przypadku spowiedzi właśnie modlitwa, rozmowa to najlepszy sposób, by przełamywać bariery, otwierać się, wzajemnie słuchać. Jeśli chcemy wyspowiadać się w sposób szczery, potrzebna jest wcześniejsza rozmowa z Bogiem. Pomaga modlitwa ado­racyjna, kontemplacyjna: wtedy nie mówimy, a staramy się słuchać Pana Boga. Dobrym narzędziem, które pomaga w szczerej spowiedzi, jest też czytanie Pisma Świętego. W konkretnych przykazaniach ukryte jest nasze życie, nasze wady i grzechy. Trudne nauki Chrystusa, na przykład do faryzeuszy, są skierowane i do współczesnych. Słowo, jeśli odczytamy je dla siebie, czasem może nawet zranić, bo dotyka naszej słabości i grzechu. Jednak ostatecznie leczy. 


Podobnie jest chyba ze spowiedzią – czasem boli. Potem leczy.


Boli, bo po ludzku ciężko jest mówić o sobie złe rzeczy. Ciężko opowiedzieć o swoim osobistym piekiełku drugiej osobie. Oczywiście wierzymy, że spowiadamy się Bogu. Ale w sensie psychologicznym przełamanie się przed spowiednikiem – człowiekiem może stanowić sporą trudność. Ale uwaga: ten nasz lęk powodowany wstydem wcale nie jest taki zły. Jest raczej naturalny. Adam i Ewa po tym, jak zgrzeszyli i zauważyli, że są nadzy, zaczęli się wstydzić. A co mieli zrobić? Obnażać się przed światem? My działamy podobnie: wstydzimy się zła, które zrobiliśmy, więc jakoś staramy się skryć. Gdyby tego wstydu zabrakło, oznaczałoby to, że przestaliśmy być wrażliwi na czynione przez nas zło.


Co trzeba zrobić, by przełamać lęk?


Tu trzeba trochę takiej... męskości. Modlitwy do Ducha Świętego o dar męstwa. Świadomości, że jeśli się wstydzę i boję, to znaczy, że jestem człowiekiem wrażliwym, dążącym do dobra i poprawy. Poczucia, że jeśli nawet bardzo się lękam, to muszę ten lęk przepracować, wziąć w cugle. By przy kratkach konfesjonału nie zataić grzechów. Przecież każdy chyba gdzieś głęboko ma świadomość, że aby spowiedź miała sens i naprawdę nas przemieniała, musi być autentyczna. Człowiek uświadamia sobie prawdę o swoim życiu, nazywa problemy i wady, by później wyznać je Bogu. I to jest początek. Konsekwencją szczerej spowiedzi jest natomiast ciąg dalszy: pozostanie z Bogiem sam na sam i odnowienie więzi. 


Zawsze po spowiedzi następuje uzdrowienie, nawiązanie więzi? 


Uzdrowienie następuje nawet i przed sakramentem, podczas szczerego rachunku sumienia. To pierwszy krok. Oczywiście nie jest tak, że od razu po spowiedzi stajemy się święci i nieskalani. Jesteśmy ludźmi, więc zawsze gdzieś ukryty pozostaje nasz oścień Pawłowy. Jakiś problem, jakiś grzech, coś, z czym będziemy się zmagać całe życie. Jednak spowiedź pozwala osiągnąć nową, lepszą jakość w relacjach z Bogiem. Wiele jest też spowiedzi, szczególnie tych po latach, które po prostu zmieniają jakość naszego życia, bycia w Kościele. Są przepiękne.



Jak nauczyć dzieci szczerej spowiedzi?


Najpierw trzeba zacząć od nauczenia szczerości, zaufania w rodzinie: w stosunku do mamy i taty. Jeśli dziecko ufa rodzicom, nawet gdy nabroi, będzie potrafiło zwiesić głowę i poinformować o swojej wpadce. A nauczyć dziecko prawdomówności można jedynie w atmosferze miłości i zrozumienia. I na tym przykładzie: kochającego ojca, który dowiaduje się o tym, co przeskrobał syn, ale wybacza, można tłumaczyć istotę spowiedzi świętej. Dziecko spowiadając się, mówi o swoich grzechach kochającemu Ojcu w niebie. Wtedy ani się nie boi, ani nie będzie ukrywać grzechów.


Wróciliśmy do kwestii lęku. Jeśli dorosły wcześniej nie nauczył się postrzegać Pana Boga jako kochającego Ojca, nie dziwią późniejsze problemy ze szczerą spowiedzią...


To prawda. Ale nie oznacza to, że dorosły nie ma szans, by się tej ufności względem Ojca nauczyć. Apostołowie prosili: „Panie, przymnóż nam wiary”. My możemy również wołać: „Panie, przymnóż szczerości, ufności”. W nauce ufności względem Boga pomóc może również doświadczenie innych ludzi, którzy w pewnym momencie życia stanęli w prawdzie. Z własnego podwórka mogę zarekomendować św. Augustyna. Ten wielki grzesznik po nawróceniu napisał „Wyznania”, niesamowitą lekturę, która była niejako spowiedzią publiczną, opisywała odnowienie jego relacji z Panem Bogiem. W ten sposób Augustyn uwolnił się i odnowił swoje życie.


My publicznie mówić o swoich słabościach nie musimy.


I bardzo dobrze. Czasem jednak warto posłuchać publicznych świadectw osób, które doświadczyły realnego działania Pana Boga, nawróciły się. Przy czym nie skupiałbym się na świadectwie jako „relacji z tego, co było złe”. Czasem świadectwa zbytnio nastawione są na opisywanie winy: „Robiłem to i tamto, i byłem zły”. I od nowa: „Robiłem to i tamto...”. Tymczasem zarówno w takich świadectwach, jak i (!) w spowiedzi w ogóle grzech nie jest najważniejszy. Najważniejsze są odrzucenie grzechu i relacja z Bogiem. Tylko to przemienia życie.

TAGI: