Postanowienie poprawy

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 24.03.2016 06:00

Szczery żal za grzechy łączy się z decyzją o zerwaniu z grzechem i zmianą życia. Tyle razy już obiecywaliśmy Bogu… I co? Jeśli niewiele z tego wyszło, tym bardziej trzeba postanowić poprawę raz jeszcze.

Postanowienie poprawy  nie może być ogólnikowe. Konieczny jest konkret. Trzeba powbijać haki, których możemy się mocno trzymać, pnąc się w górę canstockphoto Postanowienie poprawy nie może być ogólnikowe. Konieczny jest konkret. Trzeba powbijać haki, których możemy się mocno trzymać, pnąc się w górę

Chyba wszyscy znamy to uczucie zwątpienia. Ile już razy dawałem słowo i zawiodłem Boga? Siedem razy? Siedemdziesiąt siedem? Nieważne. Bóg nie męczy się przebaczaniem tobie, więc niech i ciebie, grzesznika, nie zmęczy postanawianie poprawy. Nawet po raz nie wiadomo który. Jest pokusa nakłaniająca do konkretnego grzechu. Groźniejsza od niej jest druga pokusa, pojawiająca się po popełnieniu grzechu. Szepta ona mniej więcej tak: „No widzisz, a nie mówiłam, że nie warto walczyć, skończ z tymi postanowieniami, daj sobie spokój, wpadniesz jeszcze w jakąś nerwicę. Żyj spokojnie i nie przejmuj się zasadami, bądź wolny, popatrz, jacy szczęśliwi są ci, którzy niczym się nie przejmują, nie bądź taki święty”.

Ta druga pokusa jest groźniejsza od tej pierwszej, przed grzechem. Grozi bowiem całkowitym paraliżem sumienia, nakłania do pozostania w stanie upadku, co może prowadzić wprost do duchowej śmierci. Lekarstwem na tę pokusę jest postanowienie poprawy. Chcę zacząć jeszcze raz. Dlatego modlę się pokornie i ufnie do Boga, by mi w tym dopomógł. Łaska Boża ma zawsze „do zrobienia” więcej niż my sami.

Powbijać haki

Nie przypadkiem to trzeci warunek dobrej spowiedzi. Postanowienie poprawy jest bowiem owocem dwóch poprzednich kroków, czyli rachunku sumienia i żalu za grzechy. Dzięki rachunkowi sumienia nasze postanowienia mogą być konkretne, nie rozpłyną się w ogólnikowych zapewnieniach Boga, że chcemy, żeby było lepiej. Musimy wiedzieć, co chcemy zmienić i w jaki sposób. Jak pisze Adrienne von Speyr, trzeba „powbijać haki, których moglibyśmy się mocno trzymać”. Nie wystarczy mieć przed oczyma wielki ideał. Owszem, mamy dążyć do doskonałości, ale znając własne słabości, trzeba liczyć się z tym, że droga do niej jest długa, stroma, niebezpieczna.

Dlatego potrzebujemy stopni, punktów zaczepienia. Analiza okoliczności, które prowadzą do upadku, podpowiada, od czego zacząć. Oczywiście nie zapominając ani na moment o wpatrywaniu się w Tego, który nas miłuje. Jemu zależy bardziej na naszej poprawie niż nam samym. Postanowienie poprawy wypływa także z żalu za grzechy. Jeśli był on głęboki i prawdziwy, wtedy wzbierają w nas zarówno niechęć do grzechu, jak i pragnienie bliskości z Bogiem. Obie te motywacje są motorem napędowym do nawrócenia.

Dobrze jest poczuć wstręt do grzechu. Bywam wściekły, że znowu dałem się zwieść, że zostałem poczęstowany zatrutym pokarmem w pięknym opakowaniu, czuję się upokorzony. Taka złość na grzech to jeszcze za mało, mogą to być emocje podszyte pychą (boli mnie to, że nie okazałem się doskonały). Dlatego ważniejsze jest pragnienie Boga, tęsknota za Nim. Raz jeszcze sięgam do rozważań szwajcarskiej mistyczki. Pisze ona, że słowa Jezusa na krzyżu: „Boże, czemuś mnie opuścił?” oraz „Pragnę” oddają istotę spowiedzi. Ostatecznie spowiedź jest owocem krzyża Chrystusa. Penitent jest nagi przed Ojcem, jak Jezus na krzyżu. Odczuwa, że skutkiem grzechu jest oddzielenie od Boga. I z tego mroku samotności wyrywa się pragnienie Jego bliskości.

To nie jest tylko pragnienie oczyszczenia siebie, wyzwolenia. „Z palącej tęsknoty za rozgrzeszeniem ma się zrodzić coś trwałego: owo niekończące się szukanie Boga, które tu na ziemi stanowi charakterystyczną cechę miłości” – pisze von Speyr.

Pragnienie dręczyło Jezusa aż do Jego ostatniego słowa na krzyżu: „Wykonało się”. Nie inaczej jest w naszym życiu. Nasze spowiedzi, a więc i nasze żale za grzechy, i postanowienia poprawy są etapami walki, która potrwa aż po moje „wykonało się”. „Jak bowiem błądząc myśleliście o odstąpieniu od Boga, tak teraz, nawróciwszy się, szukajcie Go dziesięciokrotnie” (Ba 4,28).

Od teraz

W postanowieniu poprawy konieczna jest mocna decyzja woli, a zarazem świadomość, że tylko Bóg może nas przemienić. Zostawmy dywagacje, ile procent zależy od nas, a ile od Boga. Nie jest to na pewno pół na pół. Raczej 100 proc. zależy ode mnie i jednocześnie 100 proc. od Boga. Brzmi dziwnie, wiem. Ale chyba nie jest dalekie od prawdy. Moja świętość ma dwóch autorów. Najpierw jest to Bóg, a potem ja. Bez mojego udziału On niewiele zdziała. Bez Jego udziału ja sam nie zdziałam nic. „Nawrócenie jest najpierw dziełem łaski Boga, który sprawia, że nasze serca wracają do Niego: »Nawróć nas, Panie, do Ciebie wrócimy« (Lm 5, 21). Bóg daje nam siłę zaczynania od nowa” – czytamy w katechizmie (1432). Dorzućmy słowa św. Jana Pawła II: „Gdybyśmy chcieli oprzeć postanowienie niegrzeszenia wyłącznie lub w głównej mierze na własnych siłach, powołując się na rzekomą samowystarczalność (...), to tak jakbyśmy mówili Bogu – bardziej lub mniej świadomie – że już Go nie potrzebujemy”. Nie marnujmy czasu na zastanawianie, czy mi się uda, czy nie. To może być głos pokusy, która chce nas zniechęcić do walki. Przyszłość należy do Boga.

Nie mówmy: „Zacznę od jutra”. Bo jutro powiemy to samo i zostaniemy w miejscu. W postanowieniu poprawy decydującym momentem jest „teraz”. Przeszłość i przyszłość powierzam kochającemu Bogu. A ja zaczynam od zaraz, startuję, podejmuję wyzwanie. Zło dobrem zwyciężaj. Ta zasada może pomóc w dobrym sformułowaniu postanowienia. Nie powinniśmy się ograniczać tylko do obietnicy: nie będę robił tego czy tamtego. Zasada unikania grzechu, a nawet pewnych okazji do grzechu, jest ważna, owszem. Ale jeśli ktoś ma na przykład kłopot z plotkowaniem, to warto postanowić, że codziennie powiem o kimś, kogo nie lubię, kilka dobrych słów. Lenistwo najlepiej zwalczać pracowitością, przy czym konieczny jest konkret, czyli plan, termin, zadanie itd. Zamiast nadmiaru komputera czy telewizji wybieram dobrą lekturę. Życie nie znosi pustki. Poza tym pokusa nie zrezygnuje tylko dlatego, że ja uczyniłem sobie dobre postanowienia.

Zauważmy, że zło nigdy nie kusi nas czymś abstrakcyjnym, ogólnym. Pokusa podsuwa konkrety, obrazy, zwykle bardzo ponętne, atrakcyjne, wciągające. Dobro też musi być konkretne, zaplanowane, ujęte w jakieś ramy, wpisane w kalendarz. Inaczej w chwili osłabienia naszej czujności zło nas złamie.

Przemyślana strategia, upór żaby

Spowiedź nie może być jak prysznic górnika po dniówce na kopalni. Trzeba się wymyć, bo nikomu w brudzie nie jest przyjemnie, ale wiadomo... będzie kolejna szychta i znowu się człowiek pobrudzi. Istnieje ryzyko traktowania spowiedzi zbyt mechanicznie jako „pralni brudów”. Znika wtedy autentyczna walka o zmianę życia, o zerwanie z grzechem. Nie jest prawdą, że musimy grzeszyć. Bywają sytuacje, gdy postanowienie poprawy musi odwołać się do mocnych słów Jezusa: „Jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! (…) I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie!” (Mt 5,8-9).

Czasem trzeba ciąć zdecydowanie. A to nic przyjemnego. Boli jak cholera. Zło ma to do siebie, że jeśli już raz znalazło dojście do nas jakąś ścieżką, będzie atakować w tym samym miejscu. Jeśli jakieś kontakty z ludźmi prowadzą do grzechu, muszą być zerwane. Czasem konieczna jest radykalna zmiana życia, która wiele nas kosztuje. W krytycznych sytuacjach warto zaczerpnąć rady kogoś doświadczonego duchowo. Konieczna jest wtedy pewna kontynuacja, koordynacja działań od spowiedzi do spowiedzi. Aby wygrać wojnę, potrzebna jest strategia. Pomocą w jej ustaleniu jest kierownictwo duchowe, które może (choć nie musi) być połączone ze spowiedzią. Sami nie widzimy dobrze siebie. Psalmista mówi o zatwardziałym grzeszniku: „jego własne oczy zbyt mu schlebiają, by znaleźć swą winę i ją znienawidzić” (Ps 36,3). Każdemu z nas to grozi. Trąd poraża najpierw nerwy, przez co tracimy czucie. Można nie czuć bólu, a ręka obumiera.

Tak bywa w życiu. W jakiejś przestrzeni można stracić zmysł moralny i nie dostrzegać, że rozwija się gangrena. W przypadku nałogów postanowienie poprawy wymaga szczególnej uwagi. Najtrudniejsze bywa to, by uznać, że jestem już nałogowcem. W przypadku alkoholizmu czy narkomanii konieczna jest terapia. Im głębsze jest uzależnienie, tym bardziej trzeba być nieufnym wobec siebie. Tu już na pewno nie wystarczy: „już nigdy więcej nie będę”. Napinanie mięśni paralityka nie dźwignie go łoża boleści. Bywa, że jesteśmy tak pogrążeni w grzechach, że przypominamy Łazarza cuchnącego rozkładem. Tylko większa siła może nas wyprowadzić z duchowego grobu. Ale muszę pozwolić tej sile wyciągnąć się z nieszczęścia. Niektóre grzeszne nałogi ciągną się za człowiekiem długo. Odpowiedzialność moralna za konkretne upadki jest wtedy zmniejszona.

Nie oznacza to jednak, że mam prawo wywiesić białą flagę i oznajmić: „Jestem nałogowcem i nic na to nie poradzę. Nie mogę przestać palić, nie mogę wyjść z pornografii. To niemożliwe”. Nie wolno ulegać takim myślom. To jest możliwe! Z Bogiem wszystko jest możliwe. Moja niemoc nigdy nie przekreśla mocy Boga. „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” – mówi Pan. „I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą”. Ten, który wyciąga nieboszczyka z grobu, może wyciągnąć człowieka z nałogu. Duch Święty jest tym, który „przekonuje o grzechu” (J 16,8), bo jest Duchem Prawdy. Ale ten sam Duch, który ujawnia grzech, jest także naszym Pocieszycielem, Obrońcą. Skłania serce do pokuty.

Na koniec przypowieść. Do bańki z mlekiem stojącej na łące wpadły dwie żaby. Próbowały odbić się od dna. Ale tonęły w tłustym mleku ze świeżego udoju. Jedna po kilku próbach poddała się i zatonęła. Druga mówiła sobie: „próbuję jeszcze raz” i podskakiwała. Za setnym razem w mleku pojawiła się grudka masła. Od niego odbiła się żaba i… została uratowana.

TAGI: