Słownik Franciszka

ks. Włodzimierz Lewandowski

Pan Bóg nie chce, by każdy następny papież był taki sam jak jego poprzednik. By Kościół nie zrobił się nudny jak niektóre kazania. I szary jak socjalistyczne osiedla.

Słownik Franciszka

Zbliżająca się trzecia rocznica wyboru Franciszka na Stolicę Piotrową dla wielu będzie okazją do podsumowań i refleksji nad jego pontyfikatem. Nie ma co ukrywać. Dla wielu szokującym. Czego przykład mieliśmy chociażby w ubiegłym tygodniu, gdy do 30-osobowej delegacji „Poissons roses” mówił o potrzebie zdrowej świeckości. Żeby uniknąć niepotrzebnego hejtu dodajmy: zdrowej to znaczy otwartej na transcendencję. Co nie mniej ni więcej oznacza otwartej na Boga, objawiającego się w pięknie stworzonego świata. Niektórzy nie doczytali. Stąd szok. Heretyk na tronie świętego Piotra promuje świeckość.

Analitykom życia kościelnego w Polsce te reakcje dały wiele do myślenia. Bo cóż może znaczyć ostra krytyka papieża nawiązującego do Pisma świętego i tradycyjnej nauki Kościoła o drogach poznania Boga? Przecież nie zawsze trzeba mówić językiem świętego Tomasza. Więc pojawiły się sugestie, że mamy problem nie tyle z papieżem, co ze znajomością nauczania własnego (?) Kościoła.

Wróćmy jednak do wieczoru sprzed trzech lat. Pamiętam zakłopotanie oczekujących w telewizyjnych studiach „ekspertów”. Nikomu (w Polsce) nie znane nazwisko. Mało kto wpadł na pomysł, by zapytać pracującego od lat w Ameryce Południowej korespondenta Polskiego Radia, kim jest nowy papież. To dzięki jego informacjom mogłem napisać pierwszy po wyborze redakcyjny komentarz. Przy okazji uświadamiając sobie po raz kolejny, że my tu, w Polsce, ciągle jesteśmy grajdołkiem. Także informacyjnym.

Przyznam że dla mnie największym szokiem nie było nazwisko, ale cisza jaka zapadła na Placu świętego Piotra, gdy prosił o modlitwę. „Zanim nowy biskup Rzymu pobłogosławi lud módlcie się, by Pan pobłogosławił biskupa.” Ta cisza świadczyła o rodzącej się więzi i ogromnej życzliwości, z jaką został przyjęty i zaakceptowany. Dodajmy – przez stojących na Placu. Bo w Polsce do dziś wielu nie może papieżowi wybaczyć, że powitał tradycyjnym „dobry wieczór” zamiast „Laudetur Iesus Christus”. Cóż, Pan Bóg nie chciał, by każdy następny papież był taki sam jak jego poprzednik. By Kościół nie zrobił się nudny jak niektóre kazania. I szary jak socjalistyczne osiedla.

Potem musieliśmy nauczyć się papieskiego języka. Miłosierdzie, peryferie, kultura odrzucenia, szpital polowy. Przyznam znalazłem coś dla siebie. I nie tylko. Przemówienie do biskupów w Meksyku. „Proszę was, abyście nie popadali w paraliż udzielania starych odpowiedzi na nowe wyzwania.” Trochę jak z ewangelicznym starym winem, lanym do nowych bukłaków.

Widzę w tym apelu korzeń niezrozumienia obecnego pontyfikatu. Przy czym dziwię się, że ci sami, którzy buntują się na język kazań, listów pasterskich, oficjalnych dokumentów Kościoła, równocześnie krytykują nowy styl papieskiego przepowiadania. A może nie ci sami? Może krytykują przywiązani do immanencji, transcendencji, konsubstancjacji i całego żargonu teologiczno-pastoralnego, w obawie że bez tego czcigodnego języka Kościół przestanie być tym, czym ma być w zamyśle Bożym. Zapominając przy okazji, że Jezus mówił językiem przypowieści i obrazu, a spór między „homo-uzjos” i „homoj-uzios” miał miejsce przeszło trzysta lat później. Żeby mnie dobrze zrozumieć. Nie znaczy to wcale, że wspomniany spór dla Kościoła nie jest ważny. Ważny, ale nie od niego zaczynamy przepowiadanie.

Na koniec dwie fotografie. Bo język Franciszka jest także, a może przede wszystkim, językiem gestów. Więc papież samotnie siedzący na krześle (nie wiem czemu ilustrowano nim spotkanie z dziećmi skoro wykonane było podczas noworocznej audiencji dla kurii rzymskiej) i papież w tłumie pielgrzymów, zmierzających do Świętych Drzwi (Jubileusz tejże kurii). Biskup Rzymu samotny i Biskup Rzymu pachnący owcami. Pewnie tak już zostanie.