Rośniemy

Andrzej Macura

Wedle statystyk Kościół katolicki jest coraz większy. Nie zamierzam marudzić, że gorzej z jakością wiary. Myślę, że jest z czego się cieszyć.

Rośniemy

Kilka dni temu Centralny Urząd Statystyczny Kościoła opublikował dane dotyczące liczny katolików w świecie. Za rok 2014, bo trudno szybciej zebrać dane z całego świata. A dane te są optymistyczne.  O ile w roku 2005 było nas wszystkich 1 mld 115 mln, to w roku 2014 liczba ta wzrosła o 157 mln, czyli do 1 mld 272 mln. Co istotne, przyrost katolików jest o kilka procent większy niż przyrost wszystkich mieszkańców Ziemi. W tej chwili stanowimy 17,8 proc całej populacji, o pół procenta więcej niż dziewięć lat temu.

Oczywiście sytuacje różnie przedstawia się w różnych regionach świata. W Europie żyje dziś tylko ok. 23 proc. wszystkich katolików. Stanowią oni od lat stały, 40 procentowy odsetek mieszkańców Starego Kontynentu. Proszę zauważyć: tylko 40 procent. W Azji i obu Amerykach przyrost liczby katolików jest mniejszy niż przyrost naturalny na tych kontynentach. Większy jest  w Oceanii. A największy w Afryce. Liczba ochrzczonych od 2005 do 2014 roku wzrosła tam aż o 41 proc, gdy tymczasem ogółem mieszkańców Afryki przybyło tylko 23,8 proc. Obecnie 215 mln mieszkańców Czarnego Lądu to ochrzczeni  w Kościele katolickim.

Malkontenci pewnie stwierdzą, że to tylko liczby. Jasne. To zawsze są tylko liczby. Nawet w średniowiecznej Europie, o której czasem myśli się w kategoriach Państwa Bożego były to tylko liczby. Z bliżej nieokreśloną grupą praktycznych pogan, co widać nawet w starych księgach penitencjarnych i mnóstwem różnej maści heretyków. Jeśli dziś prawie 18 procent populacji świata to katolicy, choćby tylko nominalni, jest z czego się cieszyć. Zwłaszcza że do tej liczby można dodać z prawie drugie tyle chrześcijan innych denominacji. Znaczy bowiem, ze jedną trzecią ludzkości dotknął blask Światłości Prawdziwej; jedna trzecia ludzkości zyskała szansę Życia.

Życie wieczne? Tak, to najważniejsze. Ale przecież już tu i teraz Ewangelia pomaga wyjść z lęku i radośniej spojrzeć na życie. Dla wielu systemów teologicznych człowiek to jakaś paskuda, która żyje za karę albo dla kary. A filozofia? Ot, jeden ze znanych nowożytnych twierdził, że człowiek z natury jest krwiożerczy, a altruizm życia społecznego to tak naprawdę tylko wyrachowana obrona własnych interesów. Inny z kolei, że z natury człowiek jest aniołem, ale życie społeczne go zdeprawowało, więc należy to życie społeczne zniszczyć. Jeszcze inny, że przeznaczeniem ludzkości jest walka jednych przeciw drugim. Smutny obraz, Ciągle walka, walka i walka. Nie z przyrodą. Z innymi ludźmi.  A chrześcijaństwo? Wraz z judaizmem pokazuje człowieka jako z natury dobrego, ale skażonego pierworodnym grzechem. Ale też w przeciwieństwie do judaizmu głosi, że ten grzech został już przezwyciężony; że człowiek mimo grzeszności przeznaczony jest do życia wiecznego. Czy w perspektywie nieuchronnej  śmierci jest dla człowieka lepsza wiadomość?

Tak, cieszę się, że aż tylu ludzi dotknął blask Prawdy. Żal mi, że ciągle tylu chrześcijan daną im nadzieję traktuje jakby była nieznośnym ciężarem. Ale może, dzięki Bożej łasce, w stosownej chwili odkryją jaki skarb mają?