Kościół, który cierpi

ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 11.03.2016 06:00

Ze wspólnoty, której się pomaga, 10 lat temu staliśmy się wspólnotą, która pomaga.

Abp Stanisław Gądecki (w środku), przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, i ks. Waldemar Cisło (z prawej) podczas ostatniej wizyty wśród chrześcijan na Bliskim Wschodzie Archiwum SPKP Abp Stanisław Gądecki (w środku), przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, i ks. Waldemar Cisło (z prawej) podczas ostatniej wizyty wśród chrześcijan na Bliskim Wschodzie

Jeszcze latem ubiegłego roku ks. Marcin Dąbrowski był wikariuszem w starachowickiej parafii pw. MB Nieustającej Pomocy. Obronił doktorat, w którym wiele było o innych wspólnotach chrześcijańskich i religiach. Nie przypuszczał, że tak szybko teoria tej pracy zacznie przydawać mu się niemal każdego dnia w praktyce. Został bowiem mianowany pracownikiem polskiej sekcji Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” (Kirche in Not). Z bliska dotknął spraw uchodźców i tych, którzy cierpią prześladowanie za wierność Chrystusowi.

Co właściwie znaczy „Not”?

Dwa lata po zakończeniu II wojny światowej w Belgii o. Werenfried van Straaten, holenderski norbertanin, w imię jedności chrześcijan i zabliźniania ran rozpoczął dzieło duszpasterskiej i materialnej pomocy katolikom w pokonanych Niemczech. Z czasem, gdy Niemcy podniosły się gospodarczo, katolicy tego kraju podjęli dzieło pomocy innym. Powstała organizacja „Kirche in Not”, która od lat ma swoją centralę w Niemczech i wspiera dziś 130 krajów na kilku kontynentach. Od 1957 r. zaczęła pomagać Kościołowi w Polsce. Niemiecki rzeczownik „Not” ma w sobie szerszą treść niż tylko „potrzeba”. Pojawia się np. na samochodach pogotowia, gdzie posiada sens „ratunek”.

Można odnieść wrażenie, że nazwa organizacji – czego nie da się oddać żadnym jednym polskim słowem – obejmuje i tych, którzy pomocy potrzebują, i tych, którzy ją niosą. – Jeśli spojrzymy na nazwy naszej organizacji w innych krajach niż Niemcy, tłumaczenie idzie najczęściej w stronę potrzeby, a nawet cierpienia. Na przykład włoska brzmi: „Chiesa che soffre”, tzn. Kościół, który cierpi – mówi ks. Dąbrowski, a wracając do początku idei, której stowarzyszenie chce być wierne, dodaje: – Chodzi tutaj o to, że to Kościół pomaga Kościołowi. Nie czekamy na pomoc ze strony państwa, innych religii czy ateistów.

Kapłan przybliża też najczęstszą procedurę, która kończy się wsparciem. – Dostrzegamy potrzebę i śpieszymy z ratunkiem. I jest to pomoc, która jest dobrze skoordynowana, a wszystko zaczyna się od dobrego rozpoznania. Np. w jakimś miejscu na świecie uboga czy cierpiąca wspólnota katolików potrzebuje szkoły, kaplicy czy szpitala. Powstaje projekt, który zatwierdza miejscowy biskup. Wówczas całość trafia do centrali naszego stowarzyszenia w Niemczech. Stamtąd, jeśli jest taka potrzeba, zostaje przekazana do którejś z sekcji krajowych, a te decydują, w jaki sposób mogą konkretnie pomóc. W miarę możliwości istnieje także konieczność wniesienia jakiegoś wkładu własnego, choćby w postaci pracy.

Stowarzyszenie funduje też stypendia na kształcenie księży, sióstr zakonnych i świeckich misjonarzy. Wydaje książki religijne w wielu językach, wspiera katolickie stacje radiowe i telewizyjne. Ważnym elementem działalności jest także pomoc uchodźcom, poszkodowanym na skutek kataklizmów i wojen.

Polska sekcja

Kościół katolicki w naszym kraju ze wsparcia „Kirche in Not” korzystał przez prawie pół wieku. W okresie komunizmu pomoc otrzymywały seminaria duchowne, klasztory, a także duchowni, którzy mieli odbywać specjalistyczne studia na Zachodzie. Pieniądze przekazywano na wydawnictwa katolickie i – w mniejszym zakresie – na budowę i remonty kościołów. W 2006 r. przyszedł moment, gdy Kościół w Polsce stał się wspólnotą, która mogła dołączyć do wielkiej rodziny dobroczyńców.

– Od 10 lat, pomagając, możemy spłacać wieloletni dług wdzięczności. W chwili, gdy powstała polska sekcja „Kirche in Not”, byliśmy 16. organizacją krajową – wyjaśnia ks. Dąbrowski. W 2011 r. organizacja stała się stowarzyszeniem na prawie papieskim, a polska sekcja nosi nazwę: Stowarzyszenie „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”. – Przez pierwsze niemal 10 lat mieliśmy jedną siedzibę, w Warszawie. Dzisiaj, od niespełna roku, obok biura przy ul. Wiertniczej na warszawskim Wilanowie, działają dwa kolejne biura – w Krakowie i Poznaniu – mówi ks. Marcin.

Przez dziesięciolecia „Kirche in Not” wypracowało stałe sposoby zdobywania pieniędzy. – W wielu krajach są to wyjazdy do parafii połączone z głoszeniem kazań i konferencji o działalności stowarzyszenia. Tak robimy także w Polsce. Wówczas nie tylko przeprowadzamy zbiórki, ale też zyskujemy stałych czy okolicznościowych dobroczyńców. Tych stałych mamy w Polsce ok. 30 tys. Obok tego wiele sekcji krajowych ma swoje indywidualne praktyki docierania do wiernych. U nas w Polsce od 7 lat są to 2. soboty listopada przeżywane jako Dzień Solidarności z Kościołem... w jakimś konkretnym miejscu na ziemi – opowiada ks. Dąbrowski. W ostatnim roku, ale też i w poprzednim zbierane pieniądze zostały przeznaczone na pomoc cierpiącym chrześcijanom w ogarniętej wojną Syrii.

By Kościół nie umarł u źródła

Przez długie dziesiątki miesięcy przemilczane raporty tylko w niewielkim stopniu docierały do opinii publicznej z jednoznacznym przekazem: chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą wyznaniową na świecie. Każdego dnia mordowani są wyznawcy Chrystusa, niszczone są świątynie i wszelkie ślady chrześcijańskiej obecności od wielu setek lat. Na przykład tylko w Nigerii w Afryce od 2000 r. zginęło 11 tys. chrześcijan. Teraz, gdy tak wiele mówi się o nowej fali migracji na nasz kontynent, znacznie rzadziej wspomina się o aktach nieludzkiej agresji na chrześcijan. W tej chwili na terenie ogarniętej wojną Syrii od sierpnia 2015 r. przetrzymywanych jest w charakterze zakładników niemal 200 chrześcijan, a ich los jest po prostu nieznany.

– W fali migrantów tak naprawdę chrześcijan jest niewielu. Do Europy docierają przede wszystkim ci, którzy mają pieniądze. Z reguły biedni chrześcijanie zostają na miejscu, a opuszczając ogarnięte walkami rodzinne miejscowości, znajdują schronienie w obozach na Bliskim Wschodzie. I to im staramy się pomóc – mówi ks. Dąbrowski i wyjaśnia, że ta pomoc ma jeszcze jeden bardzo ważny motyw: – Chodzi o to, by Kościół przetrwał i pozostał tam, gdzie jest obecny od 2 tysięcy lat. Damaszek w Syrii to przecież miasto, gdzie istniała jedna z najstarszych wspólnot uczniów Chrystusa, miejsce, gdzie nawrócił się Szaweł – św. Paweł. Antiochia nad Orontesem, kiedyś w Syrii, dziś na granicy tureckiej, to miasto, gdzie po raz pierwszy uczniów Chrystusa nazwano chrześcijanami. Jeśli oni stamtąd odejdą, zniknie ważne, stare źródło Kościoła. Staramy się więc docierać z pomocą na miejscu. Kontaktujemy się z biskupami, którzy trwają tam wśród swoich wiernych. Oni są także w kontakcie z tymi, którzy przebywają w obozach uchodźców na Bliskim Wschodzie. To są tereny bliskie ich kulturze i mentalności. Znają język i zwyczaje. Pomagamy im, by tam organizowali swoje życie, by tam szukali pracy, mieli szkoły i szpitale.

Stowarzyszenie „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” stworzyło takie miejsce w Irbil w północnym Iraku. To jedno z najstarszych miast na ziemi. Jest zamieszkane od 8 tys. lat. – Tamtejszy obóz dla uchodźców polska sekcja „Kirche in Not” stworzyła od podstaw i otacza go opieką. Początkowo mieszkało w nim 700 osób. Dziś jest tam 500 uchodźców. Liczba zmalała, bo część osób znalazła pracę i mieszkanie tam, na miejscu. Obóz ma charakter przejściowy, a więc umożliwiając mieszkańcom nowe zakorzenienie się w bliskiej im kulturze, spełnia swoje zadanie. I, co ważne, ocalamy wielowiekową kulturę chrześcijańską na tamtym terenie – wyjaśnia ks. Marcin.

Niedawno media, przede wszystkim katolickie, informowały o wizycie na Bliskim Wschodzie abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, któremu towarzyszył ks. Waldemar Cisło, dyrektor polskiej sekcji Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”. Ta wizyta to także konkretna pomoc. Ostatnia listopadowa zbiórka w ramach Dnia Solidarności z Kościołem w Syrii przyniosła 4,2 mln zł. Te pieniądze pozwolą na odbudowę zniszczonych domów, a także na zakup butów, odzieży, żywności i środków czystości.

– Kościół w Syrii jest wszystkim: szpitalem, kuchnią, czasem ochronką. Bomby nie wybierają. W Syrii nie wiadomo już, kto z kim walczy – mówi ks. Cisło, a pytany o to, czy na pomoc mogą liczyć także muzułmanie, odpowiada: – Jeśli przychodzi muzułmanka z chorym dzieckiem albo muzułmanin potrzebujący żywności, nikt nie pyta o świadectwo chrztu. Do wyznawców Allaha trafiło ok. 8 proc. zebranej kwoty.

Pastor medialny

Ksiądz Dąbrowski, jeszcze jako kleryk, znany był w środowisku Ruchu Światło–Życie pod pseudonimem „Pastor”. Pierwsze skojarzenie łączy się z duchowym przywódcą wspólnoty protestanckiej. – My tak tego nie widzimy. Dla nas ks. Marcin to pastor, czyli pasterz, przewodnik. On ma jakiś charyzmat przywództwa i wskazywania dobrej drogi – mówią oazowicze.

– Moja praca w warszawskiej sekcji Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” ma przede wszystkim charakter medialny. Przygotowuję artykuły, udzielam wywiadów, robię audycje, opowiadam o pracy stowarzyszenia, o sytuacji Kościoła w różnych miejscach świata. Obok tego towarzyszę różnym gościom z wielu miejsc świata, którzy przyjeżdżają do Polski. To praca, która rozwija i daje wiele satysfakcji. Ale nie chcę tracić także łączności z moją diecezją. Jeśli tylko mam czas, włączam się czy to w rekolekcje parafialne, czy w działalność oazy. Od wielu lat jestem uczestnikiem kursów dla animatorów. I jeśli to będzie możliwe, niech trwa. A w Warszawie czy w pracy stowarzyszenia? Poznaję Kościół powszechny, który wciąż i na wiele sposobów jest „znakiem sprzeciwu” dla współczesnego świata. W pracy doktorskiej, napisanej pod kierunkiem ks. prof. Ignacego Bokwy, analizowałem recepcję deklaracji „Dominus Iesus”, która mówi o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła. Wielość kultur i religii, a obok tego różne relatywizmy starają się pokazywać wiarę chrześcijańską jako jedynie jedną z wielu. Tymczasem tak nie jest. Dla nas, chrześcijan, to droga w pełni prawdziwa i jedyna. A jeśli za to przekonanie nasi siostry i bracia płacą wielką cenę, to my musimy nieść im pomoc – tłumaczy ks. Dąbrowski.

TAGI: