Dawanie i branie to umiejętność

Karol Białkowski

publikacja 13.02.2016 06:00

Wartości człowieka nie mierzy się oceniając jego ograniczenia fizyczne, czy umysłowe. Niepełnosprawni są jak skrzynia skarbów – wystarczy ją odkopać, otworzyć i cieszyć się bogactwem wnętrza.

 Nic tak dobrze nie integruje jak wspólne przebywanie ze sobą i posiłki. W Antoniowie niepełnosprawni, ich rodziny i opiekunowie mają do tego doskonałe warunki Archiwum „Wiara i Światło” Nic tak dobrze nie integruje jak wspólne przebywanie ze sobą i posiłki. W Antoniowie niepełnosprawni, ich rodziny i opiekunowie mają do tego doskonałe warunki

Kilkanaście procent mieszkańców Wrocławia korzysta ze świadczeń przyznawanych niepełnosprawnym. Do takich danych dotarł ks. Bogusław Kapica, który od sierpnia ubiegłego roku pełni rolę diecezjalnego duszpasterza osób niepełnosprawnych.

– Oczywiście są różne stopnie niepełnosprawności, niemniej liczby robią ogromne wrażenie. Cieszę się, że rozpoczęliśmy budowę struktur, które dadzą szansę tym najbardziej wykluczonym odnaleźć swoje miejsce w Kościele – zaznacza. Podkreśla przy tym, że powstające duszpasterstwo będzie przestrzenią o znacznie szerszym zasięgu. Trudno bowiem sobie wyobrazić, by zabrakło w nim tzw. pełnosprawnych. – Tu nie chodzi tylko o wolontaryjną pomoc. Trzeba pamiętać, że dając również otrzymujemy. Ja tego doświadczyłem na własnej skórze – wyjaśnia.

Będą cuda?

Projekt budowania duszpasterstwa niepełnosprawnych jest ogromnym przedsięwzięciem i wymaga pokonania wielu przeszkód – komunikacyjnych, infrastrukturalnych i pomocowych. Ks. Bogusław ma jednak na to pomysł. – Przez kilka ostatnich miesięcy badałem sytuację i niebawem usystematyzujemy wszystkie propozycje dla niepełnosprawnych, które już są. Powstaje strona internetowa i tam będzie można znaleźć bardzo konkretne informacje – zaznacza. Dodaje także, że nie da się jednoosobowo stworzyć tak dużego dzieła, dlatego liczy na pomoc, zwłaszcza młodzieży.

Kapłan widzi pewne stereotypy, które trzeba przełamać. – Ludzie są gotowi pomagać. Zwykle jednak bardzo szybko uciekają, bo... nie wiedzą, o czym mogą z osobą niepełnosprawną porozmawiać, a nawet jak się zachować – wyjaśnia. Jest też przekonany, iż takie przygodne spotkania dodatkowo budują pewną barierę i obawy. Jakie? – Że współczucie spotęguje smutek, a udawanie, że wszystko jest dobrze będzie nieuczciwe – zauważa. Podkreśla, że w nowym duszpasterstwie, dzięki obecności wielu „dobrowolnych opiekunów”, łatwiej będzie realizować chęć dzielenia się dobrem z niepełnosprawnymi. – Gdy człowiek się zaangażuje i wyluzuje w relacjach, to wtedy zaczynają się dziać cuda. I wcale nie jest tak, że tylko pełnosprawni dają. Po jakimś czasie, prawie zawsze zauważamy, że otrzymujemy znacznie więcej.

Ks. Bogusław Kapica wie, co mówi. Jego pierwszy bezpośredni kontakt z niepełnosprawnymi miał miejsce w czasach seminaryjnych, gdy w ramach działalności charytatywnej uczelni zajmował się panią jeżdżącą na wózku inwalidzkim. Jego zadaniem było umilenie jej czasu wspólnymi spacerami. – To trwało około roku. Postrzegam ten czas jako moje przełamanie. Mimo początkowego dyskomfortu z powodu obserwujących mnie wielu par oczu, te spotkania sprawiały mi radość – wspomina.

Po święceniach kapłańskich przyszły nowe doświadczenia. W parafii w Bystrzycy Kłodzkiej zaangażował się w działalność wspólnoty Wiara i Światło zrzeszającej rodziny, którym urodziły się dzieci z niepełnosprawnością intelektualną. – Potem były kolejne parafie, aż trafiłem na wrocławskie Pilczyce, gdzie znów miałem możliwość posługiwania wśród „wiaroświatlanych” rodzin – mówi i zaznacza, że na tych doświadczeniach chce oprzeć funkcjonowanie duszpasterstwa niepełnosprawnych.

Radość prostoty

Wiara i Światło powstała we Francji w 1971 r. Jej inicjatorami są Marie-Hélène Mathieu oraz Jean Vanier, który kilka lat wcześniej stworzył też inną wspólnotę dla osób upośledzonych i ich przyjaciół – l’Arche (pol. Arka). Dość szybko inicjatywa trafiła na polski grunt. Stało się to dzięki Teresie Brezie, która w połowie lat 70. XX w. bezskutecznie szukała kapłana, który pomógłby przygotować jej córkę Joasię do Pierwszej Komunii Świętej. Dziewczyna miała zespół Downa. Wobec braku możliwości w Polsce, wyjechała do Francji, by tam szukać przykładów katechezy specjalnej i pewne wzorce przywieźć do kraju. Wtedy zetknęła się ze wspólnotą Wiara i Światło i wkrótce założyła jej polską gałąź we Wrocławiu. Pierwsze spotkanie odbyło się w marcu 1978 r. w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa przy Moście Grunwaldzkim. Od tamtej pory w całej Polsce powstało wiele grup zrzeszających setki rodzin.

Teresa Żurawicz jest koordynatorką najstarszej wrocławskiej grupy „wiaroświatlanej” noszącej nazwę „Magnificat”, która swoje spotkania ma przy parafii pw. Chrystusa Króla na ul. Zachodniej. – Do wspólnoty trafiliśmy zachęceni przez mamy ze szkoły specjalnej, które organizowały kolonie dla dzieci niepełnosprawnych – wspomina mama 51-letniego Grzegorza. Jej syn urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym czterokończynowym. Czy jest ciężarem? – Nigdy bym o nim tego nie powiedziała, chociaż tak, to prawda. Wymaga stałej opieki, co nie jest łatwe – mówi. Podkreśla przy tym, że więcej łez wylała przez innych ludzi, niż przez niepełnosprawność dziecka. Zauważa jednak, iż podejście otoczenia zmieniło się diametralnie w ciągu ostatnich 25 lat. – Nie byłam przygotowana na niepełnosprawność. Długo walczyliśmy z mężem o pełne wyzdrowienie syna – mówi Jadwiga Kuśnierz.

35-letni dziś Ryszard urodził się zdrowy, ale w wieku 5 lat zapadł na bakteryjne zapalenie opon mózgowych. Wskutek choroby od początku musiał się nauczyć m.in. mówić i chodzić. Od lat jest jednak sportowcem – zdobywcą ponad 80 medali i 4 pucharów olimpiad specjalnych w pływaniu. Był nawet powołany do reprezentacji Polski na Mistrzostwa Europy w Monaco. Niestety nie pojechał. Zdyskwalifikowały go napady epileptyczne.

Córka pani Jadwigi również jest niepełnosprawna. Niespodziewanie, mając 2 lata, dostała pierwszego ataku epilepsji. Dziś, w wieku 26 lat, dochodzi do nich kilkanaście razy w miesiącu, a lekarze nie potrafią znaleźć rozwiązania jak jej skutecznie pomóc. – Nie mogę jej zostawić samej w domu nawet gdy idę wyrzucić śmieci, bo nie wiem, czy gdzieś nie upadnie i nie zrobi sobie krzywdy. W tej chwili podajemy jej leki, które trochę ataki wyciszyły – opowiada.

Do wspólnoty trafili w 2004 r. Zaczęło się od rekolekcji w parafii pw. Maksymiliana Marii Kolbego, prowadzonych przez ks. Piotra Frankowskiego. – Usłyszałam, że są one dla naszych dzieci. Pomyślałam, że poświęcę się i pójdę. Zastanawiałam się tylko, czy ja mogę z nich w jakiś sposób skorzystać, bo byłam przekonana, że Rysiu i Asia niewiele zyskają – opowiada. Rzeczywistość zaskoczyła. – Zobaczyłam, że oni wśród innych niepełnosprawnych czują się bardzo dobrze, a do tego są potrzebni, kochani i akceptowani. Ja natomiast w tych prostych kazaniach znalazłam dla siebie moc i wsparcie – dodaje. Potem były wakacyjne rekolekcje i decyzja, że Wiara i Światło to miejsce dla całej rodziny.

Rodzina i przyjaciele

Spotkania wspólnoty odbywają się dwa razy w miesiącu. Mają charakter modlitewny, ale również integracyjny. Formacja jest oparta o tzw. drogowskazy, czyli propozycje rozważań, tematów do dyskusji w małych grupach. Ważne są też zabawy integracyjne i rekwizyty, które pomagają zrozumieć treści wszystkim. Wspólnota pozwala na zbudowanie bardzo bliskich relacji. Jej członkowie nie używają wobec siebie zwrotów grzecznościowych „pan” i „pani”. – Mówimy sobie po imieniu lub „mama” i „tata”. To sprawia, że jeszcze bardziej czujemy się rodziną, na którą można liczyć – wyjaśnia J. Kuśnierz.

Ta zasada dotyczy również należących do wspólnoty wolontariuszy, chociaż oni nie chcą być tak nazywani. – Wolontariusz daje coś od siebie. A ja i inni „przyjaciele” bardzo wiele również dostajemy – wyjaśnia Joanna Kuriata. Z Wiarą i Światło jest związana od 2006 r. – Zaczęło się od ogłoszenia na katechezie w szkole średniej w moim rodzinnym Brzegu. Ksiądz zachęcił nas do wakacyjnego wyjazdu z niepełnosprawnymi do Antoniowa. Mieliśmy tam pomagać w opiece nad nimi – wspomina. Zaznacza, że miejscowość jest na „końcu świata”. Nie ma tam nic oprócz kościoła, domu rekolekcyjnego i gór.

– To było jak szkoła przetrwania. Dwa tygodnie ciężkiej pracy. Do sklepu 2 kilometry, zakupy trzeba było przynieść w plecaku, a potem z tego ugotować np. obiad dla 35 osób na piecu – opowiada. Żadne trudności jej nie zniechęciły i została we wspólnocie na stałe, zresztą nie tylko ona. – Jestem w niej zakochana. Tutaj też znalazłam swojego męża – przyznaje.

Mama Jadwiga, mama Teresa oraz przyjaciółka Asia są zgodne, że na spotkaniach „wiaroświatlanych” można się bardzo ubogacić. Przywołują zwłaszcza doświadczenie spontaniczności. – Uwielbiam moment modlitwy ze świecą. Ona wędruje od osoby do osoby i każdy wypowiada swoją intencję. Niepełnosprawni w prostocie swego serca i głębokiej ufności zawsze dotykają tego, co najważniejsze. Podobnie jest z modlitwą wiernych – wymieniają i zachęcają do dołączenia się do jednej z grup, a później do tworzenia nowych.

Więcej informacji o wspólnocie Wiara i Światło można znaleźć na:  www.wiaraiswiatlo.pl.

TAGI: